Zdaniem wiernych z Leszczyn tajemnica dobrej parafii tkwi w gorliwości kapłanów. Proboszcz nie pozostaje im dłużny: – Ziarno pada tu na bardzo podatny grunt.
Do Mszy jeszcze 15 minut, ale parafianie już schodzą się ze wszystkich stron. Trzech księży od kwadransu czeka w konfesjonałach, choć nie ma dziś niedzieli, tylko czwartek. Na Eucharystii dla dzieci ponad dwieście osób. Takich parafii pewnie jest w Polsce więcej, my odwiedziliśmy Leszczyny, parafię św. Andrzeja Boboli.
Jaki ojciec, taki syn
Leszczyny to dzielnica Czerwionki-Leszczyn, śląskiego miasta położonego między Rybnikiem, Knurowem i Orzeszem. Miasto nie wyróżnia się niczym szczególnym – jedna z sypialni przemysłowego regionu, z płaskim krajobrazem i domami podobnymi jak w wielu miejscach Polski. A jednak jest coś, co sprawia, że warto Leszczynom przyjrzeć się uważniej. To pobożność mieszkańców. W 12-tysięcznej parafii na Mszach w dni powszednie gromadzi się tu łącznie ok. 1600 osób, w katechezach dla dorosłych uczestniczy ich 150, a tłum na nabożeństwach fatimskich trudno nawet policzyć.
Zdaniem tutejszych wiernych tajemnica dobrej parafii tkwi w gorliwości kapłanów, a tacy ciągle tu trafiają. – Jaki ojciec, taki syn. Jaki farorz, tacy parafianie – uśmiecha się Bartosz Kaczmarczyk, nadzwyczajny szafarz Komunii św., jeden z dwunastu w parafii. Rzeczywiście: dostępność w konfesjonale i na probostwie, kazanie na każdej Mszy, pielgrzymki, katechezy i wiele innych pomysłów na duszpasterstwo – wszystko to sprawia, że Leszczynianie czują się w kościele jak w domu. – Ludzie są spragnieni wspólnoty – mówi Ewa Kretek z parafialnej Caritas i Duszpasterskiej Rady Parafialnej. – Po spotkaniach nie możemy się rozstać.
– Tu drzwi są zawsze otwarte – podkreśla Małgorzata Gerstel, pracująca na probostwie. – Spotykamy się, rozmawiamy o tym, co dzieje się w parafii. Ludzie przychodzą na indywidualne rozmowy.
Wiara ze słuchania
– Jeśli w Kościele pojawia się kryzys, jego źródeł upatruję przede wszystkim w braku gorliwości księży – mówi ks. Krzysztof Fulek, tutejszy proboszcz. – Nigdy nie ma gwarancji, że to, co robimy, chwyci, ale trzeba wychodzić z propozycjami.Pomysł katechezy dla dorosłych zrodził się 25 lat temu, gdy byłem jeszcze wikarym w Bielszowicach. Zawsze było mi to bliskie, bo przecież Pan Jezus nauczał głównie dorosłych, a dzieci błogosławił.
Z Bielszowic ks. Fulek przeszedł do Knurowa, stamtąd do Katowic-Zadola, a następnie do Turzy Śląskiej. W każdym z tych miejsc prowadził katechezy dorosłych, na które dojeżdżali także ludzie z jego poprzednich parafii. I tak dzieje się do dzisiaj. Pokonują nawet ponad trzydzieści kilometrów, by wziąć w nich udział. Dlaczego?– Większość z nas skończyła katechezy na etapie szkolnym. A wiara rodzi się ze słuchania. Jesteśmy, bo chcemy, by była w nas wiara – mówi Eugeniusz Wałach, kościelny.
– Ksiądz proboszcz o trudnych rzeczach mówi w sposób prosty, praktyczny – twierdzi Ewa Tkocz, sekretarz rady parafialnej.
– To, że angażuję się w życie parafii, wynika stąd, że mam formację. A mam ją dzięki katechezom – podkreśla Ewa Kretek. – Nie mogę przecież prowadzić ludzi tam, gdzie nigdy nie byłam. Muszę czerpać ze źródła.
Rekolekcje w drodze
Żeby było jasne: parafia św. Andrzeja Boboli w Leszczynach zmaga się też z problemami – podobnymi jak w wielu innych parafiach w Polsce. Choć liczba osób uczestniczących we Mszach w dni powszednie wzrosła w ciągu ostatnich dziesięciu lat więcej niż dwukrotnie, to jednak w niedzielę wiernych stopniowo ubywa. Trudno jest też przyciągnąć do kościoła młodzież. – Mamy kłopot z bezpośrednim dotarciem do młodych ludzi, bo na terenie parafii nie ma ani jednej szkoły ponadgimnazjalnej – ubolewa proboszcz. – Ale część z nich chodzi na katechezy dla dorosłych. Są też Dzieci Maryi i Towarzystwo Ciemnych Typów, wspólnota założona przez bł. Pier Georgio Frassatiego.
Za to dorosłych przyciągają, oprócz katechez, nabożeństwa fatimskie. Nic dziwnego, ks. Krzysztof Fulek jest entuzjastą orędzia fatimskiego. – Nabożeństwo na Krzeptówkach nie zrobiło na mnie takiego wrażenia jak w naszym kościele – mówi Stanisław Usarek, nadzwyczajny szafarz Komunii św. i członek rady parafialnej. – Kiedy kościół zabrzmi śpiewem, nie można tego z niczym porównać.
– Przyszedł do nas proboszcz bardzo maryjny i tę maryjność nam wpaja – cieszy się Marian Hanak z parafialnej rady ekonomicznej. – Tu wszyscy mają świadomość, że przez Maryję bliżej do Boga. Często jeździmy na pielgrzymki do polskich i zagranicznych sanktuariów. Zawsze mają bogatą oprawę duszpasterską. To takie rekolekcje w drodze.
Nietypowym pomysłem duszpasterskim jest też coroczny wyjazd osób najbardziej zaangażowanych w życie parafii do... „Emaus”. – We wtorek po Wielkanocy wsiadamy w autokar i jedziemy – co roku gdzie indziej. Oprócz kierowcy tylko ja znam cel naszej wyprawy – śmieje się ks. Fulek.
Ludzie w kościele, pieniądze w koszyczku
Przepis na nową ewangelizację według ks. Fulka? – Pobożnie odprawiać Mszę Świętą. Pół godziny przed nią być w konfesjonale. Głosić homilie – także w tygodniu. Organizować pielgrzymki. I jest jeszcze praktyczny wymiar tego wszystkiego: gdy ludzie będą w kościele, to i pieniądze będą w koszyczku.
– U nas proboszcz nigdy nie woła do wiernych o pieniądze, a zawsze starcza na wszystko – potwierdza Stanisław Usarek. Faktycznie, świątynia w środku w ostatnich latach bardzo wypiękniała. Są nowe ołtarze, nowe ławki. Teraz na zewnątrz kończy się czyszczenie elewacji. – Ludzie widzą, że to wszystko dla nich, więc są bardzo ofiarni – mówi ks. Fulek. – Te wszystkie prace wykonaliśmy z ofiar wiernych, bez złotówki z zewnętrznych funduszy.
A przy tym wszystkim znajdują się też środki dla potrzebujących, którzy dwa razy w roku dostają paczki. Ewa Kretek, która czuwa nad rozdzielaniem pomocy wraz z parafialnym zespołem Caritas, mówi, że to praca ciężka i odpowiedzialna, ale przynosząca wiele satysfakcji.
– W naszej parafii mamy fenomen dnia powszedniego – podsumowuje Stanisław Usarek. – Do kościoła przychodzi się jak do domu. Dlatego wielu z nas jest tu kilka razy w tygodniu.
– Wszystko jest dostosowane do potrzeb ludzi – zauważa Bartosz Kaczmarczyk. – Nabożeństwa czy spotkania odbywają się nie wtedy, kiedy ludzie siedzą w pracy, tylko kiedy faktycznie mogą znaleźć czas na przyjście do kościoła.
A co na to proboszcz? – To wszystko nie udałoby się, gdyby nie gorliwość świeckich, którzy mają otwarte serca i umysły na współdziałanie z łaską Bożą. Potwierdza się, że żywotne są te parafie, w których jest silny kult maryjny. Ziarno pada tu na bardzo podatny grunt.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.