O przeżywaniu Wielkanocy w prowadzonym przez albertynki przytulisku oraz o tym, co musi się stać w życiu człowieka, by mógł doświadczyć przemieniającej mocy, mówi s. Beata Salawa ZSAPU.
Ks. Rafał Starkowicz: Wielkanoc niesie ze sobą ogrom doświadczeń liturgicznych i pobożnych zwyczajów. Jak te święta przeżywają pensjonariusze prowadzonego przez Siostry przytuliska?
S. Beata Salawa: Aby dobrze przeżyć święta Zmartwychwstania Chrystusa, trzeba solidnie się do nich przygotować. My rozpoczęliśmy od dnia skupienia. Zaprosiliśmy rekolekcjonistę, który przybył do nas wraz z męską wspólnotą. Bezpośrednio przed świętami stworzyliśmy przebywającym u nas panom komfortową możliwość spowiedzi w przytulisku. Wielu z nich uczestniczyło wraz z nami w liturgii Triduum Paschalnego i uroczystej, parafialnej Rezurekcji. W same święta zapraszamy podopiecznych do naszej części domu, gdzie wspólnie spożywamy śniadanie wielkanocne. Zresztą włączamy ich również w przygotowanie tego śniadania. Chodzi o to, żeby poczuli, że stanowimy jedną rodzinę. Tego uczył nas św. Brat Albert. A być jest tu stanowczo ważniejsze, niż mieć.
Jakie to doświadczenie dla „Waszych” bezdomnych?
Święta Wielkanocne były dla mnie pierwszymi, które przeżywałam po tym, jak zakon skierował mnie do posługi w tej placówce. Pamiętam, że tego dnia polało się bardzo dużo łez z oczu tych panów. Panuje powszechne przekonanie, że najbardziej wzruszające i zarazem rodzinne święta to Boże Narodzenie. Tu zobaczyłam, jak bardzo otwiera ich ten czas Wielkanocy. Oni są spragnieni bycia razem i spojrzenia, w którym nie ma oceny. Każdy chce być ważny. W tych łzach widać tęsknotę za zmartwychwstaniem, za wolnością. Także wolnością serca.
Można to zobaczyć tylko w Wielkanoc?
Obserwuję te łzy po ich spowiedziach. Wówczas także często słyszę szlochy, kiedy modlą się przed Najświętszym Sakramentem. Ale spowiedź to przecież także zmartwychwstanie. Ono przypomina, że nigdy nie jest za późno. A dla Pana Boga zawsze jest dobry czas, aby nas przygarnąć. Czegokolwiek byśmy nie zepsuli w naszym życiu, dla Pana Boga zawsze jest to do naprawienia. Choć często jest to długi proces. Kiedy przychodzą do nas, zwykle są zawstydzeni. Nie patrzą w oczy. Sami nawet mówią, że nie zasługują na miłość. Kiedy jednak zaczynają doświadczać Bożego miłosierdzia, przekonują się, że tylko Bóg może ze śmierci wyprowadzić życie. Pokazał to w zmartwychwstaniu swojego Syna. To zmienia wszystko.
Dzisiejszy człowiek często nie chce dostrzegać tej prawdy...
Oni są odarci ze wszystkiego. Nie mając nic, człowiek szuka tam, gdzie naprawdę jest sens życia. Różne są ich drogi, ale każdy z nich wiele zasmakował w swoim życiu. Ale doświadczyli również, że w tym nie odnajdą szczęścia. Nie odnaleźli spełnienia. A to, co materialne, ich nie ocaliło. Do tego oni nie tylko są odarci z tego, co materialne. Często uważają się za ludzi, którzy nie zasługują na miłość Boga. Kiedy jednak odważą się podnieść swój wzrok, następuje moment doświadczenia, że w godności dziecka Bożego niczym nie różnią się od innych ludzi.
Co tak właściwie pozwala ludzkiemu sercu doświadczyć owego poczucia własnej godności?
Moc przemiany jest tylko w miłości. To dotyczy także naszej posługi. Nie trzeba mieć nie wiadomo jakich środków, żeby pomagać. Człowiek jest spragniony miłości. Kiedy idziemy z miłością do bezdomnych, bierzemy ją z Pana Boga. Nie oceniamy ich, nie krytykujemy, nie etykietujemy. Brat Albert uczył nas, żeby na początku, kiedy przychodzi do nas człowiek, nie pytać ani o historię jego życia, ani nawet o wyznanie. Żeby zwyczajnie go nakarmić, wykąpać, zatroszczyć się z ludzkiej strony. Dopiero gdy człowiek czuje się syty, zaczyna być gotowy, by wpuścić nas w swój świat. To sprawia, że może zobaczyć, swoją godność. Kiedy człowiek doświadczy tego, że Bóg go kocha bezwarunkowo, zyska moc, żeby zacząć coś robić ze swoim życiem. Można powiedzieć, że Pan Bóg prowadzi od ocalenia ciała do zmartwychwstania serca...
Co możemy zrobić, żeby doświadczyć tego zmartwychwstania serca?
Póki wydaje mi się, że mam wszystko i polegam na sobie, nie będę chciał nic zmieniać. Jeżeli człowiek nie zobaczy swojego grzechu, słabości i niemocy, nie będzie mógł doświadczyć duchowego zmartwychwstania. Doświadczenie własnych upadków wymaga stanięcia w pokorze. Człowiek podświadomie to czuje. Mimo to wielu wybiera drogę udawania. Ale tylko stanięcie w pokorze i odarcie się ze wszystkiego sprawia, że człowiek zaczyna wołać Pana Boga. Zbawienie dokonało się na krzyżu. Wówczas, gdy Jezus nie uzdrawiał, nie nauczał, ale był zjednoczony z Bogiem. Doświadczenie krzyża pozwala zrozumieć siebie i drugiego. Jest też okazją do świadectwa. Ale to prawda, która porusza tylko wtedy, gdy pochodzi z własnego doświadczenia. Tej mocy do przemiany nie znajdziemy w mądrych książkach.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.