O szkole pokory w zakonie, męskiej przyjaźni i zaletach prawdziwego mężczyzny z o. Wiesławem Dawidowskim OSA rozmawia Maciej Gajek.
Ale prawdziwą szkołę życia przeszedłeś w stanie wojennym...
– Kiedy wprowadzono stan wojenny, z kolegami ze szkoły czuliśmy, że trzeba się włączyć w jakieś działanie. Rozrzucaliśmy różne ulotki, w nich informacje o radiostacji „Solidarność”. Ktoś doniósł, złapała nas milicja. To uruchomiło cały łańcuch aresztowań. Wyłuskano całą naszą misternie ułożoną organizację. Skończyło się półroczną odsiadką.
To będzie opowieść z cyklu „jak hartowała się stal”?
– Nie ironizuj, bo to będzie historia o honorze. W jedną nieprzespaną noc stajesz się facetem. To mnie nauczyło, co to jest honor. Pamiętam, że wożono nas na badania psychiatryczne – chodziło o to, żeby pokazać, że „oni są stuknięci”. Takie podejście ubeckiego systemu. Wracałem z badań do aresztu, a do tej samej więźniarki wsadzono jakąś dziewczynę. Prawie się w niej zakochałem, a ona opowiedziała, jak są traktowane kobiety na oddziale żeńskim. Po powrocie do celi opowiedziałem o tym kolegom. Ta informacja musiała być zweryfikowana, uruchomiono cały mechanizm, w końcu nie wiedzieli, czy nie jestem jakimś prowokatorem. Wreszcie zapadła decyzja: zawiązujemy strajk głodowy. Wyobraź sobie: siedzisz na końcu długiego korytarza. Głodny. Rano przynoszą pod Twoją celę kocioł zupy. Starszy celi mówi: „nie, dziękujemy”. I nagle słyszysz oklaski. Nie widzisz tych ludzi, ale wiesz, że tworzy się między wami więź. Chociaż za chwilę zrobią ci rewizję, każą rozebrać się do naga, stać w szpalerze na korytarzu. Będzie ścieżka zdrowia. Ale jesteś dumny. Innym razem wylądowałem w szpitalu psychiatrycznym na obserwacji. Odegrałem rolę wariata. Wtedy jakiś starszy człowiek powiedział: nie rób z siebie wariata, my nie możemy dać im poczucia, że jesteśmy stuknięci.
Jak wygląda męska przyjaźń w klasztorze?
– Mieszkasz z kimś 7 dni w tygodniu, 24 godziny na dobę. Ostatnią rzeczą, którą chcesz zrobić, to wyjechać ze współbratem na wakacje. Jeśli się na to decydujesz, to wtedy jest przyjaźń.
Jest taki dwuwiersz o Tobie. Jestem piękny, jestem boski, jestem Wiesław Dawidowski.
– (śmiech) Chyba każdy z nas ma coś z narcyza. Przecież lubimy słyszeć same dobre rzeczy o sobie. Nie lubię o sobie mówić. To tylko tak atrakcyjnie wygląda z zewnątrz – gość występuje w telewizji, pewnie ma dużo kasy, wszyscy go znają, uwielbiają. Kiedy wchodzę do studia, do wszystkich się uśmiecham, ale w środku mam ogromny stres. W gruncie rzeczy jestem wewnętrznie bardzo kruchy.
„Kruchy”? Żartujesz.
– Nie wierzę w to, że są twardzi faceci. Są twarde kobiety. A twardy facet coś tym przykrywa.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.