Linda miała się nie narodzić, a Julian skończyć na ulicy. W jednym i drugim przypadku życie potoczyło się inaczej. Dziękując Bogu za ocalenie, zdecydowali się poświęcić rok swojego życia Jezusowi. Jak to jest być dzieckiem światłości – opowiadali młodym w Lublinie.
Każdy ma inną historię życia. Niektóre należą do tak zwanych mocnych, inne wydają się zwyczajne. Oceny zdarzeń są rzecz jasna bardzo subiektywne. – Niezmienne i niezaprzeczalne jest to, że każdy z nas doświadczył osobistego spotkania z Panem Bogiem. To stało się wezwaniem do tego, by ze swoim życiem zrobić coś więcej. Dlatego co roku wiele osób z różnych zakątków świata, decyduje się przyjechać na rok do Francji do Międzynarodowej Szkoły Modlitwy i Ewangelizacji Jeunesse–Lumière, czyli Młodzi–Światło, założonej przez ojca Daniela Ange – opowiada Agnieszka Huszcz, lublinianka, ubiegłoroczna absolwentka tej szkoły.
Szkoła jak krzesło
Nasza szkoła jest jak krzesło, czyli ma cztery solidne podstawy – opowiadała młodym w Lublinie Sylwia ze Słowacji. Modlitwa, formacja, życie braterskie i ewangelizacja. To właśnie ta ostatnia przywiodła grupę uczniów z Jeunesse–Lumière do Lublina. – Każdy z uczniów naszej szkoły bierze udział w ewangelizacji. Najpierw na miejscu we Francji, a potem gdzieś w Europie, skąd akurat przyjdzie zaproszenie. W tym roku zaproszenie przyszło m.in. z Polski – opowiadają „dzieci światłości”, jak często mówi się o uczniach Jeunesse-Lumière. Do Lublina przyjechała m.in. Sylwia ze Słowacji, Stefano – pół Szwajcar, pół Francuz, Julian z Francji i Linda, także Francuzka. – Dla nas Polska to wielkie odkrycie. Tylu ludzi w kościołach i ta wielka życzliwość! To wielki skarb, choć słyszeliśmy, że część osób, które chodzą do kościoła, tak naprawdę nie wierzy w Boga żyjącego, działającego tu i teraz. Ale tak jest naprawdę! Dajemy o tym świadectwo – mówią.
Wysoka, szczupła, o cichym, spokojnym głosie dziewczyna i młody, pełen radości chłopak stają przed uczniami III lubelskiego Liceum Ogólnokształcącego i zaczynają opowiadać…
Chcieli mnie zabić
– Moi dziadkowie i tata chcieli mnie zabić. Kiedy okazało się, że moja mama jest w ciąży, tata i jego rodzice dokładali wszelkich starań, by nakłonić ją do aborcji. Nie chcieli mnie. Uważali, że nie mam prawa wkraczać w ich życie. Zresztą byli przekonani, że żadnego pożytku ze mnie nie będzie. Mama była bliska załamania. Ostatkiem sił powierzyła mnie Matce Bożej i urodziła. Kiedy miałam kilka lat, rodzice się rozwiedli. Nie miało to dla mnie większego znaczenia, bo ojciec i tak bardzo rzadko bywał w domu, a kiedy bywał, zdarzało mu się mieć do mnie pretensje, że jednak się urodziłam. Muszę przyznać, że choć te słowa były okrutne, nie robiły na mnie większego wrażenia. Czułam, jakby ktoś zasłaniał mnie jakąś obronną tarczą. Jestem przekonana, że to Maryja dalej otaczała mnie swoją opieką.
Dziwaczka
– Bardzo kochałam muzykę – opowiada dalej Linda. – Dlatego ze zwykłej szkoły mama przeniosła mnie do szkoły muzycznej. Tam po jakimś czasie zapytano mnie w obecności klasy, co chcę w życiu robić. Odpowiedziałam wtedy bez wahania, choć nigdy wcześniej nie zastanawiałam się nad tym, że chcę być siostrą. Klasa wybuchła śmiechem, a wiadomość o moich planach obiegła całą szkołę. Na przerwach wszyscy śmiali się ze mnie i nazywali dziwaczką. Tak upłynęło osiem lat w tej szkole.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).