Jolanta Drosdzol kocha 49 tys. książek z biblioteki, którą kieruje. – Bo najważniejsza jest miłość – mówi. Do bliskich, ale i swojej pracy. No i do Matki Bożej, która u niej jest na pierwszym miejscu. Odmówiła już do Niej cztery Nowenny Pompejańskie.
Czytanie biblioteki
– O pracy bibliotekarza marzyłam od czasów liceum – mówi. W czwartej klasie wybrała fakultet pedagogiczny i w ramach zajęć po raz pierwszy trafiła do filii Biblioteki Pedagogicznej w Chorzowie, gdzie mieszkała. – Pomyślałam: „Jak tu fajnie, dobrze by tu było pracować i wszystkie te książki przeczytać”. Do czytania od dzieciństwa zachęcali ją mama Janina i tata Antoni. Zresztą nie musieli tego robić, bo lektury same ją wciągały. Rodzice po ciężkiej pracy nie mieli już sił ani głowy, żeby czytać, ale wiedzieli, że najważniejsze, co mogą dać kochanej jedynaczce, to wykształcenie. Dlatego nieraz ją napominali, że powinna się uczyć.
Tata przyjechał na Śląsk spod Białegostoku, mama z Rzeszowszczyzny. Kiedy dorastająca Jola szła do szkoły, starała się zobaczyć ojca, który pracował na stalowni w Hucie Kościuszko. Zdarzało się, że widziała, jak jego suwnica wjeżdża do wielkiego pieca, dlatego chwilę czekała, żeby mu pomachać. Czasami zaglądała do restauracji „Goplana”, gdzie pracowała jako mistrzyni kucharska jej mama. Po zauroczeniu biblioteką pedagogiczną, inną od publicznej, zdecydowała się na bibliotekoznawstwo i informację naukową na Uniwersytecie Śląskim. W „swojej” bibliotece odbyła praktyki studenckie, a po skończeniu studiów dostała etat i do dziś w niej pracuje. Przez pierwsze półtora roku po studiach równolegle zajmowała się też tworzeniem parafialnej biblioteki przy kościele pw. św. Franciszka u ojców franciszkanów. W 1989 r. wzięła ślub z Marianem, wchodząc w typową śląską rodzinę z tradycjami i głęboką wiarą. Urodziło im się dwóch synów – Szymon i Piotr. Starszy skończył informatykę i pracuje we Wrocławiu. Młodszy studiuje na politechnice w Gliwicach.
– Mój niesamowicie rodzinny, ciepły mąż pomagał mi w wychowaniu synów, tak że po kilku latach od ich urodzin wróciłam do pracy – opowiada. – Wieczorami miłym obowiązkiem było nasze wspólne czytanie książek i rozmowy. Kiedy synowie dorastali i buntowali się, pomyślałam, że odwykną od czytania, ale to był tylko moment. Teraz znów dowiadują się, co mogę im polecić i jakie są moje lektury.
Za najważniejszą książkę w swojej bibliotece uznaje „Historię mojego życia” Helen Keller. – To amerykańska pisarka, pedagog i działaczka, która w 19. miesiącu życia utraciła wzrok, słuch i częściowo umiejętność mówienia – mówi. – Wbrew złym rokowaniom przy pomocy Anny Sullivan ukończyła wyższe studia, uzyskując doktorat z filozofii, i nauczyła się kilku języków. Jej fantastyczna nauczycielka nawiązała z nią komunikację przez dotyk. Powoli docierała do niej jak do zamkniętego w sobie zwierzątka, kulącego się przed światem.
Kiedy pytam, czy podczas odmawiania Nowenny Pompejańskiej ona sama czuje taki dotyk Matki Bożej, potakuje. – Choć wydaje mi się, że nie jestem silną kobietą, Ona dodaje mi sił – odpowiada. – Czuję z Nią ogromną bliskość.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.