Uczniowie zmierzający do szkoły, którzy robią znak krzyża, przechodząc obok kościoła. Monter w drodze do pracy modlący się pod figurą Matki Bożej. Pasażer w autobusie z różańcem w dłoni. Częsty obraz na ukraińskiej czy rumuńskiej Bukowinie. W Polsce coraz rzadszy. W minionym roku ani razu nie widziałam, by ktoś modlił się w stołecznym metrze.
Wydaje się, że modlitwę zepchnęliśmy do określonego miejsca – kościoła – i do określonego czasu – nabożeństwa. Coraz rzadziej przebywamy z Bogiem, coraz bardziej dajemy się pochłonąć codziennej bieganinie. Pięknie ujął to ks. Jan Twardowski, który napisał, że modlitwa jest „uchwyceniem Boga za rękę, nawet bez słów. Jego ręka stale się ku nam wyciąga i chce nam przyjść z pomocą. Jak często nie chcemy jej zobaczyć, bo widzimy tylko swoją łapę”. W swoich wędrówkach miałam szczęście przebywać z ludźmi, dla których modlitwa jest jak chleb powszedni.
Najcenniejsza książeczka
Dawideny to mała wieś położona tuż przy granicy Ukrainy z Rumunią. Wielu jej mieszkańców ma polskie korzenie i mówi po polsku. – Język i wiarę otrzymałam od mamy – mówi Maria Skowrońska. Czytać po polsku nauczyła się z książeczki do nabożeństwa. Było to tuż po wojnie, gdy władze ZSRR represjonowały za publiczne wyznawanie wiary. – Zaraz po zakończeniu wojny w 1945 r. storożyniecka parafia została bez duszpasterza – opowiada pani Maria. – Dla ludzi należących do Kościoła katolickiego nastały ciężkie czasy. Za przyznawanie się do wiary w Chrystusa zsyłano ludzi na Syberię, a budynki kościelne nakazywano niszczyć, zamykać lub przeznaczać na potrzeby kołchozów.
Obowiązki proboszcza w Czerniowcach pełnił wówczas ks. Franciszek Krajewski, który opieką duszpasterską objął parafię w Storożyńcu i w okolicznych miejscowościach. Wikariuszem był ks. Józef Jędrzejewski. Po wojnie księża dojeżdżali do Storożyńca raz w miesiącu, a później – z powodu represji – coraz rzadziej. W roku 1960 ks. Krajewski otrzymał zakaz odprawiania nabożeństw i wygłaszania kazań. – Książeczkę do nabożeństwa ks. Krajewski włożył mi pod poduszkę, gdy znalazłam się w szpitalu w Czerniowcach – wspomina pani Maria. – Z tej książeczki nauczyłam się czytać po polsku i do dziś jest ona moim największym skarbem – dodaje. Pani Maria mieszka z synem Michałem i synową. Syn był kierowcą wielkiej ciężarówki na syberyjskich budowach. Tam stracił wzrok. Do rodzinnego domu wrócił jako inwalida. Na przełomie tysiącleci postawił kapliczkę naprzeciwko domu. – Modlitwa wymaga skupienia. Mnie wprawdzie nie rozpraszają widoki za oknem – mówi Michał – ale lepiej mi się rozmawia z Bogiem w takim spokojnym, poświęconym miejscu. Wzrok straciłem, ale mam za co Bogu dziękować – zapewnia. – Za wspaniałą żonę Małgorzatę, za trzech synów: Jarosława, Stanisława i Jana, za to, że mamy gdzie mieszkać i co jeść, za to, że jest pokój – wymienia. – I za to, że mogę chodzić i wszystko przy domu zrobić, nawet drwa porąbię – podkreśla z dumą. – Tylko na grzyby już nie pójdę, a lubiłem – wzdycha.
Wiary zburzyć się nie dało
Za czasów rumuńskich w Łukawcach był kościółek. Za ZSRR został zburzony, a na jego miejscu stanął pomnik bohaterskiego sołdata – wyzwoliciela. Niewielkiej (liczącej około 30 osób) grupki katolików zburzyć się nie dało. – Potrzeba modlitwy w nas nie zanikła – opowiada Stefan. – Mamy duży dom. Jeden pokój przeznaczyliśmy na kaplicę. Od 20 lat w każdą niedzielę i święta przyjeżdża do nas ksiądz ze Storożyńca i odprawia Eucharystię.
– Przychodzą starsze osoby z wnukami. Wiele z nich mówi po polsku. Ich wiara jest dla mnie, księdza z 30-letnim stażem, zbudowaniem. Tam bardzo by się przydała choćby niewielka kaplica, ale brak środków nakazuje takie myśli zatrzymać w sercu. I robić to, co jest możliwe, tzn. dojeżdżać i służyć im – mówił kilka lat temu ks. Edward Łojek, ówczesny proboszcz parafii św. Anny w Storożyńcu.
Przy drodze ze Storożyńca do Starej Huty na wyniosłym wzgórku, otoczona starymi lipami stoi licząca ponad 120 lat murowana kaplica z ciosanego piaskowca. Jest to nagrobna kaplica ufundowana przez byłego właściciela ziemskiego dla młodo zmarłej córki. Od maja 2012 r. odbywają się tutaj Msze św. i nabożeństwa do Niepokalanego Serca Maryi w I sobotę miesiąca. Przybywa za każdym razem kilkadziesiąt osób. Modlitwa w Budyńcu i atmosfera spotkań po nabożeństwie są przeżyciem niezapomnianym.
Jak nie ucałować krzyża
Plesza to jedna z kilku polskich wsi na Bukowinie, w odróżnieniu od pozostałych –zamieszkana w całości przez Polaków. W środku wsi kościół, obok niego krzyż. Dla Wiktorii Kuczak przejście obok kościoła bez przeżegnania się i ucałowania stóp Chrystusa jest czymś nie do pomyślenia. Dobiegająca dziewięćdziesiątki Wiktoria od urodzenia mieszkanka Pleszy, idzie z wnuczkiem Lucjanem na cmentarz, który też znajduje się obok kościoła. Jest matką dwóch synów i córki, która zmarła w wieku 26 lat i została pochowana na tym przykościelnym cmentarzu. Mieszka w swoim domu koło kościoła. Wnuk Lucjan odwiedza ją często, spędza z babcią więcej czasu niż w domu rodziców. Wiktoria ma też siostrę Marię. Ta w 1947 r. wyjechała wraz z grupą Polaków do naszego kraju. Wiadomo, że zamieszkała w Witowie, wyszła za mąż, urodziła dzieci. Kilka lat temu jeszcze wysyłała listy do Wiktorii. W ostatnich pisała, że jest chora. Później listy przestały przychodzić. – Co dzień się modlę – mówi Wiktoria. – Dziękuję Bogu i Matce Przenajświętszej za każdy dzień życia. Modlę się o pomyślność dla moich żyjących dzieci i wnuków i spokój duszy tych, których pochowałam.
Codziennie dziękują Bogu
Pastor i zarazem wybitny pisarz Eginald Schlattner mówił, że nigdy nie wyprowadzi się z Siedmiogrodu, bo jest to kraina, gdzie namacalnie odczuwa obecność Boga. Jest w tym wiele racji, bo Siedmiogród to miejsce wyjątkowe. Dla mnie taką krainą są również Karpaty, te ukraińskie i te rumuńskie. Wszystko za sprawą kapliczek, kościółków, świętych miejsc, ale przede wszystkim – ludzi, którzy na co dzień stale zwracają się do Boga w swoich modlitwach. Ludzi, którzy mając nielekkie życie, codziennie dziękują Bogu za jego dar. Opowiadając o nich, chciałabym życzyć sobie i Czytelnikom tego, byśmy w rozpoczynającym się nowym roku znajdowali czas na nasze rozmowy z Bogiem.•
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.