Dzień VI (08.12)
Strąca władców z tronu, a wywyższa pokornych.
Poniżenie i wywyższenie…
Pokora to cecha, którą najtrudniej osiągnąć w życiu – i najmniej chętnie jest ona pożądana przez człowieka. Prawdziwa pokora. Taka, która nie jest faryzeizmem, obłudą, która nie stara się na bliźnich wywrzeć dobrego wrażenia. Taka, w której człowiek zna siebie – i wie, że jest tylko prochem, ale za to ukształtowanym na obraz i podobieństwo Boże.
Bez pokory nie ma prawdziwej służby; takiej, gdzie ważne jest dobro innych, gdzie liczy się drugi człowiek, gdzie radość daje praca dla bliźniego, a nie osiągane zaszczyty czy pochwały.
Pokornym może być człowiek bogaty, wpływowy, a pysznym – biedny, podległy komuś.
Z pewnością trudniej jest być pokornym, gdy ma się świadomość, że posiada się jakąś władzę nad drugim człowiekiem, np. w pracy, jako pracodawca czy w małżeństwie, rodzinie. Jedynie pokora pozwoli nie nadużyć tej władzy w złym celu.
Trudno jest być pokornym, gdy np. jest się podwładnym, poddanym komuś, zależnym od kogoś… Jakże łatwo osądzać szefa, ferować wyroki, narzekać, plotkować – i nie dostrzegać, że bycie „niżej” to przywilej mniejszej odpowiedzialności. Jakże łatwo zapominać o modlitwie za złego szefa, znaleźć wytłumaczenie dla swojej postawy wiecznego narzekania, obmawiania za plecami. Brakuje nam odwagi w zwróceniu szefowi uwagi, gdy coś źle robi, w powiedzeniu głośno tego, co boli czy dotyka. Nie mamy odwagi nawet do tego, by spytać, by poprosić o wyjaśnienie…
I czekamy, aż „władca” spadnie z tronu, aż dosięgnie go ręka Boga. Tylko że Pan Bóg kocha tego „władcę” tak jak i nas – i zna lepiej jego serce, wie, dlaczego ten człowiek robi coś tak, a nie inaczej. Dlatego być może dostrzega w nim więcej pokory, niż w nas… i dlatego go nie poniża…
Panie, chcę w tym Adwencie szczególnie modlić się za wszystkich, będących „na tronie” – o pokorę dla nich, o pokorę dla siebie…