Papież nieustannie przypomina coś, co nie do końca i nie dla wszystkich chyba jest oczywiste: nie chodzi tylko o to, by zabezpieczyć czyjeś biologiczne potrzeby. Nawet psu suchy kojec w schronisku, woda i karma nie wystarczą.
W ubiegłym roku o tej porze kończył się Jubileuszowy Rok Miłosierdzia. W przedostatnią jego niedzielę w Watykanie odbywa ł się Jubileusz Bezdomnych. W tym dniu właśnie – w niedzielę poprzedzającą uroczystość Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata – już trwale będziemy obchodzić Światowy Dzień Ubogich. Ten miniony wczoraj był pierwszym spośród wielu, które będą nam przypominać, na czym polega królowanie Jezusa.
Papież nieustannie przypomina coś, co nie do końca i nie dla wszystkich chyba jest oczywiste: nie chodzi tylko o to, by zabezpieczyć biologiczne potrzeby tych, których życie jest z tego powodu zagrożone. Nawet psu suchy kojec w schronisku, woda i karma nie wystarczą. O ileż bardziej nie wolno tak traktować człowieka (!)
Ubóstwo ma różne wymiary. W chwili, gdy walczy się o byt, zdarza się, że zapomina się o wszystkim, co nie wiąże się z potrzebami biologicznymi, własnymi lub rodziny. Zapomina się o własnym człowieczeństwie, o tym, że jest coś więcej... Na różnych płaszczyznach, także, choć nie tylko, wiary. (To przyczynek także do dyskusji o handlu w niedzielę: niedziela jest nam dana po to, byśmy mogli sobie przypomnieć, że jesteśmy ludźmi i jest coś – Ktoś więcej. Nie da się tego zrobić nie uwalniając jednego dnia w tygodniu od pracy. Ale to dygresja...)
Z drugiej strony są ludzie, którzy wolą zaryzykować głód czy brak noclegu, by jednak czuć się ludźmi. To poczucie bycia człowiekiem żąda zrobienia czegoś, co przekracza potrzeby bytowe. Niestety, zwykle takie „fanaberie” kosztują. I dla ludzi z zewnątrz wydają się niezrozumiałe: jak można zamiast na jedzenie wydawać na... A nawet czasem: jak można zrezygnować z pomocy, dla jakichś...
Można. Co więcej: często trzeba. Inaczej pęknie w nas człowieczeństwo.
Nędza, bezdomność, uzależnienia to nie tylko kwestia bytowania. To także, a może przede wszystkim, utrata poczucia, że jestem człowiekiem, że mam wartość i godność, że coś mogę zrobić i że warto coś zrobić po prostu dla siebie. Dla siebie? A co ja jestem wart, żeby o siebie walczyć? To często największa przeszkoda do wyjścia z dna. Bez obudzenia człowieka w człowieku nie da się zrobić nic. A obudzenie może sprawić, że nagle zacznie się zupełnie zaskakująca droga w górę, do życia.
W homilii wygłoszonej wczoraj w Bazylice św. Piotra papież przypomina: nikt nie może uważać siebie za bezużytecznego, nikt nie może uznać siebie za tak ubogiego, aby nie mógł dać czegoś innym. [...] Bóg, sprzed którego oczu żadne dziecko nie może zostać odrzucone, powierza każdemu pewną misję. Mówi to przede wszystkim do zgromadzonych ubogich i bezdomnych. Nie do pomagających. Tak, nie ma nikogo, kto nie mógłby niczego dać innym. Nie istnieją ludzie bezużyteczni. Nie istnieją tacy, którzy mogą być wyłącznie biorcami albo wyłącznie wymagającymi opieki. Tylko czy my, „bogaci”, potrafimy to dostrzec i docenić? Czy może wolimy tylko pomagać?
To całkiem niezły sposób dowartościowania. Czasem czyimś kosztem...
Mówi się, że więcej radości jest w dawaniu niż braniu. Czemu więc – jeśli tak uważamy – tą wielką radością nie chcemy się dzielić, pozwalając się obdarować? By dać się obdarować, trzeba stanąć obok i uznać, że czegoś mi brakuje. Czasem ten element okazuje się dla pomagających najtrudniejszy. A jest kluczowy.
Tym, co odbudowuje człowieka, jest relacja. Papież nieustannie przypomina: nie chodzi tylko o to, by DAWAĆ chleb, ale by go DZIELIĆ z ubogimi. By być obok. Dostrzec w nich ludzi, takich jak my. I w pędzie do zapewnienia biologicznego bezpieczeństwa nie zapomnieć o naszym wspólnym człowieczeństwie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.