Synowie i córki Króla


Uwiódł ich i choć początkowo bardzo Mu się opierali i robili wszystko, by „zmienił temat”, w końcu pozwolili się uwieść. Udowadniali Mu, że się nie nadają, ale On miał inne zdanie.

Reklama

Synowie i córki Króla
   roman koszowski /foto gość S. Stanisława od Maryi Matki Kościoła 
karmelitanka Dzieciątka Jezus z Ksawerowa


Mój starszy brat Michał został księdzem. Pamiętam jak dziś. Zawołał rodzinkę i oznajmił: „Nie idę na prawo na KUL. Idę do Łodzi do WSD”. Pamiętam, że użył tego skrótu – WSD. Doskonale wiedziałyśmy, co chce powiedzieć. Zaczęłyśmy z mamą i siostrą płakać. Więcej w tych łzach było szczęścia niż rozpaczy. Starszy brat wyskoczył przed blok, by opowiedzieć o tym kumplom.
 Kiedy po raz pierwszy nieśmiało pomyślałam o klasztorze? Pod koniec podstawówki. Sąsiadka została nazaretanką.

Ja planowałam inną przyszłość. Miałam złą wizję życia zakonnego. „Klasztor? Przecież tam idą dziewczyny, które nie mają powodzenia albo nie uda im się w życiu”. Nie chciałam tego…
 Byłam zaangażowana w oazę, śpiewałam w scholi. Znajomy ksiądz widząc moją pobożność, chcąc mi dokuczyć, rzucał: „Ooo, karmelitanka idzie”. Denerwowało mnie to, ale ponieważ go lubiłam, wszystko mu wybaczałam i puszczałam płazem. (śmiech)


Gdy Michał poszedł do seminarium, pomyślałam: rodzinny limit się wyczerpał, coś mi się z tym klasztorem ubzdurało. Odsunęłam tę myśl i poszłam na studia. Na geografię do Krakowa. Potrzebowałam czasu. Na przemyślenie kilku rzeczy. Zaangażowałam się w duszpasterstwo, modliłam się o rozeznanie: albo o dobrego męża, albo dobre zgromadzenie.

Kiedyś siedziałam sama w pokoju w akademiku. Na drugim roku studiów. Powiedziałam: „Panie Boże, Ty wiesz, że nie chcę iść do zakonu. Ale jeśli to Twój pomysł, to mnie do niego przekonaj”. Taką umowę zawarłam. Byłam z siebie bardzo dumna. (śmiech)


Bóg odpowiedział na tę modlitwę po dwóch latach. W taki sposób, że byłam pewna, że to Jego odpowiedź. Przyszła w czasie modlitwy. To był błysk. Jakby ktoś włączył światło. Zniknął niepokój, przyszła pewność… Nie euforia – pewność. Już wiedziałam, co zrobię po skończeniu studiów.


Zaprzyjaźniłam się z Małą Tereską. Czytałam „Dzieje duszy” i bardzo mnie dotykał ten dziennik. Kiedyś Michał był na rekolekcjach z karmelitankami. Pokazał mi zdjęcie i rzucił krótko: „Mają świetny charyzmat”. I to było wszystko, co wiedziałam na temat tego zgromadzenia. „Świetny charyzmat”. Po studiach znałam już kierunek: Karmel. 
Ojej, tylko jak teraz o tym powiedzieć rodzicom? (śmiech)

W czerwcu wróciłam do domu do Tomaszowa. Prasowałam, obok mama zajmowała się księgowaniem. „A co chcesz robić po studiach?” – zagadnęła. A ja na jednym oddechu odpowiedziałam: „Idę do Karmelitanek Dzieciątka Jezus”. Przestała pisać. „Naprawdę?” – usłyszałam małe rozczarowanie. Widziałam, że dużo ją to kosztuje. Szybko jednak przekonała się do mojej decyzji. Widziała mnie w klasztorze i zobaczyła, że jestem szczęśliwa. A tata? Ucieszył się od razu, gdy tylko wrócił z pracy.


Czuję się przez Boga pociągnięta. Nie narzucał się, jedynie coś proponował. Dopóki nie odpowiedziałam, wycofywał się. Gdy dałam Mu dojść do głosu i prosiłam: „Przekonaj mnie”, przyszedł i mnie przekonał. Gdy przychodzą trudne chwile, jakieś ciemności, przypominam sobie: nie moja inicjatywa, nie mój pomysł na życie. To On mnie tu pociągnął, A skoro to Jego dzieło, niech się o wszystko troszczy. (śmiech)
 not. Marcin Jakimowicz


«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7