Kronikarz starannie wyliczył, iż kalwaria annogórska ma długość 11730 kroków.
– Trzeba pamiętać, że reformaci to ten odłam franciszkanów, który charakteryzował się szczególnymi wymaganiami reguły odnośnie życia ascetycznego. Trudno im było pogodzić surowe wymogi życia klasztornego z opieką nad pielgrzymami kalwaryjskimi – tłumaczy o. dr Błażej Kurowski OFM, obecny gwardian klasztoru. Niemniej hrabia Jerzy Adam był rozczarowany. Jeszcze na trzy miesiące przed śmiercią ponownie pisał do władz małopolskiej prowincji franciszkanów o to, by zakonnicy podjęli się prowadzenia nabożeństw na Kalwarii. „Bo jest przecież własnością Zakonu Serafickiego chlubić się Ukrzyżowanym” – argumentował pobożnie hr. de Gaschin. Na próżno. Po śmierci hrabiego (1719) kalwaria została opuszczona. W kaplicach pasterze urządzali stajnie dla bydła, bądź sami się w nich chronili i palili ogniska. Inne kaplice zostały zrujnowane i znieważane zwłaszcza przez wędrujących tędy żołnierzy. O. Tymoteusz Olsiński OFM, autor pracy doktorskiej na temat kultu Męki Pańskiej na Górze Świętej Anny zalicza ten okres do „najczarniejszych kart w historii annogórskiej Nowej Jerozolimy”.
Czarna karta się odwraca
Nieco ponad 50 lat później, w roku 1764 w święto Podwyższenia Krzyża Świętego, po uprzedniej odbudowie zdewastowanej Kalwarii kolejnego z rodu Gaszynów – Antoniego nastąpił wielki wybuch pobożności kalwaryjskiej. Kroniki mówią o stu tysiącach przybyłych na obchody, a pierwszą grupą było Bractwo Różańcowe z Raciborza. Na gorące słowa o. Stefana „ cała procesja wybuchła głośnym łkaniem”. O tej pory – z przerwami na okresy wypędzenia franciszkanów z klasztoru za Bismarcka i Hitlera – obchody kalwaryjskie cieszą się wielką popularnością wśród wiernych. Do dziś nabożeństwa odbywają się według „Kalwaryjki” – modlitewnika pielgrzyma wydanego po raz pierwszy w roku 1767 przez o. Wacława Waxmańskiego. – Te obchody są nie tylko wyrazem naszej wiary, ale i głębokiej kultury. Są w pewnym sensie naszym folklorem– podkreśla o. gwardian B. Kurowski. Ojciec gwardian zauważa zmiany zachodzące w modelu pielgrzymowania kalwaryjskiego. – Dawniej ludzie przyjeżdżali na całe trzy dni obchodów, był to dla nich także taki pobożny relaks, wytchnienie od ciężkich prac w gospodarstwie. Dziś ten czynnik odpadł. Ludzie mają więcej możliwości także w sferze religijnej, wyjeżdżają do sanktuariów zagranicznych – mówi o. Błażej. Gwardian żałuje, że nieco zatracił się parafialny charakter obchodów kalwaryjskich. Coraz mniej parafii przybywa ze swoimi duszpasterzami, zwłaszcza z rejonu raciborskiego. Za to wzrasta liczba pielgrzymów indywidualnych. – Charakterystyczne dla naszych obchodów jest to, że każdy pielgrzym ma w ręku „Kalwaryjkę” i śpiewają wszyscy razem, nie tak jak w innych sanktuariach, gdzie wierni powtarzają śpiew za prowadzącym– dodaje o. Kurowski. Obchodom kalwaryjskim na Górze Świętej Anny nie towarzyszą też teatralne inscenizacje pasyjne, co bardziej sprzyja modlitewnemu charakterowi nabożeństwa.
Zachęta
Opis tej całej historii ma właściwie tylko jeden sens. Zachęcić Czytelnika, by wybrał się na obchody kalwaryjskie. Jestem prawie pewien, że ci, którzy trafią tu po raz pierwszy zostaną ujęci pięknem nabożeństwa. Spokojny, ale potężny śpiew tysięcy ludzi, dźwięki orkiestry roznoszące się z góry na całą okolicę, sceneria najdramatyczniejszych chwil życia Jezusa tworzą religijną atmosferę, której długo się nie zapomina. Człowiek na kalwaryjskich dróżkach zostaje naturalnie i bez reszty wciągnięty w wir świętych tajemnic. Wiara wyrażana od stuleci tymi samymi pieśniami i słowami modlitw staje się powietrzem, którym oddycha się z lekkością. Człowiek tą wiarą jest niesiony, a sprawy wieczne stają się bliskie, na wyciagnięcie ręki.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).