O Niemczech jako kraju misyjnym i konsekwencjach „Amoris laetitia” z abp. Heinerem Kochem rozmawia Tomasz Kycia.
Tomasz Kycia: Zawołanie Księdza Arcybiskupa brzmi: „Radujcie się zawsze w Panu. Pan jest blisko!” (Flp 4,4-5). Co Księdza Arcybiskupa cieszy w Kościele w Niemczech w 2016 roku?
Abp Heiner Koch: Czuję, że Bóg jest, że działa. Wcale nie zanosimy Go do ludzi, bo On już wśród nich jest! Głównym zadaniem Kościoła jest uczyć się wraz z nimi zobaczyć Go i odkrywać. Jestem tak głęboko poruszony wiarą w Boga, który jest dla nas i będzie dla nas po naszej śmierci, że chciałbym tę wiarę przekazywać innym.
Dlaczego Niemcy są krajem misyjnym? Dlaczego do tego doszło?
Z wielu powodów. Po pierwsze, w życiu publicznym wiara nie ma już zobowiązującego charakteru. Wielu ludzi trwa biernie w masie społeczeństwa, które jest z tradycji chrześcijańskie. Ale kiedy tradycja i zwyczaje zanikają i stają się wyjątkiem, chcą oni trwać biernie w innej masie. Po drugie, Niemcy niosą historyczny bagaż doświadczenia nazistowskiego i komunistycznego reżimu. A te systemy aktywnie zwalczały wiarę i utrudniały ludziom przyznawanie się do niej. Z powodu wiary wielu nie mogło ukończyć szkoły albo studiować. Dużo ich to kosztowało. I wreszcie po trzecie, wielu istnienie Boga podaje w wątpliwość. Ludzie mówią mi tu ciągle: „nie widzę Boga” albo „dlaczego Bóg dopuszcza cierpienia?”, a jeszcze inni mówią: „mnie nic nie brakuje, nie potrzebuję żadnego Boga, nie tęsknię za życiem wiecznym”. Wiele możemy w Kościele zreformować, ale dziś chodzi o samą Jego istotę, o głębię. Nie rozwiążemy kryzysu wiary, jeśli nie zobaczymy, że wielu ludzi podaje w wątpliwość istnienie Boga.
Biskup Pasawy Stefan Oster założył nawet Komisję ds. Nowej Ewangelizacji. Może nowa ewangelizacja to coś dla Berlina? Papieże Jan Paweł II i Benedykt XVI wciąż o tym wspominali, by znów wyjść na ulice i głosić Chrystusa.
Nowa ewangelizacja zakłada, że była już wcześniej jakaś ewangelizacja. Mogę sobie to wyobrazić u biskupa Stefana Ostera w Pasawie, gdzie wciąż jest wielu katolików. Ale tu, na terenie byłej NRD, często musimy dbać o „pierwszą” ewangelizację. Oczywiście na tych ziemiach było już chrześcijaństwo, ale w wielu przypadkach zaczynamy dziś znów od zera. Przy czym w głoszeniu Ewangelii będziemy musieli pójść różnymi drogami. Wyjście na ulice nikogo tu nie wzrusza. Wszyscy wychodzą. Kiedy na ulicy mówimy: „Bóg cię kocha”, ludzie odpowiadają: „Tak, tak, dobrze, do widzenia!”. Wielką szansą są nasze instytucje kościelne, na przykład przedszkola i szkoły, w których duży procent dzieci i ich rodziców jest nieochrzczonych. Oni potrzebują naszego chrześcijańskiego świadectwa. Z duszpasterskiego punktu widzenia bardzo ważna jest też liturgia, ponieważ nieochrzczeni co rusz przeżywają nasze nabożeństwa. Podczas Wigilii Paschalnej ochrzciliśmy w Berlinie ponad stu dorosłych. Jeden z nich zaczął wierzyć po pogrzebie przyjaciela. Widział, ile wart jest w chrześcijaństwie człowiek, nawet po śmierci. Ale najważniejsze pozostaje osobiste świadectwo. Potrzebujemy ludzi, którzy przyznają się do swojej chrześcijańskiej wiary. Którzy nie sprawiają wrażenia, jakoby chcieli tylko pozyskiwać innych, ale którzy zaświadczają o swoim życiu z Bogiem. Musimy towarzyszyć ludziom na ich często wieloletniej drodze do chrztu. Chrzest jako sakrament naszej trwałej więzi z Chrystusem jest celem.
Jak Ksiądz Arcybiskup jako przewodniczący Komisji ds. małżeństwa i rodziny w niemieckim episkopacie ocenia ostatni dokument papieski. Czy Franciszek w „Amoris laetitia” zmienił nauczanie Kościoła?
Nie.
To znaczy, że rozwiedzeni żyjący w ponownych cywilnych związkach nie zostaną dopuszczeni do Komunii Świętej?
Rzadko kiedy jakiś papież tak pięknie i zachwycająco pisał o sakramencie małżeństwa jak Franciszek w „Amoris laetitia”. Przepięknie opisał naukę o sakramencie małżeństwa, o Dobrej Nowinie o małżeństwie, które jest dla nas, katolików, głęboką decyzją, wypływającą z wiary, jako relacja mężczyzny i kobiety na całe życie, otwarta na potomstwo. Z tej nauki Kościoła o małżeństwie papież nie zrezygnował. Dlatego pisze on w nr. 301 tego dokumentu: „Aby właściwie zrozumieć, dlaczego możliwe i konieczne jest szczególne rozeznanie w niektórych sytuacjach zwanych »nieregularnymi«, istnieje pewna kwestia, którą zawsze należy uwzględniać, aby nigdy nie pomyślano, że usiłuje się minimalizować wymagania Ewangelii. Kościół dysponuje solidną refleksją na temat uwarunkowań i okoliczności łagodzących. Dlatego nie można już powiedzieć, że wszyscy, którzy są w sytuacji tak zwanej nieregularnej, żyją w stanie grzechu śmiertelnego, pozbawieni łaski uświęcającej”. Papież dochodzi do wniosku, że konsekwencje lub efekty jakiejś normy niekoniecznie zawsze muszą być te same – również nie w dyscyplinie sakramentów (zob. AL 300). Dlatego wciąż podkreśla, że Eucharystia nie jest wynagrodzeniem dla doskonałych, tylko hojnym lekarstwem i pożywieniem dla słabych (por. AL przypis 351). Mam nadzieję, że księża i biskupi będą Franciszkowi posłuszni, tak jak wcześniejszym papieżom.
W Polsce dochodziło do sytuacji, kiedy osoby życia publicznego, rozwiedzione i żyjące w ponownym cywilnym związku, przystępowały na oczach wiernych do Komunii Świętej. Jak zachowałby się Ksiądz Arcybiskup w takiej sytuacji?
Trzeba porzucić takie myślenie. Franciszek naprawdę nie ułatwia rozwodnikom przystępowania do Komunii Świętej. Podczas debaty synodalnej wciąż istotne było pytanie, czy poprzez taki publiczny gest nie zakwestionowana zostanie nierozerwalność sakramentalnego małżeństwa. Komunia Święta nie może stać się elementem publicznych demonstracji. Ale to też znaczy: towarzyszcie tym ludziom, nie potępiajcie ich, nie pozostawiajcie ich samych w Kościele. To także stara nauka Kościoła. „Amoris laetitia” nie łamie istniejącego prawa. To nie jest nowa kanonistyka. Ale papież wprowadza jedną kategorię wyżej, której nie da się uchwycić prawnie.
Co to oznacza dla Kościoła w Niemczech, że „Amoris laetitia” nie jest nową kanonistyką, a papież pozostawia dużo miejsca dla interpretacji?
Będziemy posłuszni Ojcu Świętemu w słowie i duchu. Tak było za czasów Jana Pawła II i Benedykta XVI, tak będzie i teraz, za Franciszka. To charakterystyczne, że „Amoris laetitia” świadomie pozostaje w tradycji jego poprzedników. Kościół katolicki w Niemczech jest częścią Kościoła powszechnego na świecie, więc nie będzie żadnego osobnego rozwiązania. Wykorzystamy jednak rozmach, który wnosi „Amoris laetitia”. Pozytywny i pełen zachwytu opis małżeństwa może nas zainspirować w przygotowywaniu par do tego sakramentu. Papież zachęca, by częściej sięgać po „Amoris laetitia”, by tłumaczyć parom wartość ślubu kościelnego. Małżeństwo sakramentalne to przecież coś więcej niż tylko pobłogosławienie związku. Dlaczego chcemy, by ludzie udzielali sobie sakramentu małżeństwa? Jak bardzo nam na tym zależy? A może nie zależy nam już na sakramencie małżeństwa? Czy to tylko kwestia tradycji? To są ważne pytania. Bo przecież pary nie muszą dziś się pobierać, by ze sobą żyć, mieszkać. Więc sakrament małżeństwa musi mieć coś wspólnego z naszą wiarą!
Czy z tego powodu zmieni się coś w duszpasterstwie małżeństw w Niemczech w przygotowaniu do małżeństwa?
Koniecznie! Często zaczynamy za późno. Kiedy para do nas przychodzi, najczęściej żyje już ze sobą od lat. Przygotowanie do sakramentu małżeństwa musimy zacząć już w szkole, w pracy z młodzieżą, w parafii, a przede wszystkim w rodzinach. Sakrament małżeństwa może zawrzeć tylko ktoś, kto wierzy. Dlatego według mnie przygotowanie do małżeństwa jest też kursem wiary. Poza tym ważne jest, by Kościół towarzyszył młodym małżeństwom. Duża liczba rozwodów jest też wynikiem pojęcia małżeństwa jako paktu dwojga osób w prywatności, a nie jako części życia parafii.
Papież często zachęcał do ponownego odkrycia spowiedzi. Mówił o „sakramencie uzdrowienia”. Niestety, w Niemczech praktyka spowiedzi zanikła. Czy tu coś się zmieni?
To bardzo ważne słowa: „sakrament uzdrowienia” czy też „droga do zbawienia”. Jeśli już nie rozmyślam nad moimi mocnymi i słabymi stronami, jeśli świadomie nie przynoszę Bogu moich słabości i błędów, jeśli nie spotykam Go jako mojego i naszego Zbawcy, to uzdrowienie głęboko w duszy nie jest możliwe. Wiele małżeństw by się nie rozpadło, gdyby małżonkowie regularnie chodzili do spowiedzi.
Podczas ingresu 18 września 2015 r. w Berlinie powiedział Ksiądz Arcybiskup, że „musimy się wstawić się za ludźmi nienarodzonymi, słabymi, biednymi i umierającymi, a także za uchodźcami, aby nie byli wykluczeni”. Padły nawet słowa, że „jeśli to konieczne, trzeba wyjść na ulice, by o tym zaświadczyć”. Czy to był sygnał w stronę uczestników Marszu dla Życia, który akurat w tym momencie przechodził ulicami Berlina?
Tak, to jedna z cech chrześcijaństwa, by wstawiać się za życiem, począwszy od nienarodzonego, przez uchodźcę, na umierającym koncząc. Wyjście na ulicę to ważny i demokratyczny środek. Bogu dzięki, że jest on u nas możliwy. Uważam za stosowne wychodzić na ulicę. Tylko w przypadku gdyby demonstracja stała się fanatyczna, widziałbym to inaczej.
Mógłby sobie Ksiądz Arcybiskup wyobrazić osobisty udział w Marszu dla Życia we wrześniu?
Tak, rozważam taką możliwość.
W berlińskim Marszu dla Życia co roku bierze udział wielu Polaków. Wielu z nich przyjeżdża specjalnie do Berlina, inni czują się jak w domu w tutejszej Polskiej Misji Katolickiej. Jaką rolę odgrywa ta największa w archidiecezji „parafia”?
Każdy Polak należy do swojej parafii w miejscu zamieszkania. U nas, katolików, nie może być rozróżnienia ze względu na narodowość. To cecha drugorzędna. Wielu Polaków nie chodzi wcale do Polskiej Misji Katolickiej, tylko przejmują odpowiedzialność za losy parafii w miejscu zamieszkania. Ale również Polska Misja Katolicka, z której obecności bardzo się cieszę, angażuje się w życie Kościoła Berlina i do niego należy. Jeszcze ciekawsze jest zjawisko na polsko-niemieckiej granicy na Pomorzu Przednim. Wielu Polaków osiedla się tam na terenach, które jeszcze niedawno były dalekie od wiary w Chrystusa. Jestem wdzięczny, że Polacy do nas przybywają i chcą z nami przeżywać swoją wiarę. Wszyscy wspólnie ponad wszelkimi granicami ponosimy bowiem odpowiedzialność za wiarę w Chrystusa.
Arcybiskup Heiner Koch (ur. 1954 w Düsseldorfie), od 2015 r. arcybiskup metropolita Berlina. Wcześniej biskup pomocniczy w Kolonii (od 2006) i biskup diecezji drezdeńsko-miśnieńskiej (od 2013).
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).