– Chcesz się zmienić? Musisz cierpieć. Krzyż, zmartwychwstanie, chwała, taka jest kolejność – mówi Guzmán.
Franklin
Śmierć mamy była punktem zwrotnym także w życiu Franklina. – Żyłem w trudnym środowisku. Tato dwa razy chciał zmusić mamę do aborcji, kiedy mnie nosiła. W dzieciństwie doznałem przemocy od ojca, który nas potem porzucił. Ale moja wielka rodzina jest bardzo dobra. Nigdy mi niczego nie brakowało. Jednak miałem od początku w sobie coś negatywnego. I to w moim życiu rosło. To pustka we wnętrzu. W 7. roku życia wszedłem w świat przestępczy. Alkohol, tytoń, potem narkotyki. Wpadłem w koło uzależnień. Narkotyki to był problem, ale i tak najmniejszy. Przez 17 lat żyłem w świecie przemocy. Dwa razy trafiłem do więzienia z jej powodu – opowiada. Trzy miesiące po śmierci mamy zdecydował się na pobyt w Ranczu Nadziei.
Brat Marek: Nie wiem, ile to kosztuje
Brat Marek poznał Ranczo, będąc na misjach w Boliwii. Był przy zakładaniu wspólnoty w El Fortin w 2014 roku, potem przez 10 miesięcy przebywał w Ranczu w Niemczech, a także w Szwajcarii. – Dzieliłem ich życie. Można wiele czytać, ale to, co się przeżywa w takiej wspólnocie, to jest jednorazowe, ogromne doświadczenie. Żyć z ludźmi, którzy byli w domach dziecka, mieszkali na ulicy, byli w więzieniu… – mówi franciszkanin. – Nie przechodziłem tego procesu odnowy, zmiany życia jak oni, tzw. rekuperanci (port. odzyskujący). Szczerze mówiąc, ja ich do końca nie zrozumiem. Najlepszymi nauczycielami, towarzyszącymi są ci, którzy sami przeżyli rok odnowy. To jest umieranie starego człowieka i rodzenie się nowego. Proces bolesny, trudny i długi. Mogę się z nimi solidaryzować, ale ile to ich wewnętrznie kosztuje, to wiedzą tylko oni – tłumaczy br. Marek.
Do Rancz Nadziei trafiają nie tylko, ci którzy chcą ratować swoje zniszczone fizycznie życie. Także szukający głębszego sensu życia, wyciszenia, spokoju, chcący oderwać się od komputera, szybkiego biegu życia. – Niektórzy z nich zakochują się w Fazendzie i zostają na resztę życia – mówi brat Marek.
Wiemy, co jest za tymi drzwiami
– Nie wierzyłem, że w tak prosty sposób można swoje życie zmienić. Z punktu widzenia medycznego wydawało się to niemożliwe. Ale to były drzwi do zmiany. My wiemy, co za nimi jest. Wiemy, ile ta zmiana nas kosztowała. Jak trudno znaleźć te drzwi i przejść tę drogę – mówi Franklin. Są już ludzie chętni do terapii w Ranczu w Nysie. – Każdy może przyjść. Jeśli nie będziemy mogli przyjąć my, to przyjmie ich Fazenda w innym kraju – informuje br. Marek. Trzeba napisać list motywacyjny, opisać swoje problemy i dlaczego chce się do Rancza przyjść. Przez pierwsze trzy miesiące nie ma odwiedzin, nie wolno używać telefonu, komputera, żadne używki nie są dozwolone. Można pisać listy, nawet codziennie.
Podstawowy okres odnowy i terapii trwa rok. Można zostać dłużej, jeśli jest taka potrzeba. Można zostać wolontariuszem we wspólnocie. – To nie jest ośrodek, w którym przechodzi się 12-miesięczną terapię i koniec. Jesteśmy domem otwartym. W każdej chwili można do nas przyjść i stąd odejść – mówi franciszkanin. Nyskie Ranczo powstaje na wielkim poddaszu franciszkańskiego klasztoru. Trwają prace remontowe dotowane przez Renovabis, fundację niemieckiego Kościoła katolickiego. Niemal gotowe są już pierwsze pokoje, w których zamieszkają pierwsi „rekuperanci”. W stanie surowym jest już także kaplica. Diecezja Paderborn podarowała wiele mebli, które czekają w pomieszczeniu przy dzwonnicy.
– Nie jest łatwo zostawić na drugim końcu świata to, co zostawiliśmy. Jestem tu jednak bardzo szczęśliwy, nie mając nic. To coś nowego dla mnie. Bratu zostawiłem dom, samochód, wszystko, co miałem. Myślę, że w tym jest sekret: kiedy nie masz niczego i niczego nie oczekujesz – masz wszystko do zdobycia i masz wszystko, co możesz dać. Byłem szczęśliwy jako dziecko, potem przyszły lata złe. W moim wieku odkryć coś nowego w życiu nie jest proste. A mnie się udało – cieszy się Guzmán.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.