Franciszkanie w Aleppo pomagają dzieciom odrzuconym przez społeczeństwo, ponieważ urodziły się w przymusowych małżeństwach, do których kobiety zostały w czasie wojny zmuszone. - Nie można ich zostawić samych. Przygotowujemy projekt legalizacji ich istnienia - zapowiada o. Firas Lutfi, kierujący szkołą Terra Santa w tym syryjskim mieście.
Setki dzieci w wieku od roku do sześciu lat nie mają tożsamości, imienia i nazwiska, nigdy nie zostały wpisane do ksiąg stanu cywilnego. Nigdy też nie chodziły do żadnej placówki edukacyjnej. - Żadna organizacja międzynarodowa nie chce zająć się tym problemem - ubolewa franciszkanin.
Ujawnia, że wraz z muzułmanami zakonnicy pracują nad projektem uznania przez syryjski parlament tożsamości tych dzieci. Chodzi także o wsparcie dla matek, nauczenie ich jakiegoś zawodu, by mogły pomóc dzieciom nadrobić stracone lata nauki.
- Dzieci te urodziły się z przymusowych małżeństw, narzuconych przez dżihadystów. W ciągu sześciu lat przyszły ich na świat setki. Społeczeństwo ich nie akceptuje i nie uznaje. Są potępiane za sam fakt bycia dziećmi dżihadystów, są winne, są obce jako nie-Syryjczycy. Nie możemy zostawić tych dzieci na marginesie społeczeństwa. Przygotowujemy program prewencyjny i wychowawczy, a także legalizację ich istnienia - poinformował o. Lutfi, dodając, że w to dzieło zaangażowane jest co najmniej 2500 osób.
Opisuje swoje „duchowe poszukiwania” w wywiadzie dla„Der Sonntag”.
Od 2017 r. jest ona przyznawana również przedstawicielom świata kultury.
Ojciec Święty w liście z okazji 100-lecia erygowania archidiecezji katowickiej.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.