Młodzi wolontariusze ze wzruszeniem mówią o chwilach, kiedy zmęczone dzieci zasypiały im na rękach, bo czuły się przy nich dobrze i bezpiecznie, czy kiedy dziecko brane na ręce nie chciało już z nich schodzić, a na finał wchodziło do walizki oznajmiając, że zabiera się do Polski!
Choć od powrotu z wakacyjnego wyjazdu czwórki wolontariuszy salezjańskiej organizacji VIDES do na misję w Senegalu minęły już prawie dwa miesiące, wspomnienia nie tylko wciąż są żywe, ale i na nowo dodały im skrzydeł do pracy w cosobotnim oratorium dla dzieci, które działa od 9.00 do 12.00 w budynku istebniańskiego gimnazjum!
Z jednych zdjęć spoglądają skupione twarze maluchów na lekcjach języków obcych, n kolejnych - zwinne ciemne dłonie splatają bransoletki z kolorowych żyłek, na innych aparat aż miał trudność z złapaniem ostrości podczas żywiołowych tańców czy sportowej walki na boisku!
Wyruszyli na początku sierpnia w piątkę: ekipa z Istebnej - Karina Czyż, Renata Tyman, Jerzy Juroszek i ks. Piotr Wolny SDB z Istebnej, a z Łodzi ich przyjaciółka, Marta Kempińska. Droga prowadziła ich przez Pragę i Paryż do Dakaru, a stamtąd pojechali w dziesięciogodzinną podróż wszerz całego kraju, do miejscowości Tambacounda, oddalonej od Dakaru o prawie
Efekty wspólnej pracy cieszyły wszystkich tak samo!
Ciepło wolontariuszy sprawiało, że maluchy ufnie lgnęły do nich każdego dnia
- Składały się na nie dwie części zajęć - do południa dzieci miały lekcje z języka francuskiego, angielskiego, portugalskiego, matematyki, fizyki i chemii, zaś po południu czekały na nie animacje, warsztaty z poezji, teatru, tańca i zajęcia artystyczne. W środy i w piątki - zajęcia sportowe dla wszystkich - relacjonuje Karina. - Pracowaliśmy wspólnie z grupą lokalnych animatorów. Oni w głównej mierze zajmowali się prowadzeniem lekcji, my zaś animacją, prowadzeniem warsztatów i gier sportowych. Współpraca z tymi młodymi ludźmi z dnia na dzień rosła w siłę, mimo trudności językowych coraz lepiej rozumieliśmy się. To wszystko za sprawą ich otwartości, chęci porozumiewania się, cierpliwości i entuzjazmu, jaki nam okazywali. Miało to piękne przełożenie na wspólną pracę z dziećmi.
Po co pojechali? - Chcieliśmy dołączyć do misjonarzy i opiekunów dzieci, których troską jest ich wychowanie i wszechstronny rozwój: okazywanie im tego poprzez chęć nauczenia ich nowych technik artystycznych, by rozwijały się manualnie, ale również, by kształtowała się ich wyobraźnia, rozwijała kreatywność, umiejętności pracy w zespole - podkreślają wolontariusze. - Przede wszystkim jednak ze wszystkich sił staraliśmy się okazać im serce, ciepło, sprawić trochę frajdy i radości, rozśmieszyć i dać poczucie, że nie są nam obojętne.
Wolontariusze VIDES
Efekty wspólnej pracy cieszyły wszystkich tak samo!
Młodzi wolontariusze ze wzruszeniem mówią o chwilach, kiedy zmęczone dzieci zasypiały im na rękach, bo czuły się przy nich dobrze i bezpiecznie, czy kiedy dziecko brane na ręce nie chciało już z nich schodzić, a na finał wchodziło do walizki oznajmiając, że zabiera się do Polski. - Do zajęć dzieci przykładały się z niezwykłym skupieniem, dokładnością i precyzją. Wszystko sprawiało im radość, ze wszystkiego się cieszyły, nawet najmniejsza rzecz wywoływała uśmiech zadowolenia - opowiada Karina. - Bardzo pilnie podchodziły również do lekcji, byli chłonni nowej wiedzy - a był to przecież dla nich czas wakacji!
Polacy z ogromnym podziwem mówią o 14 młodych senegalskich animatorach, z którymi współpracowali. - Z pełną powagą możemy powiedzieć, że skradli nasze serca - mówią. - Sierpień również dla nich był czasem wakacji, a zatem relaksu i odpoczynku, czasem podjęcia pracy, zarobienia trochę grosza na dalszą naukę. A oni oddali ten czas swoim młodszym kolegom i koleżankom na wyłączność. Wielu z nich życie bardzo doświadczyło, niejeden boryka się z problemami finansowymi, a co niektórzy nie mają w domu prądu ani wody. Ubodzy materialnie, dawali innym (nam również) tyle bezcennych darów!
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).