Praprzyczyną jest historyczny, jeszcze od lat daleko przedwojennych, rozwój miasta. Tego się już nie odmieni. Ale chciałoby się dostrzec jakąś dobrą dłoń łagodzącą różnice.
Zadzwonił telefon, pewna firma oferuje korzystniejszą taryfę gazu przewodowego. Na początku numeru widzę 12, zatem Kraków. Roześmiałem się, co speszyło panią z drugiej strony drutu. Tłumaczę, że jesteśmy z rejonów cywilizacyjnie zapóźnionych i jak ich firma ułoży do nas rurę, to czemu nie, pogadamy o taryfie. I to wyzwoliło w mej głowie temat, który od jakiegoś chodził za mną. Mianowicie różnice cywilizacyjne, ekonomiczne, społeczne i wszelakie inne pomiędzy różnymi regionami w Polsce. Tak jest i w innych krajach, w niektórych różnice są głębsze i bardziej dokuczliwe. Są jednak kraje ze standardami bardziej wyrównanymi. Wiem, że to temat na kilka doktoratów. Warto jednak uzmysłowić, że temat istnieje. Kilka ilustracji.
Przed laty napisałem felieton „Jednogwiazdkowa plebania”. Prowadziłem tam rekolekcje, w wolnych chwilach spacerem odwiedziłem dwie sąsiednie plebanie. Gwiazdek dałbym w kolejnych trzy i pięć. Szczegółów za wiele jak na felieton. Praprzyczyną różnic jest historyczny, jeszcze od lat daleko przedwojennych rozwój miasta. Tego się już nie odmieni. Ale chciałoby się dostrzec jakąś dobrą dłoń łagodzącą różnice. Czy te ogólnospołeczne, czy te parafialne. Jakoś nie widać.
Inna ilustracja. Parafia malutka, około 500 mieszkańców. Wiosek pięć (do najdalszej 7 km), kościołów trzy. Na końcu świata, za górami, w kolejności odśnieżania ostatniej. Mieszkańcy, jak cały region, powojenni przesiedleńcy „zza Buga” i osadnicy z Podkarpacia. Znamienne to szczegóły – bo nawet kolejne pokolenia nie zakorzeniły się tutaj. Ze wszystkimi tego konsekwencjami.
Wywołałem temat dotyczący prawie połowy obszaru dzisiejszej Polski – przesiedlenia milionów ludzi z dawnych obszarów wschodnich i nakładające się na to osadnictwo z rejonów głównie podkarpackich. Przez naszą opolską diecezję przebiega granica obszarów zamieszkałych przez rdzenną ludność Śląska oraz obszarów zasiedlonych przez przybyszów. Wioski i miasteczka obu części tej ziemi różnią się wyglądem, więzami społecznymi, ożywiającą tradycją (bądź jej brakiem), także siłą oddziaływania zwyczajów parafialnych. Od jakiegoś czasu te różnice powoli się zacierają, ale pełnego wyrównania nie widać. Ma to wpływ na infrastrukturę całych okolic, na zakorzenienie szkół w środowisku, na możliwości ekonomiczne samorządów i parafii, w tym tak ważne społecznie przyciągnięcie do szkół dobrych nauczycieli, a w parafiach na zatrzymanie proboszczów przez dłuższy czas.
Piszę o swojej diecezji. A przecież chodzi o cały Dolny Śląsk, o Ziemię Lubuską i Pomorze Zachodnie. Są tam rejony bardziej dotknięte obciążeniami powojennych przesiedleń. Ale nie tylko to i tam. W innych obszarach Polski, także z punktu widzenia struktur i funkcjonowania parafii, istnieją inne czynniki różnicujące. Domyślam się różnic chociażby między parafiami w pobliżu Warszawy i w wiejskich okolicach sto kilometrów dalej. Pewnie nawet w zakorzenionej „u siebie” diecezji katowickiej czy krakowskiej nie wszystko jest wyrównane.
Potrzeba dobrych, przystępnych ale i dostępnych opracowań socjologicznych, ekonomicznych, demograficznych, które byłyby adresowane do ludzi odpowiedzialnych za funkcjonowanie życia społecznego i kościelnego w Polsce. Potrzeba opracowań i materiałów medialnych przybliżających problem wszystkim mieszkańcom kraju. Potrzeba wiedzy i żywszego zainteresowania kierujących krajem, województwami, diecezjami. Żebyśmy byli ludźmi nie z różnych planet, a z jednej, choć bardzo zróżnicowanej Ojczyzny.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.