Nie szukają łatwych rozwiązań. Dla nich droga na Światowe Dni Młodzieży też ma być duchowym ćwiczeniem.
Kiedy diakon Mateusz Kempiński razem z klerykiem Jakubem Gojnym wpadli na pomysł zorganizowania pierwszej pielgrzymki na rolkach i hulajnogach do Piekar Śląskich, wszyscy patrzyli na nich raczej z politowaniem. – Większość osób, którym mówiliśmy o naszym pomyśle, nie dowierzała, że może się to udać. A pomysł chwycił – cieszy się Mateusz. – Za pierwszym razem nasza pielgrzymka była mocno spontaniczna. Nawet nie przyszło nam do głowy, że potrzebna będzie grupa techniczna, która będzie czuwać nad bezpieczeństwem przejazdu. I wtedy odezwał się do nas pan Adam, który zaproponował, że się tym zajmie. Pan Bóg się najlepiej troszczy, nawet o kwestie techniczne.
Po pierwszej, udanej pielgrzymce zmieniło się nastawienie wielu. – W organizacji pomagają nam teraz osoby związane z Nightskating Katowice. To cykl świeckich imprez dla rolkarzy. Tutaj też dostrzegam działanie Pana Boga. Bo organizując pierwszą naszą pielgrzymkę na rolkach i hulajnogach, napisałem do rolkarzy z pytaniem, czy się włączą w tę inicjatywę. Odpowiedzieli grzecznie, ale stanowczo, że nie interesują ich kościelne imprezy. Ale tuż przed drugą pielgrzymką, do Bierunia, sami się odezwali z pytaniem, czy mogą się dołączyć – wspomina Mateusz. – Teraz powierzyliśmy im zabezpieczenie trasy oraz wytyczenie optymalnej drogi do Krakowa.
Sprawdzian przed Krakowem
Bo skoro dotąd pielgrzymki odbywały się w intencji Światowych Dni Młodzieży, ich uczestnicy do Krakowa nie mogą się wybrać inaczej niż właśnie na rolkach. Jednak z uwagi na długość trasy – ok. 100 km – uczestnicy muszą „udowodnić”, że potrafią jeździć.
– Za pierwszym razem mieliśmy taką sytuację, że już na pierwszym skrzyżowaniu okazało się, że jeden z uczestników nie umie hamować. Gdyby nie nasz techniczny, który go zatrzymał, pewnie wjechałby na skrzyżowanie z całym impetem – wspomina Mateusz. Dlatego każdy, kto na rolkach będzie chciał jechać do Krakowa, musi wcześniej wziąć udział w dwóch innych pielgrzymkach: 7 maja do Tychów, a 11 czerwca do Rud Raciborskich. – To będą zdecydowanie krótsze trasy. Pierwsza ma tylko 22 km, a druga 50. Każdy uczestnik dostanie specjalną legitymację pielgrzyma, gdzie potwierdzi swoją obecność. Chodzi o to, by zweryfikować umiejętności uczestników – tłumaczy Mateusz.
Przygotowanych będzie 3 tys. legitymacji. Dodatkowo trzeba zaliczyć dwa przejazdy Nightskatingu. – Trasa do Krakowa to ponad 100 km. Dodatkowo będziemy jechać w nocy, a wiadomo: wtedy organizm inaczej funkcjonuje. Sam się czasem zastanawiam, czy podołam, ale zostawiam to Bożej Opatrzności – dodaje Mateusz.
Przyznaje, że od czasu pierwszej pielgrzymki sam wiele się nauczył, jeżeli chodzi o technikę jazdy. – Nie miałem jakichś wybitnych umiejętności, ale modliłem się: „Panie Jezu, jak mam to robić, to musisz się sam zatroszczyć”. I zostałem wysłuchany. Nauczyłem się hamować tak, jak powinno się to profesjonalnie robić. Bo od ludzi z Nightskatingu usłyszałem, że jazda z hamulcem to obciach – śmieje się. – No tak, bo żeby zahamować, są dwie techniki: albo pług, czyli tak jak na nartach, albo jedną stopę ustawia się z tyłu pod kątem 90 stopni.
Jak przekonuje, rolki jako sposób podróżowania mają wiele zalet. – Nie będziemy stać w korkach. Poza tym jest ekologicznie, czyli zgodnie z nauczaniem papieża Franciszka. No i rolki łatwo spakować do plecaka. Nie tak jak rower – śmieje się Mateusz.
„Nie dojadę do Częstochowy”
Plan jest prosty: ruszają 29 lipca wieczorem. – Będziemy ruszać mniej więcej w tym samym czasie, gdy w Krakowie będzie rozpoczynać się Droga Krzyżowa. Tak, że pierwszy etap trasy upłynie nam w łączności z papieżem Franciszkiem i uczestnikami nabożeństwa – mówi Mateusz. Pojadą całą noc z jedną dłuższą, godzinną przerwą. Na miejsce dotrą nad ranem, na czuwanie. – Mam świadomość tego, że zgłoszą się do nas osoby, które będą po prostu chciały się sprawdzić na tym dystansie, ale może Pan Bóg je dotknie? Może właśnie w taki sposób mają Go doświadczyć? – zastanawia się.
Bo o tym, że Pan Bóg wybiera nawet tak zaskakujące drogi spotkania, zdążył się już przekonać. – Najlepszym dowodem jest historia jednego z chłopaków, który dołączył do nas w czasie pierwszej pielgrzymki do Piekar Śląskich. Jechaliśmy przez ul. Stawową, on nas zobaczył i ruszył z nami na deskorolce. Próbowałem go zagadać, ale mi się nie udawało. Dopiero na postoju, kiedy podszedłem do niego z wodą, zaczęliśmy rozmawiać. Okazało się, że był na imprezie tej nocy i trochę „zabalował”. Nie chodził do kościoła od czasów gimnazjum i właściwie kiedy dowiedział się, że to jest pielgrzymka, był przerażony. „Nie dojadę do Częstochowy”, cały czas kołatało mu po głowie.
Ale dojechał z nami do prawdziwego celu pielgrzymki, czyli Piekar Śląskich. I jak zaczęliśmy zapisy na kolejną pielgrzymkę, do Bierunia, zgłosił się pierwszy – wspomina Mateusz.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.