Życie jest święte świętością samego życia – niepojętego cudu natury (jeśli by pozostać na poziomie nie teologicznym).
Popieramy inicjatywę ustawodawczą! Jaką? Chodzi o wymazanie z dotąd obowiązującej ustawy tak zwanej klauzuli eugenicznej. Sprawa właściwie oczywista. I to bez sięgania po argumenty teologiczne – jako że życie człowieka to nie teologia. Jest święte świętością samego życia – niepojętego cudu natury (jeśli by pozostać na poziomie nie teologicznym). I to nie tylko życie człowieka. Cudem życia zauroczeni są ideowi wegetarianie, obrońcy norek, ekologowie wszelakich odłamów. Obserwuję na tym poziomie cud rozwoju życia małych kociąt, które znalazły dom w moim domu. Zżymam się na nie, bo to wieloraki kłopot. A równocześnie nie mogę udawać, że to nie jest fascynujące. A cóż dopiero mówić o człowieku!
Ciało trochę niesprawne, rodzice robią wszystko, by usprawnić syna. Obsunął się kiedyś na lekcji z krzesła na podłogę – klasa I. Wiem, że nie lubi niewczesnej pomocy, obserwuję więc tylko. Po dobrej chwili wciągnął się do góry. Usadowił się, z uśmiechem popatrzył mi w oczy i oznajmił wobec całego wszechświata: „Podniosłem swoje ciało!” To nie była zasłyszana przez siedmiolatka formuła, wiem, że Kamil już wtedy doskonale rozróżniał siebie i swoje ciało. Życie! To życie jest spoiwem między mną i moim ciałem. Spoiwem, które stanowi o nierozerwalności mnie całego. Zniszczyć cud, jakim jest życie? Tylko dlatego, że mięśnie nie całkiem sprawne? Barbarzyństwo. Eugenika? Społeczna argumentacja? Jaka? Doskonałość rasy „homo sapiens”? Zgrzytnęło mi przy słowie „rasa”. Bo miniony wiek XX zostawił straszną ranę na ludzkiej rodzinie, ranę rasowości, co szybko zamieniło się w rasizm.
Albo moja Asia. Poznałem ją w czasie komunii chorych. Najpierw nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Oprzytomnił mnie jej szczebiot, uśmiech i... mądre słowa. Miała wtedy 12 lat. I duszę dojrzałą. Ciało? Niewiele tego ciała było, mieściło się w dziecinnym łóżeczku ze sztachetkami. Dla Asi nie było „złych dni”. A jak mnie kiedyś na takim moim „złym dniu” przyłapała – wrażliwość miała niesamowitą – to dostałem napomnienie, które po czterdziestu latach pamiętam. „Proszę księdza, tak nie wolno”, do tego nakiwała mi swoim malutkim palcem. Musiałem później bardzo się pilnować, bo udawać się przy niej nie dało. Trzeba było przestawić jakąś wewnętrzną zwrotnicę. Eugenika? Wtedy nowoczesnej diagnostyki nie było. A nawet, gdyby była, jej mama nie skorzystała by z eugenicznej klauzuli. Zbyt wiele miłości i troski o dziecko widziałem. Życie! Życie to człowiek, nie jego ciało. Cudowny dar Boga. Nie, absolutnie nie można stracić tego teologicznego spojrzenia, gdy o życiu mowa. Ludzie, którzy ten punkt widzenia zgubili, są niezdolni do spojrzenia na życie. Niech więc ślepi nie mówią o kolorach.
Albo Ksawery... Właściwie nie tyle on, co jego rodzice i dziadkowie. Ile wkładają trudu, wysiłku, pieniędzy, czasu i przede wszystkim serca, by usprawnić to nieposłuszne ciało Ksawerego. Bo ciało to nie Ksawery. Albo inaczej: Ksawery to więcej niż ciało. A jak coś powie – to wręcz filozof. Bo głowę to ma w porządku, tylko aparat mowy nie nadąża za lotną myślą. Eugenika? Może taka łagodniejsza – oddać dziecko do jakiegoś zakładu, odwiedzać coraz rzadziej i kiedyś zapomnieć. Bywa i tak. Ale Ksawery obawiać się nie musi. Cudowną ma rodzinę, ale i on jest cudowny. Bo samo życie jest cudem.
Rozgadałem się. Ale jeszcze o małej Lusi. Moja uczennica z indywidualnego nauczania. I kochana parafianka. Jej mama opowiada mi o zbliżających się urodzinach małej. „Wie ksiądz, co mi powiedziała? Mama, ty mi nie kupuj żadnych głupot tylko podłokietniki do balkonika i rolki”. Chyba rozdziawiłem gębę ze zdumienia. Mama mi więc tłumaczy, co i jak. No, bo dla Lusi, w wieku jej jedenastu lat i dziewiętnastu operacji, nie ma rzeczy trudnych. „Niech się ksiądz nie przejmuje, jej nic nie jest”. Ale mama się przejmuje tym cudownym, fizycznie niesprawnym życiem. Nie, źle napisałem, życie nie jest niesprawne, takim jest tylko ciało. Ale Lusia jest bardzo sprawna. I jej młodszy braciszek z czujną troską: „bo może Lusia będzie czegoś potrzebować”. Eugenika? Mama jak lwica walczyła o każdą rzecz potrzebną dla małej. Tato jak lew haruje za granicą, by na wszystko starczyło. Cud życia. A kiedy Lusia na inwalidzkim wózku (w jej rozmiarze) wolno i uroczyście jedzie sama przez cały kościół, ja schodzę do niej z kielichem Krwi Przenajświętszej (nawet hostii przyjąć nie może), na oczach parafian dzieje się misterium życia. Człowiek idzie ku Bogu, Jezus schodzi ku człowiekowi.
Każdego życia bronić trzeba, każde jest cudem i darem. A naszą postawą obrońców życia dajmy choć trochę do myślenia tym myślącym inaczej (albo i zgoła nie myślącym). Nie walczmy z nimi. Oni też są przypadkami życia ułomnego – nie ciała mają ułomne, ale świat wartości mają pomieszany. Jak będziemy wytrwali, to jeden czy drugi w końcu mruknie: „hmmm, coś w tym musi być”. Módlmy się za nich, bo samo takie mruknięcie niewiele znaczy, ale może się stać szczeliną, przez którą do wnętrza wniknie Boża łaska.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek będzie pierwszym biskupem Rzymu składającym wizytę na tej francuskiej wyspie.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.