O dwóch panach, zdrobnieniach i odkrywczej mocy wydobytej z otchłani Internetu kolędy.
Nie pamiętam która to była rocznica. W studio Trójki goście. Jeszcze więcej w Piwnicy pod Baranami. Pośród ostatnich uwijał się z mikrofonem bodajże Piotr Metz – głowy nie daję. W pewnym momencie dziennikarz wypatrzył samotnie siedzącego przy stoliku (takie miałem wrażenie) Jana Nowickiego. Aktor z rozmowy najwyraźniej nie był zadowolony i chyba czekał na szybkie jej zakończenie. Co mnie trochę zdziwiło.
Przypomniałem sobie ten rocznicowy wątek wróciwszy z kolędy na Krzewencie, gdzie między innymi pana Jana odwiedziłem. Klimat zgoła inny niż wówczas w Piwnicy. A na odchodne otrzymałem jego książkę, zatytułowaną „Dwaj panowie”. To ona przywołała wspomniany wywiad. Za sprawą napisanego przez Grzegorza Turnaua wstępu. Czytam w nim: „W istocie irytowały pana Jana te widownie, tak zarazem potrzebne panu Piotrowi, te orszaki, których czujność potrafił uśpić, najbardziej męczące jednostki zgładzić i pana Piotra tylko dla siebie wyłuskać (…) Nie mam pojęcia, ale kiedy czasem zostanie mnie szary świt, przypominam sobie o oknie na Pawlikowskiego, o tamtej nocy, kiedy dwóch panów wlokło przez Kraków girlandy, papierowe łańcuchy, serpentyny, anielskie włosy po to, by udekorować nimi drzewko, ale tak naprawdę po to, by ze sobą być. I rozmawiać – bez końca”.
Czytam i zaczynam rozumieć nie skrywaną przy okazji rocznicy śmierci Piotra Skrzyneckiego irytację pana Jana. Męczył go ów szum w chwili, gdy on – po prostu – chciał z panem Piotrem być i dalej z nim rozmawiać.
Idę za sugestią autora i książkę, dalszy ciąg ich rozmów, na wyrywki zaczynam czytać. Pierwsze zdania elektryzują i zatrzymują. „Wysyłam list do Nieba, mając przykrą świadomość, że przypomina zwierzenia diabła. Ale, czy można uciec od prawdy?” Wertuję dalej kartki i szukam prawd, od których pan Jan nie ucieka. „Mam nadzieję, że doniesiono Panu o tym koncercie? I że Pan wie, jak ciągle jeszcze – powodowani rozpędem – w naszych kolędach stajnię nazywamy stajeneczką, siano siankiem, noc nocką, a kolebkę kolebusią. Trudno oprzeć się refleksji, że za dziecinną pieszczotą zdrobnień kryje się potrzeba ukrycia wszystkiego, co człowiek zrobił, żeby naszą piękną ziemię przemienić, jak nazwał to mądry Norwid, w Planetę łez.”
Chwila, pan Jan w swojej refleksji nie jest odosobniony. Żadną aktorską nadwrażliwością nie epatuje. Wertuję w zasobach pamięci, usiłując przypomnieć sobie autora i tytuł. Nie mogę. Ale sens przesłania został utrwalony. Autor – zdaje się Alessandro Pronzato - toczy walkę z bożonarodzeniowymi dekoracjami w stylu paper mache, udowadniając jak bardzo zakłamują Tajemnicę Wcielenia, usypiają, sprawiając zmierzenie się z ubóstwem i ogołoceniem Syna Bożego niemalże niemożliwym. Przy okazja trafiam na podesłaną mi niedawno starą polską kolędę, o wymownym tytule „Apokaliptyczny Baranku”. Zbudowana na kontrastach. Owszem, są w niej zdrobnienia, ale przeciwstawione są im zwroty, każące iść dalej, głębiej, zmuszające wykonawcę/słuchacza, by wzniósł się ponad emocjonalne słodkości, kontemplując Tego, który „Złote runo Bóstwa swojego, przykrył szatą ciała ludzkiego: na śmierć się ofiarował, by swą śmiercią skasował, wyrok ogłoszony, i już potwierdzony, do księgi mistycznej, apokaliptycznej, wiecznie zaciągniony”. W tym kontekście zwroty „sliczny Jezuleńku, wdzięczny luby puzeńku, Boski ablegacie” siłą rzeczy prowadzą do ważnego pytania: „czem nie w majestacie, czemu nie w mistycznej, apokaliptycznej, stawiasz się nam szacie?”
Ostatni akapit bywa konkluzją. W jej miejsce proponuję dziś jeszcze jeden fragment cytowanej wyżej kolędy. W nadziei, że komuś pomoże odkryć przed Nowonarodzonym to, co próbujemy ukryć, zmierzyć się z tym, przed czym uciekamy. „Wstępuje dziś Bóg w znak Baranka, więc Go kontentuje garść sianka: i w szopie zamieszkuje, pastuszków przywołuje. Stał się uniżonym, byś był wywyższonym, stał się kreaturą, zważ ludzka naturo, ten afekt kochanka.”
davro2
Pasterka w Kocierzu Rychwałdzkim 2012 - Apokaliptyczny baranku
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).