Meksykanie czekają na Franciszka jako posłańca pokoju i pojednania. Z jego pielgrzymką wiążą ogromne nadzieje - podkreśla nuncjusz apostolski w Meksyku abp Christophe Pierre.
Abp Christophe Pierre: Mieliśmy mało czasu, praktycznie były to tylko trzy miesiące intensywnych przygotowań. To prawda, że ta podróż jest „trochę skomplikowana”, ponieważ Papież będzie jeździł po całym kraju. Będzie nie tylko w jego centrum, by złożyć hołd Matce Bożej z Guadalupe. Odwiedzi też północ, południe, będzie w Morelii. Stąd też prace logistyczne są trochę skompilowane, ale wszystko idzie dobrze.
Czego oczekują Meksykanie od Papieża?
- W tych latach mojej obecności w Meksyku zaobserwowałem, że wiara Meksykanów naznaczona jest oczywiście wielkim nabożeństwem do Matki Bożej z Guadalupe, ale też miłością do Eucharystii i Papieża. To są trzy cechy fundamentalne miejscowej wiary. Ludzie naprawdę wierzą, że Ojciec Święty jest Następcą Piotra i przedstawicielem Chrystusa. Spotkałem wiele osób, które poprzez spotkanie z Papieżem chcą przeżyć doświadczenie wiary. Pójdą na te spotkania z pragnieniem oczyszczenia, nawrócenia.
Ta wizyta więc, przypadająca w Roku Miłosierdzia, ma szczególny charakter?
- Jestem przekonany, że Papież położy duży nacisk na miłosierdzie. Społeczeństwo Meksyku potrzebuje pojednania, potrzebuje nadziei. Oczywiście, jak wielokrotnie podkreślał Ojciec Święty, żeby rozwiązać istniejące w społeczeństwie problemy i napięcia, których tutejsze społeczeństwo silnie doświadcza, trzeba odpowiedniego przekazu miłosierdzia. Doświadczenie miłosierdzia może być bowiem sposobem pojednania się z samymi sobą, ale też pozwolić narodowi meksykańskiemu spotkać się na nowo z własną tożsamością. Jestem pewien, że ta podróż przyniesie społeczeństwu Meksyku chwile wytchnienia, pojednania, by leczyć liczne rany.
W przeszłości relacje Kościoła z państwem w tym kraju przeżywały chwile trudne. Jak to wygląda obecnie?
- Sytuacja radykalnie się zmieniła, ale zmiana ta nastąpiła już przed laty. Praktycznie w 1992 r., kiedy zostały przywrócone relacje między Stolicą Apostolską i Meksykiem. A także kiedy Kościoły, bo przecież istnieją tu też inne wyznania, zostały oficjalnie uznane. Trzeba jednak powiedzieć, i to obserwowałem, że wzajemne relacje ulegają polepszeniu dzień za dniem, ponieważ jest to fakt kulturowy. Powolutku Kościoły są uznawane za część życia narodowego. Nie ma już, jak to miało miejsce wcześniej, obaw przed tym, by np. polityk pokazał się w kościele. To, że katolik będąc politykiem praktykuje swą religię, jest dzięki Bogu czymś normalnym.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.