„Niepozorny, wycofany, staroświecki” – opowiadali sąsiedzi. „Nawiedzony fanatyk!” – orzekli gestapowcy. „Mistrz” – nie mieli wątpliwości przychodzący do niego studenci, z których aż 11 zostało kapłanami.
Zapamiętałem tę rozmowę. Zaskoczyła mnie. „Rabbi gromadził wokół siebie słuchaczy. Relacja ta została wyeksponowana w chasydyzmie, w którym uczniowie chłonęli każde słowo cadyka – opowiadał mi lider Armii Tomasz Budzyński, wspominając Jana Pawła II. − Ja jestem jak chasyd, który mówi, że do cadyka nie jeździ się, by słuchać, czego ten naucza, ale po to, by zobaczyć, jak ma zawiązane sznurówki. Mnie wystarczyło patrzeć, jak papież ma zawiązane sznurówki”.
A od kogo uczył się młodziutki Wojtyła? Na czyje „sznurówki” patrzył?
Nici, nożyce i noc
Zachmurzone niebo niesie z sobą wszelkie odmiany szaroburości. Styczniowy poranek zamroził krakowskie Dębniki. Przed 77 laty do solidnych drzwi jednej z kamienic regularnie pukał student polonistyki, poeta i aktor Teatru Rapsodycznego. Zdarzało się, że przemykał cichaczem, by nie wzbudzić podejrzeń u niemieckich żandarmów.
Karol Wojtyła zamieszkał przy ul. Tynieckiej ze schorowanym ojcem rok przed wybuchem II wojny. Przenieśli się tu z Wadowic. Na Różaną 11 przychodził do krawca. Początkowo jedynie na modlitwę. Odmawiali Różaniec w ramach róż różańcowych. Czytali Biblię. Z czasem spotkania przekształciły się w długie rozmowy o wierze i nieformalny cykl „Mistyka dla średnio zaawansowanych”.
Jan Leopold Tyranowski − księgowy, który zarabiał na życie jako krawiec, był mistrzem duchowym grupki chłopaków, którzy spotykali się w jego ciemnym, wypełnionym książkami mieszkaniu. Siadali między trzema maszynami do szycia i długo rozmawiali. Nie, to nie były lekcje w rodzaju lekkich, łatwych i przyjemnych. Brali na warsztat poezję św. Teresy od Jezusa czy św. Jana od Krzyża. Młody Wojtyła tak zafascynował się postacią hiszpańskiego mistyka, że napisał na jego temat doktorat. Rozprawę doktorską obronił rok po śmierci krawca Tyranowskiego.
„Od niego nauczyłem się między innymi elementarnych metod pracy nad sobą, które wyprzedziły to, co potem znalazłem w seminarium − wspominał po latach. − Tyranowski, który sam kształtował się na dziełach św. Jana od Krzyża i św. Teresy od Jezusa, wprowadził mnie po raz pierwszy w te niezwykłe, jak na mój ówczesny wiek, lektury”.
„Usiłuj zawsze skłaniać się: nie ku temu, co łatwiejsze, lecz ku temu co trudniejsze; nie do tego, co przyjemniejsze, lecz do tego, co nieprzyjemne; nie do tego, co smakowitsze, lecz do tego, co niesmaczne; nie do tego, co daje spoczynek, lecz do tego, co wymaga trudu” – czytał Wojtyła. Takie lektury musiały wyrabiać u niego hart ducha. Widać to było zresztą do ostatnich dni pontyfikatu.
Kraina łagodności
Kim był ten niezwykle pokorny krawiec, który zapalił grupę młodych poszukujących chłopaków i zaraził ich miłością do mistyki? Jaki żar w nim płynął, skoro aż 11 spośród uczestników cotygodniowych spotkań zostało później kapłanami? (pogrzeb jednego z nich – Mieczysława Malińskiego – odbywa się w chwili, gdy spaceruję po Dębnikach). Czym imponował tym chłopakom? Czym ich ujął? Nie był przebojowy, nie pobłażał młodym, nie poklepywał ich po ramieniu. Był człowiekiem nieśmiałym, wycofanym, niepozornym i mówiącym staroświeckim językiem. Stał raczej z boku, słuchał z uwagą, podpowiadał.
Związał się z Dębnikami na dobre (starą rybacką osadę włączono do Krakowa w 1910 r.). Urodził się 9 lutego 1901 roku. Skończył szkołę handlową, przez pewien czas pracował jako buchalter, ale ponieważ odziedziczył po ojcu pracownię krawiecką, utrzymywał siebie i matkę z szycia. Jan Paweł II miał na ten temat jednak inne zdanie. W książce „Dar i Tajemnica” twierdził, że księgowy „wybrał pracę krawca, bo to mu pozwalało na głębsze życie wewnętrzne”.
W 1935 r. w kościele na Dębnikach Tyranowski wysłuchał kazania, które niezmiernie go poruszyło. Kapłan mówił o tym, że osiągnięcie świętości nie jest sprawą trudną. Tyranowski słuchał tych słów z mocno bijącym sercem. Jak sam wspominał, przeżył wówczas odrodzenie religijne. Prowadził notatnik duchowy. Żył wedle zakonnej dyscypliny. Ascetycznie, oszczędnie. Był cichy, skupiony. Dzielił dzień na pracę, modlitwę i studium biblijne. W wieku 34 lat złożył ślub czystości. Przyprószony siwizną regularnie uczestniczył w Eucharystii. Żył jak mnich, wedle dokładnie ustalonego planu dnia. Na karteczce z 1941 r. skrupulatnie notował: „Godz. 5.00 – wstanie (ofiarowanie swych czynności, modlitwa poranna, rachunek sumienia przygotowawczy, rozmyślanie – doskonałości Boże, przygotowanie do Mszy św. i Komunii św., dziękczynienie, czytanie duchowne, dziesiątek Różańca). Godz. 7.30 – śniadanie (obowiązki stanu, wśród nich: ćwiczenie się w umartwianiu i w cnotach, pamięć na obecność Bożą, ofiarowanie swych czynności, skupienie wewnętrzne, akty wiary, nadziei i miłości, Komunia duchowa, »Anioł Pański«). Godz. 12.30 – obiad (czytanie duchowne, spoczynek, ofiarowanie swych czynności, rachunek sumienia ogólny i szczegółowy, czytanie Ewangelii, pielęgnowanie darów Ducha Świętego, przygotowanie do rozmyślania). Godz. 14.00 – praca (skupienie wewnętrzne, akty wiary, nadziei i miłości, modlitwy ustne. Komunia duchowa, ćwiczenia w umartwieniu i cnotach). Godz. 17.30 – kolacja (»Anioł Pański«, rozmyślanie, czytanie duchowne itp.). Godz. 20.30 – spoczynek”.
Ryzykant
Rozpoczął pracę z młodzieżą w niezwykle dramatycznym momencie, gdy 23 maja 1941 r. gestapo aresztowało salezjanów z seminarium na Tynieckiej i parafii św. Stanisława Kostki. Nowym kapłanom, którzy przyjechali na ich miejsce, nie wolno było prowadzić żadnej działalności wśród młodych. Lukę tę wykorzystał Tyranowski.
Młodzi, narażając życie, przychodzili na Różaną 11. Bardzo ryzykował. Po aresztowaniu salezjanów opiekował się młodzieżowymi grupami męskimi (w szczytowym okresie miał pod opieką setkę chłopaków w wieku 14–25 lat).
Młodziutki Wojtyła poznał go w lutym 1940 r. podczas rekolekcji dla młodzieży męskiej w dębnickiej parafii. Krawiec śpiewał jako tenor w tutejszym chórze. Musieli widzieć się wielokrotnie, bo student z Wadowic spędzał w kościele sporo czasu. W lutym 1940 r. Tyranowski, który przyglądał się Wojtyle od dawna, podszedł do niego i rzucił: „Chciałbym z panem porozmawiać”. Zaproponował mu udział w Żywym Różańcu.
Pamiętajmy, że działo się to w okresie potężnego kryzysu zaufania do wszystkich wokół. Nic dziwnego, że pierwsze skojarzenia młodych, którzy zostali zaczepieni przed kościołem przez nieznajomego mężczyznę, były jednoznaczne: gestapo! Taki panował klimat. Tak wspominał te pierwsze rozmowy ks. Maliński.
„Wychodziłem z kościoła naszego i na schodach spotkałem pana Tyranowskiego. Wydawało mi się, że na mnie czekał – opowiadał salezjanin Wiesław Duduś. − Powiedział do mnie: Panie Wieśku, może by się pan zapisał do Różańca? Nie miałem na to najmniejszej ochoty, ale sposób, w jaki pan Tyranowski to powiedział, był taki, że nie potrafiłem mu odmówić. Miał coś takiego w swojej powierzchowności ogromnie ujmującego, (...) nieśmiałego, pokornego, że tym brał sobie ludzi. Czuło się na odległość, że ma się do czynienia z niezwykłym człowiekiem, o ogromnej głębi duchowej”.
Wojtyła przypatrywał się temu skromniutkiemu krawcowi. Chłonął jego słowa. Kogo widział? Żyjącego pasją człowieka, w którym płonął wewnętrzny ogień. Zapalonego turystę, który przemierzył Beskidy wszerz i wzdłuż. Fotografa, który za swe zdjęcia otrzymywał w konkursach nagrody.
Co stałoby się, gdyby gestapo nakryło kilkunastu chłopaków spotykających się w mieszkaniu na Różanej? Czy uwierzyłoby, że ślęczą nad „Nocą ciemną” Jana od Krzyża i z błyskiem w oku odkrywają, że zawołanie Teresy Wielkiej „Nada te turbe” nie jest jedynie pobożną metaforą? W czasie jednego ze spotkań do domu Tyranowskiego załomotali niemieccy żandarmi. Na szczęście uznali właściciela lokalu za niegroźnego fanatyka.
Odchodzenie
Gdy niedoleczoną rękę krawca zajęła gangrena, lekarze zdecydowali się na amputację. Tyranowski miał coraz większe problemy z oddychaniem, a w 1946 r. zachorował na gruźlicę. Ostatni etap życia spędził w szpitalu przy ul. Kopernika. Tu usłyszał o śmierci matki, którą dotąd się opiekował. Z powodu choroby nie mógł uczestniczyć nawet w jej pogrzebie. Był rozdarty, ale przyjmował diagnozy z pokorą. Przeżywał swą ciemną noc, czas oczyszczenia, bolesnej weryfikacji teoretycznych wykładów. Nie był też na Mszy św. prymicyjnej swego najważniejszego ucznia.
W uroczystość Wszystkich Świętych 1946 r. Karol Wojtyła przyjął święcenia kapłańskie. W krypcie św. Leonarda na Wawelu odprawił Mszę św. prymicyjną. Tyranowski pragnął służyć przy ołtarzu, ale ze względu na stan zdrowia lekarze zabronili mu wstawania ze szpitalnego łóżka. Najbliżsi wspominali, że w tym dniu szczególnie cierpiał. Zwierzył się, że ofiaruje cierpienia, by wyprosić Karolowi świętość życia i czystość serca. Zmarł 15 marca 1947 roku. Pochowano go na cmentarzu Rakowickim, a po ekshumacji 26 marca 1998 r. ciało przeniesiono do sarkofagu w salezjańskim kościele.
Pół wieku po śmierci Tyranowskiego kard. Franciszek Macharski otworzył diecezjalny etap procesu beatyfikacyjnego. Zamknięto go przed 17 laty, a dokumentacja powędrowała do Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. Przed dwoma tygodniami papież Franciszek promulgował dekret o heroiczności cnót mistrza młodego Wojtyły.
W czym tkwił sukces jego skuteczności? Sam Karol Wojtyła już jako kardynał wspominał: „Tyranowski był mężem niezwykłej heroicznej cnoty. Dążył odważnie i ufnie do całkowitego wyrzeczenia się świata. W działaniu nie liczył na własne siły, ale wyłącznie na łaskę Bożą i dlatego miał tak wielki wpływ na wszystkich, z którymi się spotykał”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.