Krzeszów. Ściany po obu stronach okna, od podłogi aż po strop, pokryte setkami wydrapanych w tynku napisów. Najstarszy pochodzi z 1768 roku.
Całe krzeszowskie założenie klasztorne to jeden wielki pomnik historii i wiary. Pełna zabytkowych wspomnień jest bazylika mniejsza. Echa przeszłości wypełniają klasztor sióstr elżbietanek. Duchowej wartości nie jest także pozbawiony kościół św. Józefa, usadowiony pomiędzy sanktuarium a Domem Opata.
Jak każde miejsce w tym pocysterskim opactwie udostępnione turystom, św. Józef jest codziennie odwiedzany przez grupy turystów. Raczej żadna z tych grup nie zobaczy zabytkowych graffiti, wydrapanych na ścianach wewnętrznej klatki schodowej. Jeszcze mniej osób zdaje sobie sprawę z istnienia tajemniczych rysunków, przedstawiających nigdy nie zbudowane wieże kościoła. Napisy wydrapane na tynku to tzw. murale. Co jakiś czas odkrywa się je podczas prac renowacyjnych albo remontowych. Najstarsze datowane są na połowę XVI w., najmłodsze powstają współcześnie. Do tego dochodzą fragmenty wierszy i rysunki albo kunsztownie wykaligrafowane podpisy.
Kaligrafia pod opieką
Większość z nich istnieje z dala od ludzkiego wzroku, ba, nawet świadomości. Znają je natomiast dobrze konserwatorzy zabytków. Jednak dla nich – o dziwo – te wydrapywanki nie mają większego znaczenia. – Wiem, że to może zabrzmieć jak herezja, ale dla konserwatora sztuki napis wyryty na tynku zabytkowego budynku, choćby miał nawet kilkaset lat, jest jedynie pamiątką po barbarzyńskich nawykach niegdysiejszych pątników albo turystów – mówi z uśmiechem Maria Lelek-Pietrzak, konserwator sztuki z Krakowa.
Dlatego ludzie z jej branży starają się na ogół pokrywać te niechlubne – ich zdaniem – ślady ludzkiej próżności nowym tynkiem. Wszystko dla dobra zabytku i estetyki. Zresztą – jak podkreśla Maria Lelek-Pietrzak – taki sposób postępowania jest normą konserwatorską na całym świecie. Na usta ciśnie się więc pytanie laika: Jak to? Więc dla konserwatora nic nie znaczy „genius loci”, duch miejsca unoszący się od wieków nad miejscem przy oknie kościoła św. Józefa w Krzeszowie i tysiącach innych tego typu miejsc na świecie? – Owszem, ma to znaczenie. Jednak, abyśmy chcieli zachować jakiś napis albo rysunek, musi on mieć znamiona niezwykłości i wykazywać cechy artystyczne. Do takich przykładów zalicza się m.in. przepięknie wykaligrafowany napis nad jednym z wejść na prospekt organowy w bazylice Matki Bożej Łaskawej – wyjaśnia Maria Lelek-Pietrzak. A pytanie, czy murale na piętrze klatki schodowej u św. Józefa oraz rysunek nigdy nie ukończonej wieży będą kwalifikowały się do zachowania czy nie, nadal pozostaje otwarte.
Kiedyś muralia, dziś graffiti
Jak wyjaśnia dr Monika Bisek, kulturoznawca – człowiek już w czasach prehistorycznych odczuwał potrzebę pisania po ścianach. Jednak murale z prawdziwego zdarzenia to wynalazek dużo późniejszy. – Wywodzą się z Meksyku, z lat 20. i 30. XX w. i pierwotnie miały za zadanie przedstawiać historię kraju, kulturę oraz wskazywać potrzebę zmian społecznych – wyjaśnia dr Bisek.
Jaka więc potrzeba kierowała autorami murali, wyskrobanych na ścianach krzeszowskich świątyń jeszcze w epoce baroku? Dr Monika Bisek tłumaczy, że człowiek zawsze chciał pozostawić po sobie pamiątkę w miejscach, które rzadko odwiedzał albo o których był przekonany, że już nigdy do nich nie wróci. Czy taki jest właśnie sens pozostawionych na ścianach kościoła św. Józefa rzędów setek inicjałów, nazw i dat? Wszystko wskazuje na to, że tak.
Jak to się jednak stało, że do najstarszych wpisów, datowanych na drugą połowę XVI w., wciąż dołączały nowe, nieprzerwanie wplatając się w ciąg dziejów i zdarzeń związanych z Krzeszowem? Romuald Jała, który pochodzi z podkrzeszowskiego Chełmska, wyjaśnia, że przez wiele lat całe założenie krzeszowskie (może z wyjątkiem klasztoru) było dostępne dla każdego, kto chciał się zapuścić w zapomniane zakamarki opactwa.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).