Nasze strategie i programy nie przyciągną do Jezusa. Tak mówi papież. A co przyciągnie?
Parę lat temu dane mi było być na pewnym ewangelizacyjnym forum. Pamiętam entuzjazm jaki towarzyszył spotkaniu. Mogło się obserwatorom takim jak ja wydawać, że teraz to już nic nie zatrzyma fali entuzjastów Chrystusa, którzy niebawem zaleją cała Polskę i zabiorą ze sobą (ku podobnemu entuzjazmowi) jeśli nie wszystkich, to przynajmniej co czwartego Polaka. I pamiętam pewnego anonimowego dla mnie księdza, który trochę gorzko zauważył, że uczestniczył w podobnym spotkaniu kilkanaście lat wcześniej; że wtedy też wszystkich ogarniał podobny entuzjazm i też byli pewni, że po spotkaniu wszystko się zmieni. Ale niewiele z tego wszystkiego wyszło. Dziś, po dobrych kilku latach od tamtych wydarzeń, mam podobne odczucia. Nie widzę, aby w Kościele w Polsce nastąpiła w kwestii ewangelizacji i szerzej, duszpasterstwa, jakaś radykalna zmiana. Owszem, jak zawsze, jest wiele dobrych inicjatyw. Ale to nie ta skala, której naiwnie można było się spodziewać.
To jak „czynić uczniów”? Podobało mi się to, co na ten temat w Genewie, podczas swojej ostatniej pielgrzymki powiedział papież Franciszek.
„Z pewnością sposób, w jaki należy pełnić misję, jest różny w zależności od czasu i miejsca, a wobec powracającej niestety pokusy narzucania się według logiki światowej, należy pamiętać, że Kościół Chrystusowy rośnie przez przyciąganie. Ale na czym polega ta siła przyciągania? Z pewnością nie na naszych pomysłach, strategiach czy programach: nie wierzy się w Jezusa Chrystusa poprzez pozyskiwanie poparcia, a Ludu Bożego nie można sprowadzić do rangi organizacji pozarządowej. Nie, siła przyciągania polega całkowicie na tym wzniosłym darze, który zdobył apostoł Paweł: „poznanie [Chrystusa]: zarówno mocy Jego zmartwychwstania, jak i udziału w Jego cierpieniach” (Flp 3,10). (...) To, czego potrzebujemy naprawdę, to nowy rozmach ewangelizacyjny. Jesteśmy wezwani, aby być ludem, który żyje i dzieli się radością Ewangelii, który chwali Pana i służy braciom, z duszą, która płonie pragnieniem ukazywania niezwykłych horyzontów dobroci i piękna tym, którzy jeszcze nie mieli łaski prawdziwego poznania Jezusa".
No właśnie: żyć i dzielić się radością Ewangelii. To przyciąga. Nie słowa, nie metodycznie poprawne katechezy, nie zgrabne homilie, nie mądre nauki rekolekcyjne, ale styl życia innych chrześcijan. To wszystko oczywiście jest potrzebne, ale nie zastąpi świadectwa życia chrześcijan. Myślę, że i ja sam, jeśli jakieś czterdzieści lat temu uznałem, że warto iść z Jezusem, to nie dlatego, że usłyszałem jakąś strasznie mądrą naukę, ale dlatego, że spotkałem fajnych chrześcijan. To trwanie w tym środowisku – mojej rodziny, mojej parafii, wspólnoty oazy – pozwoliło mi doróść do osobistego wyboru, a potem ten mój wybór ochraniało. Po prostu z takimi ludźmi chciało się iść. Dziś wprawdzie takie środowisko nie jest mi już tak potrzebne, ale wiem też, że teraz to ja mam je współtworzyć. Aby mogli w nim wzrastać inni.
I myślę, że w tym tkwi główny problem naszego dzisiejszego polskiego chrześcijaństwa. Pół biedy, gdy tylko nie przyciągamy. Gorzej, że czasami wręcz odpychamy. Za mało jest takich, którzy, jak magnes, potrafią słabych, niezdecydowanych przyciągnąć do Chrystusa. Może dlatego, że często oglądamy się na innych, a sami nawet nie próbujemy Ewangelii wcielać w nasze codzienne życie, w nasze relacje z innymi ludźmi. Może. Nie wiem. Ale wiem, że tej umiejętności przyciągania bardzo nam brakuje.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Po pierwsze: dla chrześcijan drogą do uzdrowienia z przemocy jest oddanie steru Jezusowi. Ale...
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.