Maj to czas, kiedy dzieci przystępują do pierwszej komunii świętej. Jest to niezwykle ważny moment nie tylko dla drugoklasistów, ale i dla nas, rodziców. Zdarza się, że cała sytuacja nas przerasta i czujemy się nieco zagubieni.
W takich przypadkach zazwyczaj zajmujemy się tym, co potrafimy najlepiej – gdyż daje nam to po prostu poczucie bezpieczeństwa. I być może stąd biorą swój początek mało chwalebne wyobrażenia o rodzicach dzieci pierwszokomunijnych, którym przypisuje się zużywanie całej energii na organizowanie przyjęć, kupowanie prezentów, a jedynie czasem na posprzątanie kościoła i dla świętego spokoju złożenie daru ofiarowanego podczas Eucharystii.
Wiem, że rodzice potrzebują wskazówek, jak poradzić sobie z tym wyzwaniem. Zdobycie wiedzy doda pewności, a tym samym oddali od spraw mniej istotnych.
Czas przygotowań córki czy syna do spotkania z Jezusem jest niełatwy, ponieważ dziecko musi nagle sobie poradzić z: nauką w szkole, chodzeniem na dodatkowe spotkania, lękiem przed nieznanym. Jest to dla niego ogromny wysiłek fizyczny i umysłowy. Zapraszam zatem do przyjrzenia się naszemu drugoklasiście.
Dziecko w tym wieku przede wszystkim lubi się ruszać. Robi to często, z krótkimi przerwami na zregenerowanie sił. Poprzez osiągnięcia fizyczne sprawdza po prostu swoje możliwości. Gdy jest zmęczone, często bywa drażliwe. Najlepszym lekarstwem na "muchy w nosie" jest jakieś "małe co nieco". Podreperuje wtedy siły i znów będzie gotowe do działania.
Dzieciom w tym okresie trudno w spokoju spędzić pół godziny, a co dopiero wytrwać na niedzielnej mszy świętej! Nie sposób nie zauważyć, jak kręcą się, przeszkadzają, ciągle się czymś zajmują. Chyba sporo na ten temat mogą powiedzieć kapłani sprawujący Eucharystię. Niełatwo wygłaszać kazanie do gromady radosnych dziewięciolatków. Potrzeba do tego niebywałego talentu oraz dobrego przygotowania. Obecnie zaprasza się dzieci blisko ołtarza, a przebywanie wśród rówieśników mobilizuje do wzmożonej aktywności. Na szczęście nie umniejsza to radości oczekiwania na spotkanie z Jezusem. My zachowywaliśmy się podobnie w tym wieku. Nie bójmy się ruchliwości naszych dzieci, zwłaszcza że przemija.
Gdy mały człowiek wkracza w wiek szkolny, powoli przestaje się mu podobać zaborcza miłość rodziców. Broni się przed odkrywaniem swoich myśli, samodzielnie chce podejmować decyzje. Pragnienie dostosowania się do zwyczajów kolegów jest nadzwyczaj silne. Objawia się np. w noszeniu takich samych ubrań czy otaczaniu się podobnymi przedmiotami. Dziecko zaczyna naśladować zachowania swoich kolegów, głównie te niepożądane. W wieku około dziewięciu lat u dziecka mogą pojawić się również brzydkie maniery: rzucanie na podłogę kurtki, chowanie brudnej bielizny pod materac łóżka, ustawiczne niezamykanie drzwi. Można je wymieniać w nieskończoność. W rzeczywistości jednak zmiany te dowodzą, że dziecko bardzo dobrze utrwaliło sobie zasady dobrego wychowania, ponieważ doskonale wie, przeciw czemu ma się buntować. Gdy uzna, że wywalczyło sobie już pewną niezależność, powraca do normy. Skutecznym lekarstwem jest pozostawienie sporego marginesu swobody i dobry osobisty kontakt. Na niektóre wybryki można przymknąć oczy, lecz trzeba egzekwować to, co się nam należy.
Nieocenione okazują się rozmowy, szczególnie szczere i nie prowadzące do zdradzania powierzonych rodzicom tajemnic.
Zauważyłam we własnej rodzinie, że podobne chwile mają dla wszystkich wielką wagę. Mamy sobie naprawdę wiele do powiedzenia. Lubimy też spotkania w cztery oczy, odbywają się one najczęściej wieczorem. Nie rozliczamy dzieci z wykroczeń – dzielimy się za to kłopotami, radościami lub przemyśleniami o życiu i otaczającym świecie. Zachęcam do znalezienia choćby pół godziny co jakiś czas na tego typu spotkania. Poznamy nie tylko dzieci, ale i siebie samych.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Opisuje swoje „duchowe poszukiwania” w wywiadzie dla„Der Sonntag”.
Od 2017 r. jest ona przyznawana również przedstawicielom świata kultury.
Ojciec Święty w liście z okazji 100-lecia erygowania archidiecezji katowickiej.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.