Po latach zastoju dialog ruszył. Do pojednania trzeba jednak cudu.
Radosna wieść nadeszła z włoskiego Chieti. Zakończyły się tam właśnie obrady Międzynarodowej Komisji Mieszanej ds. Katolicko-Prawosławnego Dialogu Teologicznego. Przyjęto wspólny dokument: „Ku wspólnemu zrozumieniu synodalności i prymatu w służbie jedności Kościołowi” (jeszcze nie został podany do publicznej wiadomości). Po niemal dekadzie zastoju krok naprzód. I to w tak ważnej, bo tak naprawdę jedynej dzielącej nas z prawosławnymi i zahaczającej o dogmaty sprawie. Obecny na spotkaniu bp. Nitkiewicz mówi o braterskich relacjach łączących uczestników dialogu i o tym, że dialog ma być kontynuowany. Ale... Na tym właściwie kończy się radosna część informacji.
Tak, dokument został podpisany, ale zastrzeżenia do niego mieli Gruzini. I to tak mocne, że w przypisie zaznaczono, że mimo podpisania całości nie zgadzają się oni na kilka przyjętych przez resztą paragrafów. Zdaniem komentatorów dobrze, że zdecydowano się na taką opcję. I chyba słusznie, ale niepewność co do recepcji dokumentu w świecie prawosławnym wzrasta. Nie od dziś przecież wiadomo, że przedstawiciele swoje, a potem synody, które w świecie prawosławia mają bardzo dużo do powiedzenia, swoje.
Obawy, choć i nadzieje na przyszłość może też budzić stanowisko Moskwy. Konkretnie jej zdanie że czas, by teraz zając się problemem uniatyzmu (czyli wprowadzana unii jako metody jednoczenia z Kościołem katolickim, w czym prawosławni widzą raczej rozbijanie własnej jedności). Temat ten, niezwykle drażliwy, był już w dialogu poruszany i choć przyjęto wspólne stanowisko – że unia nie może być sposobem na przywracanie jedności w Kościele – jak widać jakaś zadra pozostała. Katolicy stoją na stanowisku, że należy zachować te Kościoły, które w wyniku dawnych unii powstały. Prawosławni, zwłaszcza Moskwa, która najczęściej krzywym okiem patrzy na unitów, też niby się z tym poglądem zgadzają. Wyrazem tego jest choćby wspólna deklaracja Franciszka i Cyryla I podpisana w Hawanie. Ale naleganie na to, by temat wrócił w dialogu.... No cóż, jakiś niepokój co do intencji strony prawosławnej jednak budzi.
Trzeba jednak przede wszystkim pamiętać, że o ile dialog teologiczny między prawosławnymi a katolikami ma się w sumie bardzo dobrze, o tyle znacznie więcej pozostało do zrobienia na płaszczyźnie praktycznej, braterskiej miłości między naszymi Kościołami. Ot, mającą odbyć się za tydzień pielgrzymką papieża do Gruzji oprotestowuje „Związek Rodziców Prawosławnych” zarzucając wręcz Watykanowi, że jest „duchowym agresorem”. Tak, to tylko kilkadziesiąt osób, ale podobnie do nich myśli pewnie znacznie więcej Gruzinów. Warto też przypomnieć z jakim oporem wśród swoich spotkał się patriarcha Cyryl I, gdy podpisał z papieżem Franciszkiem w Hawanie wspólną deklarację. Nie od dziś też wiadomo, że bardzo nieprzychylnych dialogowi katolicko-prawosławnemu jest część mnichów ze słynnej góry Atos. To już głos, którego na pewno nie da się zlekceważyć.
Bo nie prawdy wiary nas dzielą, nie moralność, ale często trudna historia. Widać to także u nas, w Polsce. Polacy - katolicy pamiętają o rusyfikacji. Zwłaszcza grekokatolicy, bezlitośnie za swoją przynależność do Kościoła katolickiego prześladowani (ot, męczennicy z Pratulina). Pamiętają o tym, jak Kościół prawosławny łatwo godził się na wcielanie przez państwo siłą w jego szeregi członków ich wspólnot (unii i neounii), o odbieraniu świątyń, zamykaniu w więzieniach duchownych. Z drugiej strony jest pamięć prawosławnych. Dla nich to jedynie incydenty. Za to pamiętają o swoich krzywdach: o odrywaniu ich od ich wiary przez unie (najpierw florencką, dopiero potem brzeską), o tym, że w I Rzeczpospolitej byli obywatelami drugiej kategorii. No i o burzeniu prawosławnych świątyń w II Rzeczpospolitej, które kontynuowano na początku PRL. Tak tak, burzeniu, które miało pomóc w przeciągnięciu ich wiernych do katolicyzmu i polskości.
Jeśli chcemy kiedyś znów być jednym Kościołem nie możemy udawać, że tych wszystkich problemów nie było. Trzeba uderzenia się w pierś, przeproszenia.... I pracy, pracy i jeszcze raz pracy, by ta bolesna przeszłość była tylko historią i nie rzutowała na teraźniejszość.
Czasami też myślę, że przydałby się nam jakiś mocny impuls do pojednania. Ot, może wspominanie biskupów prawosławnych (i z drugiej strony, przez prawosławnych biskupów katolickich też) w liturgii. Za wcześnie? Może, ale my przecież jesteśmy jednym Kościołem. Anatemy zostały zniesione kilkadziesiąt lat temu. Mimo to do pojednania ciągle podchodzimy, jak pies do jeża....
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Po pierwsze: dla chrześcijan drogą do uzdrowienia z przemocy jest oddanie steru Jezusowi. Ale...
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.