Jeśli taka jest prawda o człowieku i jego sytuacji nie wolno jej nie uznać. Ma to kolosalne znaczenie dla jego zbawienia.
Po moim ostatnim komentarzu dotyczącym adhortacji o rodzinie Amoris Laetitia pojawiły się zarzuty, że nie piszę o całości, pomijając to co trudne i wątpliwe. Moim zamiarem było pokazanie, że sprowadzanie posynodalnej adhortacji do jednego tylko zagadnienia jest pomijaniem jej istoty. I nie chodzi nawet o to, że lekceważy się głos papieża, ale o to, że lekceważy się rodzinę jako taką. Rodzinę, o którą podobno Kościół chce walczyć i którą chce wspierać.
Ignorowanie tego, co papież napisał, to najprostsza droga do tego, by rodzina przestała być środowiskiem przyjaznym życiu. Nie tylko nienarodzonemu, także temu które już się urodziło, w każdej jego fazie.
Ale skoro takie jest życzenie, to wrócę jeszcze do rozdziału VIII adhortacji. Zacznijmy od podstaw. W kontekście sytuacji nieregularnych, o których mowa w rozdziale VIII, papież pisze:
300. [...] Nie należy oczekiwać od Synodu ani też od tej adhortacji nowych norm ogólnych typu kanonicznego, które można by stosować do wszystkich przypadków. Możliwa jest tylko nowa zachęta do odpowiedzialnego rozeznania osobistego i duszpasterskiego indywidualnych przypadków, które powinno uznać, że ponieważ „stopień odpowiedzialności nie jest równy w każdym przypadku”, to konsekwencje lub skutki danej normy niekoniecznie muszą być takie same.
Ojciec Święty zaznacza przy tym, mówiąc o rozeznaniu, że:
300 [...] Biorąc pod uwagę fakt, że w samym prawie nie ma stopniowości (por. Familiaris consortio, 34), to rozeznanie nigdy nie może nie brać pod uwagę wymagań ewangelicznej prawdy i miłości proponowanej przez Kościół.
O co zatem chodzi? O prawdę.
Ustalenie prawdy na temat czynu wymaga ustalenia oceny dwóch płaszczyzn. Jedna to prawda o tym, co się stało. To ewentualna materia grzechu. Druga płaszczyzna to prawda o osobie. Uwaga: nie napisałam "prawda osoby", bo nie chodzi o coś subiektywnego, ale "prawda o osobie" - obiektywna ocena jej świadomości i wolności. Oznacza to prawdę o tym, jak rozpoznawała rzeczywistość podejmując decyzję i do jakiego stopnia była lub jest w swojej decyzji wolna. Nie mówi prawdy o czynie człowieka ocena, która nie uwzględnia obu płaszczyzn.
Aby grzech był śmiertelny, są konieczne jednocześnie trzy warunki: "Grzechem śmiertelnym jest ten, który dotyczy materii poważnej i który nadto został popełniony z pełną świadomością i całkowitą zgodą" - stwierdza Katechizm Kościoła Katolickiego w punkcie 1857.
Treść punktu 301: [...] Kościół dysponuje solidną refleksją na temat uwarunkowań i okoliczności łagodzących. Dlatego nie można już powiedzieć, że wszyscy, którzy są w sytuacji tak zwanej „nieregularnej”, żyją w stanie grzechu śmiertelnego, pozbawieni łaski uświęcającej. [...] jest praktycznym zastosowaniem zasady, o której wyżej. To nie jest żadna rewolucja, tylko nauczanie Kościoła.
To, co jest zmianą, to przekonanie papieża, że w niektórych małżeńskich sytuacjach nieregularnych ludzie mogą obiektywnie działać w sytuacji zmniejszonej świadomości lub niepełnej wolności. Jeśli taka jest prawda o człowieku i jego sytuacji nie wolno jej nie uznać. Tym bardziej, że ma to kolosalne znaczenie dla zbawienia człowieka, które jest najważniejszą wartością w Kościele.
Zasady zmienić nie można. Byłoby to wbrew prawdzie o czynie, który jest poważnym złem. I nikt jej nie zmienia ani zmieniać nie zamierza. W każdym przypadku konieczne jest indywidualne, bardzo głęboko sięgające rozeznanie. Dodajmy: chodzi o sytuację osoby, nie pary. Mogę sobie bez trudu wyobrazić sytuację, w której taka ocena sytuacji duchowej będzie dotyczyła jednej z osób żyjących w związku.
Nie wiem, jak często ta zasada będzie mogła być podstawą realnej zmiany dla konkretnych ludzi. Ale nawet jeśli będzie to jedna osoba na milion par, dla jednego człowieka warto. Ostatecznie chodzi o rzecz tak wielką jak zbawienie człowieka.
Pozostaje jeszcze pytanie, czy nie są możliwe nadużycia tej zasady? Zapewne są możliwe. Tak samo jak jest możliwa świętokradcza spowiedź czy przyjmowanie Komunii świętej. Z faktu, że jest to możliwe, nie wynika, że należałoby coś zmienić w praktyce sprawowania tych sakramentów. Mam jednak przekonanie, że dużo łatwiej jest apelować o papieskie rozstrzygnięcie i tworzyć koncepcje teologiczne niż w praktyce, po rozeznaniu, podjąć decyzję, za którą bierze się osobistą odpowiedzialność przed Bogiem. Dlatego nie obawiam się ich nadmiernie.
Tyle na temat nowości trudnego - jak się okazuje - rozdziału VIII.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.