Ludzie zamknęli probostwo i pilnują go dzień i noc. Nie wpuszczają nowo mianowanych duszpasterzy. „Ksiądz Grzegorz jest nasz” – napisali na transparencie. Mylą się. Ksiądz należy do Kościoła.
– A co to, nie wolno nam protestować? – woła ktoś z tłumu.
Nie przekonuje ich stwierdzenie, że przetrzymywanie księdza i blokowanie probostwa wykraczają poza ramy dopuszczalnego protestu. Gniew nie potrzebuje argumentów.
Jednak nie wszyscy
Po ulicy opodal kościoła chodzą zwykli ludzie, przeważnie też z Miasteczka. – My się nie zgadzamy z tym, co oni robią – mówią dwie nastolatki. Jasnowłosa kobieta z wózkiem zatrzymuje się na chwilę. – Ja uważam, że biskup dobrze zrobił. Ksiądz ślubował, że się podporządkuje biskupowi i tak powinno być – rzuca na odchodnym. Podobnego zdania jest jeszcze kilkoro napotkanych młodszych ludzi. Te głosy jednak nie docierają do placu kościelnego. Tam panuje zupełnie inny duch. Padają słowa pełne agresji i nienawiści. A to wszystko odbywa się tuż obok drzwi kościoła. Pewnie nikt już z obecnych nie zwraca uwagi na wyrzeźbiony na nich łaciński napis. Oznacza: „Domowi Bożemu przystoi świętość”.
I coście zrobili
Wśród protestujących często padają słowa: „Nasz ksiądz Christoph”. Ze swojego dawnego proboszcza uczynili sztandar. Nic dziwnego – jest dumą Miasteczka Śląskiego. Gdy zmarł przed z górą stu laty, pozostała po nim opinia świętości. Autentyczna pobożność kolejnych pokoleń parafian to w dużej mierze owoc jego pokornego życia. Zapytani teraz, czy ksiądz Christoph pochwaliłby to, co się dzieje opodal jego grobu, milkną. – Podobno mieli go beatyfikować, ale wie pan, pieniądze – mówi zażywny mężczyzna, robiąc oko.
Parafianie z Miasteczka nie wiedzą, że w ubiegły piątek sprawa beatyfikacji ich dawnego proboszcza miała stanąć na Konferencji Episkopatu. Nie stanęła – z powodu zajść w parafii. Pięć lat starań, przygotowane materiały – to wszystko zostało odłożone na czas nieokreślony. Biskup pomocniczy Gerard Kusz z Gliwic, nie kryje żalu. – To chichot szatana, że następca księdza Christopha wywraca jego dzieło – komentuje krótko.
Została blizna
Wiele miejsc w Polsce nosi ślady po parafialnych konfliktach. Gdzieś nie chcieli proboszcza, a gdzie indziej właśnie chcieli.
Prawie identyczna sytuacja, jak Miasteczku, wydarzyła się pół wieku temu we wsi Bolesław pod Olkuszem. Też poszło o odwołanego proboszcza. Ludzie chcieli go zatrzymać i doszło do rozłamu.
Więcej na następnej stronie