O duchowym przebudzeniu i chrzczeniu muzułmanów mówi biskup Andrzej Siemieniewski.
Tyle że my lubimy widzieć konkretny owoc. Gdy człowiek odwiedza klasztor kontemplacyjny, w którym od lat nie ma żadnych powołań, a średnia wieku mniszek przekracza siedemdziesiątkę, zadaje bezczelne pytanie: „Po co?”.
To nie jest głupie pytanie. Ale po pierwsze, trzeba zauważyć też ośrodki monastyczne, które nie narzekają na brak powołań. A nawet jeśli widzimy wspólnotę, która na naszych oczach „dogorywa”, to wcale nie znaczy, że to jest katastrofa. Przypomina to trochę sytuację ze starzejącymi się rodzicami, którzy wprawdzie odejdą z tego świata, ale pozostawią po sobie dzieło swojej miłości: dzieci, wnuki. Zgromadzenie, które umiera, nie zostawia po sobie pustki, ale owoc modlitwy i miłości. Tyle że to znów przestrzeń duchowa, której nijak nie da się zamknąć w statystykach. Skuteczność to nie nasza sprawa. To rzecz Ojca.
„Weszliście w ważny czas wylania Ducha Świętego – powiedział mi kiedyś Brazylijczyk o. Antonello Cadeddu. – Gdy w Brazylii nadeszło przed laty duchowe przebudzenie, a biskupi zamknęli się na nie, mnóstwo ludzi odeszło do sekt. W São Paulo z 90 procent katolików pozostało 60 procent. Dopiero wówczas biskupi otwarli się na to nowe tchnienie Ducha. Wy teraz jesteście w tym właśnie momencie”. Czy to prawda?
I tak, i nie. Realia Brazylii są jednak całkiem inne. To kraj, w którym poza miastami przeciętny katolik sprzed trzydziestu lat miał bardzo słaby kontakt z parafią, diecezją, księdzem. Duszpasterstwo wyglądało inaczej niż nad Wisłą. Katolik w Polsce ma do kościoła pięć minut czy pół godziny. W Brazylii czekał, aż przyjedzie ksiądz sprawujący liturgię, nawet i pół roku.
„Musimy zaprosić z powrotem proroków do Kościoła i przywitać ich z otwartymi ramionami” – powiedział w czerwcu Franciszek. Co to znaczy?
Papież nie powiedział niczego nowego. Ilustracją tegorocznego Dnia Papieskiego jest obraz, na którym Jan Paweł II, Benedykt XVI i Franciszek kroczą razem. Jako prorocy. To, co powiedział Franciszek, jest dokładnie tym samym, co kiedyś mówił Jan Paweł II, gdy stwierdził, że nowe ruchy są spełnieniem oczekiwanej wiosny Kościoła, proroczymi wtargnięciami Ducha Świętego, i tym samym, co kardynał Ratzinger wygłosił w 1998 roku w przepięknej katechezie na temat niespodziewanych interwencji Ducha. Przedstawił wówczas dwadzieścia wieków Kościoła, pokazując cykle niespodziewanych interwencji Ducha Świętego. Piękna katecheza. Przypowieść o Kościele jako tkaninie. Duch Święty nie wszystko czyni nowe. Są w Kościele elementy stałe, niezmienne. Tekst Biblii, sakramenty, instytucja pasterzy. To elementy nie do ruszenia, stałe, przewidywalne. Benedykt XVI mówił: to tkacka osnowa płótna – stabilne nici, na których Duch Święty w nieprzewidywalny sposób tka nowe wzory. W znakomity sposób powiedział o tym Franciszek, gdy żegnał się z wolontariuszami Światowych Dni Młodzieży w krakowskiej Tauron Arenie: „Zapraszam do Panamy. Czy ja będę? Tego nie wiem. Ale będzie Piotr!”. „Piotr będzie!” papież podkreśla z jednej strony trwałość Kościoła, a z drugiej jego otwarcie na nowe, zaskakujące dary. Kościół nie jest instytucją spełniającą religijne potrzeby ludności. Jest otwartym wieczernikiem.
W USA po ukończeniu szkoły średniej aż 88 procent młodzieży z chrześcijańskich domów odchodzi z Kościoła. Podobnie jest w Polsce – alarmował Josh McDowell. Przesadził? To stracone pokolenie?
Nie ma czegoś takiego jak stracone pokolenie. To prawda, rzadko widzimy młodych w kościele. Młodzi nie pojawiają się na Mszach. Ale to nie jest „stracone pokolenie”. To pokolenie do pozyskania! To jest opcja chrześcijanina. Znam wiele środowisk we Wrocławiu, które skutecznie docierają do młodych. I tu wracamy do pierwszego pytania, do słowa klucza: „wspólnota”. Młodych tuż po bierzmowaniu nie można zostawić na lodzie. Muszą mieć doświadczenie Ducha Świętego działającego w konkretnej wspólnocie.
Tuż po zakończeniu koszalińskich rekolekcji dla 3,5 tysiąca gimnazjalistów przygotowano dla nich wspólnoty. Nie czekano z zaproszeniem. Organizatorzy ogłaszali: „Przyjdźcie dzisiaj wieczorem”.
I bardzo dobrze zrobili! Jezus mówił: „Pójdź za Mną”, a ludzie, jak czytamy, szli „natychmiast”. Piotr wygłosił swe pierwsze kazanie tuż po doświadczeniu Pięćdziesiątnicy i „dołączyło do nich około trzech tysięcy mężczyzn”. Nie ma czegoś takiego jak przyjęcie Jezusa na sposób indywidualistyczny, samotniczy. Nie! Ono zawsze dokonuje się we wspólnocie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).