Zagrajcie mi „Adagio”

Siostra Michaela Rak opowiada o ufności, zdejmowaniu ciężarów i szczęściu.

Reklama

Założyła Siostra dwa hospicja

Kiedyś powiedziałam żartobliwie, że mam dwoje dzieci. Pierwsze to hospicjum św. Kamila w Gorzowie Wielkopolskim, a drugie – bł. ks. Sopoćki w Wilnie.

Miała Siostra narzeczonego, a Pan Bóg daje jedynie znaki.

Ale to one dają poczucie spokoju, że człowiek czuje się nie w swoich rękach, ale jest prowadzony przez Pana Boga. Często kiedy wstaję rano, już wiem, co danego dnia muszę zrobić. Jeszcze częściej jednak wołam: „Pomóż mi, Panie, bo nie wiem, nie potrafię”.

Tak też prosiła Siostra, kiedy przyjechała do Wilna i zastała jedną wielką ruinę, z której miało powstać hospicjum?

Zwracałam się do Niego nieustannie. Był taki moment w 2011 r., że miałam ogromne długi i czekałam na pieniądze, które nie przychodziły. Właśnie wtedy odwiedzili mnie przyjaciele z Gorzowa – małżeństwo z niepełnosprawną córką Asią. Kiedy miała 5 lat, kąpała się w wannie i braciszek wrzucił kuchenkę elektryczną do wody. Z trudem doszła do siebie, ale jej rozwój psychiczny zatrzymał się. Rozpłakałam się przed nimi i powiedziałam, że nie dam rady, że napisałam do przełożonych prośbę o rezygnację. Wtedy Asia położyła mi rękę na ramieniu i zapytała: „Ciociu, a ty jesteś z tego zakonu, co mówi »Jezu, ufam Tobie«?”. Odpowiedziałam, że tak, a ona uścisnęła mnie mocniej: „Ciociu, a ile razy dziennie ty mówisz »Jezu ufam Tobie«?”. Przeszedł mnie dreszcz, bo to było niemożliwe, żeby zadawała takie mądre pytania. „Wiele razy, Asieńko” – odpowiedziałam, na co ona ścisnęła mnie jak bokser na ringu i powiedziała: „Ciociu, to ty uwierz w to, co mówisz, i dasz radę”. Dotarło do mnie wtedy, że mówię „ufam”, ale nie ufam. Tego wieczoru podarłam rezygnację i wszystko zaczęło się układać. Odtąd, kiedy zderzam się z sytuacją niemożności, przychodzą mi na myśl słowa tego niepełnosprawnego dziecka.

Da się tak całkowicie zaufać?

Trzeba uwierzyć, że Pan Bóg nie pozwoli, żeby coś złego nam się stało.

Ale ludzie chorują, cierpią. To nie jest zło?

Po tylu latach towarzyszenia umierającym mogę powiedzieć, że choroba nie jest przekleństwem, że jest w niej ukryty jakiś cel.

Doświadcza tego Siostra w hospicjum?

Przywołam przykład, który bardzo mnie poruszył. Nasza podopieczna – 14-letnia Madzia – powiedziała mi: „Siostro, zanim umrę, chciałabym ulicami Wilna przejechać taką limuzyną jak młoda para do ślubu”. Wybrała osoby, z którymi chciała odbyć przejażdżkę: wolontariuszkę, mnie, dwóch braci i wychowawczynię z domu dziecka. Kłóciłam się wtedy z Panem Bogiem, nie mogąc pojąć, dlaczego ona umiera. Była kruchą istotką, ale tak mądrą, że postawiłabym ją za katedrą uniwersytetu. Nawet personel przychodził mnie pytać: „Dlaczego odchodzi?”. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć, ale z Panem Bogiem na kolanach się targowałam.

Co Mu Siostra chciała dać w zamian?

Nie chcę o tym mówić. Czasem coś ofiaruję, żeby komuś innemu zdjąć ciężar. Wtedy załatwiłam limuzynę i zapytałam Madzię, czy zabierze też na przejażdżkę swoją mamę. Ona przychodziła co dzień, tyle że zawsze była pijana. Podczas tamtej rozmowy stała oparta o ścianę, ledwie trzymając się na nogach. Madzia popatrzyła jej w oczy i powiedziała: „Ja nie mam mamy”. Trzymałam ją za rękę i chciałam ją przekonać: „Madzia, ale to twoja mama, nie byłoby cię, gdyby nie ona”. Ale dziewczynka znów na nią popatrzyła i zdecydowanie powtórzyła swoje słowa. W tamtą sobotę nie dała już rady pojechać limuzyną, a w niedzielę umarła. Na pogrzebie jej mama była pijana, a ja czułam się jak kwoka, bo dwaj braciszkowie Madzi, którzy przyjechali z domu dziecka, wtulili się w mój habit. Ogarnęłam ich łzy, prosząc: „Panie Boże, Tobie to oddajemy, bo nas to przerasta”. Minęło kilka miesięcy i w progu hospicjum stanęła mama Madzi: „Siostro, jestem po leczeniu i walczę o odzyskanie synów. Dziękuję za to, czego tu doświadczyłam”. Taką dała mi odpowiedź na pytanie, po co było cierpienie jej córki.

Poznała Siostra historię tej kobiety?

Zwierzyła się, że miała męża, który był ojcem Madzi, ale zostawiła go dla młodszego, bogatszego. Z tego związku urodził się syn, ale jej było mało i znalazła sobie kolejnego mężczyznę, jeszcze młodszego i bogatszego. No i weszła z nim w nielegalny biznes, a wtedy wszystko zaczęło się walić. Po swojemu szukała szczęścia, ale płaciły za to jej dzieci.

Czym tak naprawdę jest szczęście?

Ono jest nierozerwalnie związane z ofiarą. Jeśli w miłość jest wpisane pragnienie szczęścia drugiego, to dokonuje się ono za cenę mojego wyrzeczenia, krzyża. Przykład daje nam Jezus Chrystus, który cierpiał na krzyżu, a jednocześnie był szczęśliwy, bo wiedział, że tylko tak może otworzyć nam niebo.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7