Miasteczko Śl.: Bóg tej walki nie chce

Ludzie zamknęli probostwo i pilnują go dzień i noc. Nie wpuszczają nowo mianowanych duszpasterzy. „Ksiądz Grzegorz jest nasz” – napisali na transparencie. Mylą się. Ksiądz należy do Kościoła.

Reklama

W przedsionku tamtejszego kościoła spotykam pana w średnim wieku. Maluje lamperię w wymyślne wzorki. – Wie pan, może lepiej o tym nie mówić – zastanawia się. Gdy mówię o Miasteczku, ożywia się. – A tak, słyszałem! Nawet powiedziałem w domu, że na drugi Bolesław się zanosi – mówi z gorzkim uśmiechem. Przyznaje, że z tamtej sprawy nic dobrego nie wynikło. Przyjęło się, żeby o tym nie mówić – opowiada. Nic dziwnego. Rana była głęboka, bo ludzie wówczas nawet za widły i siekiery chwycili. – Nie z czynów, ale ze słów dochodzi do najgorszych nieporozumień. A tu padły niewłaściwe słowa – kiwa głową mój rozmówca.

Ciekawa rzecz, że dziś każdy zagadnięty mieszkaniec wsi zaczyna podobnie: „O tym się nie mówi”. Tak jakby ceną osiągniętego spokoju było milczenie. Cisza pokrywa bolesne wypadki i to, że ludzie dziś wierzą w Tego samego, ale nie tak samo.
Na ławce przed odrapanym blokiem w Bolesławiu siedzi staruszka w chustce na głowie. – Wtedy, wie pan, to się u nas nawet gromnicami bili – szepcze wstydliwie. Potem ze schyloną głową i już jakby do siebie mówi: – Takiej walki Bóg nie przyjmuje. Trzeba jeden drugiemu rękę podać.

Komentarz


Biskup ma prawo przenosić podległych mu kapłanów. Każdy kapłan przyrzeka przecież przy święceniach cześć i posłuszeństwo swojemu biskupowi i jego następcom. Płynąca z tego dyspozycyjność duchowieństwa stanowi siłę Kościoła. Nikt nie musi uznawać tej praktyki za właściwą, podobnie jak nikt nie musi być katolikiem. Kto jednak do Kościoła katolickiego się przyznaje, ma obowiązek uznać panujące w nim reguły.

Mieszkańcy Miasteczka Śląskiego są ludźmi religijnymi. W innym przypadku nie interesowałoby ich nawet, kto będzie ich duszpasterzem. Zaangażowanie części z nich jednak nie zakończyło się na przedstawieniu opinii, lecz przerodziło się w próbę wymuszenia na biskupie decyzji zgodnej z ich oczekiwaniami. Została przekroczona granica, której katolikowi przekraczać nie wolno. Niezawodnym znakiem, że to niewłaściwa droga, jest wzrastająca nienawiść i rysujący się podział. Modlitwa przestaje tam być aktem uwielbienia Boga, a staje się demonstracją wrogości. Historia pokazuje, że podobne przypadki nigdy nie przynosiły dobrych owoców, niezależnie od racji, którymi kierowali się zaangażowani w nie ludzie. Głębokie przekonanie o własnej racji nie jest wystarczającym powodem do złamania fundamentalnej w Kościele zasady posłuszeństwa. Władza biskupa nie bierze się bowiem z osobistych zalet piastującego ją człowieka, lecz z woli Boga. Przyjęcie decyzji biskupa jest zatem aktem wiary. Wiary tym większej, im decyzja jest do przyjęcia trudniejsza.

Skoro Chrystus okazał się „posłuszny aż do śmierci”, wypadałoby żeby chrześcijanie byli posłuszni przynajmniej do rezygnacji z własnych upodobań.

Tekst z Gościa Niedzielnego nr 26/2005

Zdjęcie kościoła za stroną www.miasteczko-fara.org :.


Przyślij nam swój komentarz do tego tekstu: wiara@wiara.pl
«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama