O tym, że w Polsce bywa zimno, rybnicki wikary z wyspy Flores wiedział już przed przylotem z Indonezji. Ale na to, że mijani na ulicy Polacy mają tak smutne twarze, nie był przygotowany.
Szanuj, ale z Jezusem
Indonezja to największy muzułmański kraj na świecie. Akurat wyspa Flores jest jednak zdecydowanie katolicka. Ludzie chętnie witali tu misjonarzy, bo w ich pogańskich wierzeniach były elementy, które przygotowały ich na przyjęcie Dobrej Nowiny. Wierzyli nie tylko w duchy przodków, ale też w dobrą Istotę Najwyższą. Dzieci po urodzeniu kropili wodą kokosową, która symbolizowała czystość. Dzięki temu łatwiej zrozumieli i przyjęli wiarę w Jezusa. Chrześcijaństwo nie kojarzy im się tylko z Zachodem, bo jest związane z ich własną kulturą. Na Flores kwitnie przyjaźń między chrześcijanami a muzułmanami. Wielu sądzi, że to dlatego, że wyznawcy islamu są tu w mniejszości. – Muzułmanie przychodzą nam składać życzenia w Boże Narodzenie, a my im z okazji ramadanu – mówi ojciec Heribertus.
Przed kilkunastu laty muzułmanie dopuścili się krwawych pogromów chrześcijan w innej części Indonezji, na archipelagu Moluki. Mimo to o. Heribertus uważa, że indonezyjski islam nie jest tak agresywny i nietolerancyjny jak arabski, bo tutejsze plemiona przyjmowały go dobrowolnie, a nie przez podbój. W dodatku islam wpisał się tu w zupełnie inną, azjatycką kulturę – wspólną dla indonezyjskich muzułmanów i chrześcijan.
– W kulturze arabskiej nie ma na przykład miejsca dla kobiet. A w Indonezji kobieta była prezydentem, bo w naszej kulturze każdy może rządzić, jeśli jest mądry! – wyjaśnia. – W innych krajach są dzisiaj ludzie, którzy proponują dialog między religiami, ale Jezusa odsuwają gdzieś na bok, żeby nie urazić muzułmanów... Tymczasem w Indonezji my i muzułmanie szanujemy nawzajem też to, co nas różni! Od czasów prezydenta Sukarno mamy zapisane w konstytucji zasady Pancasila: wiarę w jednego Boga, humanizm, miłość i jedność w różnorodności – mówi. – Sukarno wymyślił te zasady, bo na Flores miał kontakt z katolickimi misjonarzami. Choć był muzułmaninem, w latach 60. XX wieku zaprosił do Indonezji katolickich misjonarzy – werbistów z Polski, a nie islamskich duchownych arabskich. Ciekawe, prawda? – mówi.
Czas kontra zegarek
Indonezyjczycy, podobnie jak inni południowcy, za bardzo się w życiu nie spieszą. Nieraz ma to swoje wady. Jednak czy Polacy, którzy dali się zapędzić do szalonego pośpiechu, którzy w strachu przed utratą pracy harują po całych dniach, mogą czegoś od nich się nauczyć? Czy mogą jeszcze wyrwać się ze swojego kieratu? A może powinni, jak radzi ojciec Heribertus, zacząć od znalezienia wolności w Kościele?
– Widzę, jak ludzie w kościele patrzą na zegarek. Mówię do siebie: jeżeli idę do kościoła, to z nastawieniem, że mam teraz czas dla Pana Boga. Pozwalam Panu Bogu coś zdziałać we mnie. Niestety, czasem przychodzimy do kościoła z rutyny i nie zastanawiamy się, co jest w tym najważniejsze. Goni nas czas. A potem okazuje się, że to, co przeżywamy, jest dla nas płytkie. Trzeba choć pięciu minut, żeby się nad tym zastanowić! Mnie też to dotyczy – mówi. I opowiada o swojej wizycie w rodzinnym domu w 2013 r., po 11 latach pobytu w Polsce. Miał wtedy coś do zrobienia i, jak to Europejczyk, siedząc wśród bliskich, zerkał na zegarek. – Mama tak patrzyła, aż w końcu mówi: „Synu, zdejmij ten zegarek, bo teraz i tak nie masz dla nas czasu” – wspomina.
Na szczęście o. Heribertus nie zaraził się ulubioną rozrywką Polaków, czyli narzekaniem na pogodę. Pytamy go, czy nie jest mu u nas za zimno. – Wie pan, dwa lata temu nauczyłem się jeździć na nartach! Jeżdżę na nich w Zakopanem, kiedy tam odwiedzam kolegę werbistę z Indonezji – odpowiada z uśmiechem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).