Trzech mieszkańców powiatu kutnowskiego po ponadmiesięcznej morderczej jeździe dotarło najpierw na rowerach do Santiago de Compostela, a potem do Fatimy. Dwóch z nich kilka lat wcześniej na swoich jednośladach zdobyło Rzym.
Majowe Boże Narodzenie
Podczas pielgrzymki na drodze cyklistów stawało wiele aniołów. Byli to spotkani ludzie, którzy otwierali swoje domy, przygotowywali posiłki i użyczali miejsce na rozbicie namiotów. Wiele spotkań na zawsze zostanie w pamięci trzech śmiałków. Wszystkie świadczyły, że cuda zdarzają się codziennie.
Leszek, Andrzej i Jakub z wdzięcznością wspominają nocleg w Berlinie w parafii ewangelickiej, ofiarność belgijskiego księdza, który nie tylko udzielił im noclegu, ale także zaprowadził do restauracji na obiad, nocleg u napotkanej sprzedawczyni cytrusów, a także wizytę w domu starszego małżeństwa z Voüe.
– To był niezwykły nocleg. Spaliśmy w ogrodzie w namiotach. Domownicy przygotowali nam obfity posiłek. Na tarasie był fortepian. Pani domu ciągle śpiewała. Andrzej miał obiekcje co do tego miejsca. Wtedy powiedziałem mu sentencję Goethego: „Gdzie słyszysz śpiew, tam wchodź, tam dobre serca mają. Źli ludzie, wierzaj mi, ci nigdy nie śpiewają”. Prawda ta znalazła swoje potwierdzenie w tym domu.
Przy kolacji w ramach podziękowania zaśpiewałem „Polskie kwiaty”. Po piosence mężczyzna wstał i zadzwonił do jakiegoś księdza. Tamten zapytał nas przez telefon, czy nie chcemy zupy. Chcieliśmy. Później właścicielka domu śpiewała różne pieśni po francusku. Kiedy zaczęła „Cichą noc”, przyłączyliśmy się. I tak w maju zrobiło się Boże Narodzenie – wspomina pan Leszek.
Bez kolęd, ale nie mniej świątecznie było u Wioli i Jacka Cichowarów w miejscowości Louey, niedaleko Lourdes. Polska rodzina nie tylko nakarmiła i przenocowała rowerzystów, ale także uprała i wysuszyła im ubrania (z takim gestem życzliwości mężczyźni spotykali się w kilku miejscach). Pani Wiola zabrała też gości nocą do Lourdes, do którego następnego dnia dojechali rowerami.
Wszystkich aniołów pątnicy otaczali modlitwą. O co dla nich prosili? O tym można przeczytać na Facebooku Andrzeja. Pod datą 13 czerwca, dniem dojazdu do Santiago, napisał: „Dzisiaj jest ważny dla nas dzień. Dzięki Bogu, naszym Aniołom, ludziom dobrej woli, modlitwom, dojechaliśmy ze świętą Ewangelią i z dobrymi humorami do Santiago de Compostela. Po miesiącu pielgrzymiej rowerowej tułaczki stanęliśmy przed katedrą, w której znajduje się grób świętego Jakuba. Przesyłamy pozdrowienia dla naszych bliskich, przyjaciół, znajomych, współpracowników i tym wszystkim, którzy pomagali nam w naszej drodze. Niech Bóg obdarzy Was wszystkich, za pośrednictwem świętego Jakuba Apostoła, zdrowiem, szczęściem i da błogosławieństwo na całe lata”.
Podobne modlitwy zanosili wszyscy w Fatimie, u kresu pielgrzymki. Przebyta droga, walka z samym sobą, życzliwość napotkanych ludzi, prowadzenie Boże i namacalna opieka św. Jana Pawła II zapadły głęboko w serca pielgrzymów. Po takiej wyprawie nic nie jest już takie samo. Ani ciało, bo przez wysiłek mocno schudło, ani serca, bo zamieszkał w nich sztab nowych osób, ani dusza, która przez 40 dni obcowała z Bogiem.
– Cieszę się, że dwa razy w życiu Bóg wyprowadził mnie na taką pustynię. Na tak długą wyprawę pewnie już się nie wybiorę, ale po tych doświadczeniach z ufnością patrzę w przyszłość i na cel najważniejszej podróży – wyznaje pan Leszek.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).