Boga nie ma – wmawiają nam. Zrywają krzyże z wież kościołów. Widziałam, jak ludzie giną, stawiając je na nowo – opowiada s. Katarzyna z Chin. – Tutaj mogę nosić medalik na ulicy i czytać Biblię, gdzie chcę. Przyjechałam nabrać sił i spotkać waszą św. Faustynę. Ona też nie miała łatwo – dodaje Maria z grupy Chińczyków, którzy są naszymi gośćmi na ŚDM.
Z Pekinu do Warszawy z przesiadką w Moskwie, a potem pociągiem do Katowic. Prawie 20 godzin w podróży. – Jestem tu, by naładować akumulatory, pogłębić wiarę i spotkać papieża Franciszka, którego bardzo w Chinach kochamy! – mówi Stanisław, lat 22.
– I żeby zobaczyć, że jesteśmy wszyscy jedną rodziną, a rodzina się wspiera – dodaje Maria, lat 23. – Jesteście szczęśliwi w Polsce, nikt wam nie zabrania chodzić do kościoła. My, katolicy w Chinach, jesteśmy podziemiem, niczego nam nie wolno, wszystko nam zabierają, nawet krzyże. Biblii, jak nam ktoś nie przywiezie cudem, to nie masz. Aplikacje na telefonie – zapomnij. Jestem tutaj, bo potrzebuję tego jak wody! – mówi.
Chińczycy są uśmiechnięci i szczerzy. Złaknieni spotkania z innymi, dotknięcia żywego Kościoła. Są stęsknieni za poczuciem wspólnoty wokół Chrystusa. Brzmi patetycznie – ale to jest w ich oczach. Kilkadziesiąt osób spotykamy w Tychach. To głównie studenci, jest też siedmiu księży oraz zakonnice. Przez kilka dni są pod skrzydłami parafii św. Jadwigi. Potem, jak inni, na spotkanie z Franciszkiem wyjadą do Krakowa.
– Może się zdarzyć, że ktoś z was zostanie mocno dotknięty w czasie ŚDM. I że będzie to dotyk Chrystusa. Otwórzcie się na to i przygotujcie! – mówi do Chińczyków jeden z polskich księży. Od lat kapłan ten ewangelizuje Chiny i z tego powodu jest ścigany.
Gdzie jest łazienka?!
– Oficjalnie jesteśmy tu turystycznie. Przez kilka godzin trzepali nas na lotnisku. Niektórych nie przepuszczono, zostali w Pekinie – mówi Stanisław. – Nie jesteśmy pewni, czy wpuszczą nas z powrotem. Wiedzą, że ŚDM jest w Polsce. Oni wiedzą wszystko – dodaje. Wysoki, ciemne włosy i skośne oczy jak wszyscy. Jest w nich nadzieja. On i Maria opowiadają chętnie. Oboje modlitwy uczyli się w domu. – My mamy szczęście. Jak twoja babcia albo mama nie są wierzące, to szansa na dotarcie do Kościoła jest w Chinach nikła. Bo to jest strefa zakazana – mówią.
– „Boga nie ma, Boga nie ma” – oni nam to wpajają od dziecka! – mówi s. Katarzyna. – Moja mama mówiła w domu inaczej: że Bóg jest i kocha mnie i Chiny. Nie mieliśmy Pisma Świętego. Długo nie wiedziałam nawet, że są cztery Ewangelie.
Władze komunistyczne co jakiś czas organizują brawurowe akcje zrywania krzyży z kościołów lub dzwonnic. Oficjalne wytłumaczenie: zagrażają bezpieczeństwu. – Ale ludzie zbierają się, robią krzyże w domach i próbują je wstawić na miejsce. Widziałam, jak niektórzy przy takiej akcji giną. Raz służby państwowe złapały zakonnicę i pobili do nieprzytomności. Wielu księży trafiło do więzień i są prześladowani – opowiada s. Katarzyna.
Należy do Zgromadzenia Ducha Świętego Pocieszyciela. Mówi dobrze po polsku, studiuje tu teologię. Wstąpiła do zgromadzenia bez przygotowania teologicznego.
– Jako zakonnica jeszcze nie znałam w pełni Ewangelii! Bo nie mamy książek, Pisma Świętego, nic. Ale mamy powołania. Pan Bóg posługuje się mną np. do głoszenia Jezusa. To można wyjaśnić tylko działaniem Ducha Świętego. Modliłam się: „Jezu, daj mi światło, powiedz, co mam mówić, bo ja nic nie umiem”. I dawał. Mówiłam rzeczy, o których nie wiedziałam. Wiele osób przyjmowało potem chrzest. I przełożona angażowała mnie coraz bardziej. W końcu byłam tak wyczerpana, że prosiłam Boga, by mnie stąd zabrał. No i pewnego dnia zadzwonił telefon. I przyjechałam do Polski. Na teologię. Będę wreszcie coś wiedzieć! – opowiada.
Siostra poprawia czarny welon. – Jak stanęłam na lotnisku w Polsce, to ani „dzień dobry” w waszym języku nie umiałam – śmieje się. – Ale pierwsze co, to łazienka! Gdzie jest łazienka? Znaczki rozumiałam. Miałam w walizce poskładany w kostkę habit. Bo tak oficjalnie na ulicy czy w samolocie to nie wolno u nas. Zakazane. Wygładzałam go wilgotnymi rękami w tej łazience. Nie mogłam się doczekać, żeby się przebrać i na ulicę wyjść w habicie – mówi. – Ale nie wiem, czy wrócę teraz do kraju, czy mnie wpuszczą. Na pewno jestem już na czarnej liście.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).