"Dziadkowie są nosicielami wartości, których potrzebuje nie tylko młode pokolenie, ale współczesny świat." Warto ich usłyszeć. Z s. Danutą CHR rozmawiała s. Alicja Rutkowska CHR.
Jakie rodzice stosowali metody wychowawcze – jak nagradzano, jak karano?
Dla mnie i dla brata było czymś oczywistym, że trzeba czynić dobrze, że nie ma więc nas za co chwalić, bo wykonywaliśmy po prostu swoją powinność. Nagroda byłaby chyba przyjęta z zażenowaniem, skoro zachowywaliśmy się, jak trzeba. Nagród więc nie było żadnych, nie byliśmy chwaleni za sprawy oczywiste. Kary? O sprawach trudnych mogliśmy śmiało i szczerze z rodzicami rozmawiać. Nigdy nas nie uderzyli, nie zabierano nam rzeczy, na których nam zależało; nie odmawiano dostępu do nich, nie odbierano przyjemności. Raz jeden pamiętam, że mama w bezradności swojej, gdy gotowała obiad, zdzieliła mnie i brata ścierką przez plecy za to, że się pobiliśmy, a ona nie miała czasu, by nas pogodzić – ja byłam starsza i nie chciałam ustąpić, a brat był młodszy, ale za to silniejszy ode mnie.
Rodzice z wielką delikatnością i wyczuciem odnosili się do naszych zainteresowań, pragnień. Na przykład muzyka: najpierw uczyła mnie gry na fortepianie (chyba za darmo) starsza sąsiadka, potem rodzice zapisali mnie do szkoły muzycznej. Pewnego dnia zauważył ojciec, że podczas snu ćwiczyłam na kołdrze “palcówki” – i po naradzie z mamą kupił mi... fortepian. Wyobrażam sobie, kosztem jakich wyrzeczeń, bo były to czasy trwającej nadal biedy (to zresztą był też powód, że ludzie pozbywali się sprzętów niekoniecznych, by niewielkie pieniądze uzyskane ze sprzedaży inwestować w życie codzienne). Ale inny incydent chyba jeszcze lepiej ilustruje miłość ojca do nas, dzieci. Któregoś dnia byłam pochłonięta lekturą tygodnika “Film” (w tym czasie – przełom podstawówki i liceum – bardzo się interesowałam sztuką filmową), ojciec stanął przede mną i coś do mnie mówił, a ponieważ widział, że nie słuchałam, wyszarpnął mi gazetę z ręki i przedarł ją na pół. Nic nie powiedziałam, spojrzałam tylko na ojca z okropnym wyrzutem i wybuchnęłam płaczem. Tata wyszedł i wrócił po kilku godzinach... z “Filmem” w ręku. Potem okazało się, że przeszedł całe miasto, pytał o tę gazetę w chyba trzydziestu kioskach, wreszcie dostał ją w ostatnim. Położył ją przede mną na stole i cicho wyszedł. Nie padały u nas w domu słowa "dziękuję", "przepraszam", zamiast nich były takie właśnie niezliczone gesty. Myślę, że brat też mógłby opowiedzieć o niejednym takim wydarzeniu. Gdy trochę dorósł, zapragnął grać na gitarze, więc zaraz dostał gitarę. Ale dzięki rodzicom realizował też wiele innych swoich marzeń. W końcu, kiedy się ożenił, rodzice sprzedali dom (który z trudem sami przez lata budowali) i kupili mu mieszkanie w Warszawie – a mnie samochód.
Wobec siebie wzajemnie byli rodzice bardzo serdeczni, ale ta serdeczność nie przejawiała się w czułych gestach czy słowach, tylko w zauważaniu potrzeb, zmęczenia, zmartwień. O sprawach ważniejszych decydowali wspólnie (ojciec starał się bardzo, by mama była przekonana, że to ona ma decydujący głos). Uzupełniali się w domowych obowiązkach: ojciec wykonywał cięższe prace, jak noszenie węgla z piwnicy na drugie piętro, robienie zakupów, trzepanie chodników, mama zajmowała się gotowaniem, praniem, sprzątaniem – choć zdarzało się, że ojciec wyręczał ją nawet w gotowaniu, we wszystkim zresztą, gdy tylko mógł.
Co Siostry rodzice powiedzieliby obecnie współczesnemu światu?
Żeby strzec wiary, żyć według Ewangelii, bo bez Boga świat się nie ostoi. By nieustannie zwracać się ku wartościom nieprzemijającym, bo tylko one w życiu się sprawdzają. Te wielkie wartości, jak wiara w Boga i miłość do ludzi, wyrażają się w wartościach codziennych: w wierności, prawdomówności, pracowitości, życzliwości, w byciu uczciwym człowiekiem.
Nie wiem, czy obecnie świat jest gorszy, czy bardziej zagubiony niż kiedyś. Teraz rzeczy straszne docierają do nas częściej i na większą skalę, bo są nagłaśniane i powielane przez media (wtedy też się działy, ale o nich po prostu nie wiedzieliśmy). Współczesne zagrożenia przyjmują może inny kształt niż te dawniejsze, czy też zmieniają swą treść, choć generalnie wyrażają podstawową prawdę, że jeśli Boga nie ma na pierwszym miejscu, to wszystko jest w chaosie.
Czy młodzież teraz jest taka sama, jak dawniej, czy inna?
Myślę, że jest taka sama, do momentu, kiedy nie nałyka się tych nowinek, które niesie współczesny świat liberalny i podaje w sposób kłamliwy, co wpływa na niszczenie myślenia młodego człowieka, na uszkadzanie jego kręgosłupa moralnego. Przykładem może być choćby sprawa odejścia od natury, gdy serwuje się ludziom ideologię gender czy wmawia się im, że związki jednopłciowe są naturalne. Jeszcze kilkanaście lat temu lekarze nazywali homoseksualne skłonności dewiacją – nie są one czymś wrodzonym, lecz nabytym z powodu określonego, patologicznego układu panującego w rodzinie.
Czego dziadkowie oczekiwaliby od wnuków?
Dojrzałości. By przyjmowali te odwieczne wartości, które mają źródło w Bogu. By wzrastali do samodzielnego życia. By ich pozytywny, właściwy rozwój nie był niczym zakłócony. Ale to już apel do rodziców, do rządzących, do ludzi mediów i całego społeczeństwa.
Serdecznie dziękuję za rozmowę.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.