Jak zachorowałam i zaniemogłam, prosiłam, żeby Matka Boża dała mi zdrowie. I dała, i wciąż przychodzę – mówi pani Jadwiga z Zielonej Góry.Nikt ze znajomych nie dziwi się, że przed ich domem stoi figurka Maryi. – Może dlatego, iż zawsze byliśmy przy kościele? – zastanawia się pani Elżbieta. – Zdarzały się ironiczne uwagi nieznajomych, ale wiele osób nas zaskakuje. Czasem mężczyzna jadący rowerem zdejmuje czapkę, a mama z dzieckiem żegna się przy figurce. Obecność Maryi powoduje u ludzi refleksję – dodaje. Figurka przed domem to ich potrzeba serca. – Oczywiście, w jakiś sposób jesteśmy na świeczniku, dlatego staramy się dawać świadectwo – mówią małżonkowie. – Pewnie komuś się wydaje, że to objaw jakiegoś nawiedzenia, a my po prostu staramy się żyć na co dzień z Bogiem – dodają.
Krzyż w mieszkaniuW Zielonej Górze maryjną figurkę możemy spotkać w parku przy ul. Sowińskiego. Powstała w 1999 roku z okazji II Diecezjalnego Kongresu Rodziny. Organizatorzy kongresu chcieli zostawić po nim coś trwałego. – Pomyśleliśmy o miejscu poza kościołem, w którym moglibyśmy się spotykać na modlitwie – wyjaśnia Włodzimierz Sadecki, jeden z inicjatorów powstania kapliczki i członek Domowego Kościoła. Władze miejskie przychylnie podeszły do inicjatywy i nie było problemu z uzyskaniem pozwolenia. Kapliczkę z litego drewna wyrzeźbił Wiesław Chrzanowski z Wolsztyna. Od samego początku opiekuje się nią mieszkająca nieopodal pani Jadwiga. –Powiedziałam do Maryi: „Matko Boża, dokąd będę żyła, to będę się Tobą opiekować” – mówi 90-latka. – Przychodzę tu dwa razy dziennie, bo czasem ktoś wazon przewróci i kwiaty zabierze. Jak to z ludźmi – dodaje. Maryja, jak mówi, prowadzi ją w szczęściu i nieszczęściu. – Modlę się szczególnie za ojczyznę. Chcę Polski takiej, jaką miałam przed wojną. Piłsudski bronił ojczyzny, a teraz ludzie bronią portfela. Chciałabym, żeby Polacy się zjednoczyli i szanowali się – mówi opiekunka kapliczki. W zamierzeniu pomysłodawców, ma być to miejsce modlitwy i refleksji. – Może właśnie kapliczka przypomni komuś o istnieniu Boga? – zastanawia się W. Sadecki. Jego zdaniem jest jeszcze jedna przestrzeń miejska, w której można spotkać sacrum. – W naszych domach wiszą krzyże. W moim biurze i na hali zakładowej też wsi krzyż. Bóg przecież ma być w naszej codzienności – zauważa.
Piszmy na drzwiach kredą
Z głogowskim regionalistą Waldemarem Hassem rozmawia Krzysztof Król.
Krzysztof Król: Jak to jest z tymi krzyżami i kapliczkami w Polsce?
Waldemar Hass: – Przed przystąpieniem Polski do Unii Europejskiej oglądałem reportaż, w którym młody Holender po wizycie w Polsce mówił, że zbulwersowała go ilość krzyży i kapliczek. Wtedy sobie pomyślałem, że nie jest z nami źle. Oczywiście, nie jestem zwolennikiem przesady, że na każdym rogu musi być krzyż, bo można w ten sposób zbanalizować ten znak.
Jednak wcale nie tak łatwo znaleźć takie znaki w centrum największych miast. – Jestem zachwycony, zwiedzając Włochy. Tam można spotkać mnóstwo przydomowych kapliczek i figur w specjalnych wnękach. Ta przestrzeń nawet jeśli już się zlaicyzowała, to na pewno zawsze będzie frapowała. To jest fantastyczne, kiedy człowiek idzie do pracy, na sjestę, wraca do domu, a tu figurka jego patrona. Tego mi trochę brakuje u nas. Choć w niektórych regionach naszego kraju, szczególnie tam, gdzie przetrwała dawna architektura, jest lepiej.
Mamy stawiać nowe krzyże i kapliczki? – Najlepszy motyw dla tego typu działań to spontaniczna potrzeba ludzi. Jeśli ludzie mają taką potrzebę, to dajmy im taką możliwość. Musi to być oczywiście profesjonalnie przygotowana inicjatywa, trzeba pamiętać o zachowaniu kanonów sztuki chrześcijańskiej i oczywiście musi być w tym pierwiastek duchowy. Osobiście zacząłbym od pisania kredą na naszych drzwiach „K+M+B”, bo to pojawia się na coraz mniejszej ilości drzwi katolików.