– Ojciec Pio to prawdziwy dyrektor Domu Ulgi w Cierpieniu – mówi dr Lucia Miglionico, ordynator onkologii dziecięcej. Niedawno chory aż krzyknął z wrażenia, kiedy zobaczył go na ortopedii. Ale nikt się nie zdziwił, bo wszyscy są przekonani, że święty tu bywa.
Na korytarzach i w gabinetach tego olbrzymiego gmachu słychać pozdrowienie: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”. Bo wszystko, co tu się dzieje za sprawą o. Pio, prowadzi do Jezusa. Lekarze i pielęgniarki, z którymi rozmawiamy, przypominają słowa założyciela, który mówił, że w każdym chorym jest obecny Chrystus, a podwójnie – w ubogim chorym. Doktor Miglionico dodaje, że w ciężko chorym dziecku przebywa cała Trójca Święta. – Ojciec Pio stworzył Dom Ulgi w Cierpieniu, bo nie wszystkim mógł odjąć cierpienia, ale chciał pomóc w jego przeżywaniu – mówi Ewa Warchoł, która od 20 lat mieszka w San Giovanni Rotondo. Pracuje w sekretariacie Centrum Grup Modlitwy o. Pio i zajmuje się katechizacją. Jest pewna, że choroba nie jest dobrem, ale często bywa momentem nawrócenia, wyciszenia, przyjęcia czegoś nowego. Kilkakrotnie była pacjentką tego szpitala i wie, co mówi.
Obecność
– Dom Ulgi w Cierpieniu stał się najpiękniejszą świątynią, jaką o. Pio mógł wybudować – uważa dr Leonardo Cascavilla, pracujący na oddziale geriatrii, wicedyrektor Grup Modlitwy o. Pio. – Święty, wyprzedzając swoje czasy, przypominał, że intelekt i duch nie pozostają w sprzeczności. A szpital to świątynia nauki i modlitwy.
W południowych Włoszech, na półwyspie Gargano, nikt nie ma wątpliwości, że o. Pio jest nadal realnie obecny w miejscach, gdzie żył. Tak samo jak św. Michał Archanioł, który działa w odległym o ponad 20 km Monte Sant’Angelo. To, co dla racjonalistów niemożliwe, w tym miejscu przyjmowane jest za pewnik. Bo cuda dzieją się nadal i to tylko kwestia wiary. Chyba w żadnym innym miejscu nie wisi tak dużo wizerunków świętego. Apostołka Jezusa Ukrzyżowanego z oddziału intensywnej terapii na dziewiątym piętrze niemal codziennie słyszy opowieści osób, które po wybudzeniu z narkozy opowiadają, że czuwał przy nich o. Pio. Pochodzi z okolic Rzeszowa, skończyła w Polsce liceum pielęgniarskie. Pracowała tu, kiedy został uzdrowiony Matteo Colella – chłopiec, którego przypadek był dowodem w procesie kanonizacyjnym stygmatyka. Przyjęto go z sepsą, zapadł w śpiączkę, a po kilkunastu dniach modlitw wybudził się i stopniowo wracał do zdrowia. Potem opowiadał, że gdy był nieprzytomny, o. Pio trzymał go za rękę. Podobne historie słyszała nieraz od chorych dzieci, które po odzyskaniu świadomości z przejęciem pytały, gdzie jest zakonnik, który przy nich klęczał.
– Kiedy na okulistyce przeprowadzano poważną operację na pierwszym chorym, wszyscy byli zdenerwowani, a leżący na stole obudził się z uśmiechem – pamięta s. Grazia Diciolla, apostołka od Serca Pana Jezusa. Pracuje na okulistyce sąsiadującej z neurochirurgią. – Do sali wszedł brat zakonny i modlił się przy mnie, dlatego byłem spokojny – powiedział tamten pacjent. Siostra Cecylia w pracy nieustannie woła na pomoc o. Pio. – Inaczej się nie da – podsumowuje.
Ciepło
Święty, który przez 50 lat prawie nie opuszczał klasztoru, zbudował szpital, angażując cały sztab ludzi. Uparł się, żeby wzniesiono go na skale góry Gargano. Kiedy wykuwano fundament, ludzie mówili, że to daremny trud. „Czemu dynamitem wysadzają kawałki góry, a nie wznoszą budynku na równinie?” – pytano. – A o. Pio chciał, żeby tego miejsca pilnowała Matka Boża Łaskawa z pobliskiego kościoła – opowiada dr Cascavilla. – Bo, jak stwierdził, jednym fundamentem szpitala jest skała, a drugim modlitwa. Założone przez świętego Grupy Modlitwy w samych Włoszech liczą ponad 3 tys. osób. – Szpital i Grupy Modlitwy to jego dwa widzialne cuda – podkreśla doktor. Każdy chory jest traktowany tutaj jak w domu. Dlatego w nazwie pojawia się słowo „casa” – dom. – W szpitalu pacjent jest numerkiem, w domu – osobą – opowiada doktor. – Nasi pracownicy starają się stworzyć chorym domowe ciepło.
– Jesteśmy jedną wielką rodziną, a pani wie, że we Włoszech rodzina to siła – uśmiecha się do mnie Laura D’Addetta, pracująca w dziale promocji. Prowadzi nas do szpitalnej kuchni, gdzie kucharze codziennie przygotowują, jak dla ogromnej rodziny, prawie 2 tys. posiłków. Produkty pochodzą z przyszpitalnej farmy. Dom Ulgi w Cierpieniu tworzy 26 oddziałów z 887 łóżkami. Pracuje w nim 2700 pracowników. Rozpoznaje się tu i leczy 4 tys. chorób. Obok znajdują się: Instytut Badań Naukowych, przychodnia i dom seniora.
Intuicja
W gabinecie dr. Leonarda Cascavilli stoi robot Mario, pomocny w eksperymentalnym programie telemedycyny aktywizującym cierpiących na demencję. Przypomina chorym, żeby zadzwonili do rodziny czy zażyli leki. – Jestem szczęściarzem, urodziłem się w San Giovanni Rotondo parę miesięcy po otwarciu Domu Ulgi w Cierpieniu – 27 marca 1957 r., a ochrzcił mnie o. Pio – opowiada. Nosi imię wujka księdza. Jego ojciec Antonio dobrze znał świętego. Podczas procesu beatyfikacyjnego wchodził w skład komisji historycznej. Napisał o nim 1500 stron.
Doktor Leonardo podkreśla, że o. Pio był człowiekiem ogromnej intuicji. – „Intuitio” po łacinie to umiejętność patrzenia do wnętrza człowieka – objaśnia. Ojciec Pio wezwał kiedyś do siebie jego ojca, który miał wątpliwości, czy angażować się w życie polityczne. „Jesteś mi potrzebny, bo tu jest dużo komunistów” – powiedział mu. – A pan do czego jest potrzebny? – pytam. – Jestem lekarzem i od ośmiu lat pierwszym świeckim szefem Grup Modlitwy o. Pio – odpowiada. Codziennie przed przyjściem do pracy stara się uczestniczyć w Eucharystii w swojej parafii pod wezwaniem św. Leonarda. – Doszedłem do wiary dopiero jako dorosły – przyznaje. – Nieustannie się jej uczę.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).