O powrotach z urlopów, Jubileuszu Miłosierdzia i spostrzeżeniach pewnego rodzica.
Wyjazdy na urlop, nawet gdy są krótkie, w pewnym sensie demoralizują. Wracam do chwil, gdy siedziałem w schronisku na Turbaczu pod portretem Orkana i rozmyślałem o pięknym świecie bez polityki, reklam i spraw pilnych, o których za dwie godziny już nikt nie pamięta. Potem ścieżka przez Długą Halę, niespieszna wędrówka, znany szlak co chwila zaskakujący nowością. Bo jak powiada leśniczy z Morskiego Oka, po latach chodzenia dobrze znanymi dróżkami człowiek dostrzega coraz więcej szczegółów. Na przykład w tym roku dowiedziałem się, że w Gorcach rosną trzy gatunki borówki, na nizinach zwanej jagodą: czarna, brusznica i bagienna. Cóż, na takie chwile czeka się miesiącami, potem mijają w tempie błyskawicznym, a powrót do rzeczywistości, czy jak mawiają "góromaniacy" z rzeczywistości do nierzeczywistości, bywa bolesny. Zatem wracajmy.
Wczoraj na biurku redakcyjnym wylądowała długo oczekiwana przesyłka z pomocami duszpasterskimi na Jubileusz Miłosierdzia. O ich istnieniu – co powinno dziwić – dowiedziałem się przypadkiem. Szukając polskiej wersji hymnu Jubileuszu trafiłem na jego włoską stronę. Na belce zauważyłem zakładkę, jakiej nie ma w języku polskim. Sussidi, a po rozwinięciu Sussidi Pastorali i Publicazioni. Ciekawość nie zawsze jest pierwszym stopniem do piekła, więc kliknąłem i dowiedziałem się, że na zlecenie Papieskiej Rady ds. Krzewienia Nowej Ewangelizacji przygotowano osiem tomików, mających pomóc w dobrym przygotowaniu i przeżyciu Jubileuszu. Wysłałem kilka maili, zadzwoniłem do paru redakcji i żadnych konkretnych informacji nie otrzymałem. Wróciłem do strony włoskiej i na samym jej dole znalazłem zapisane drobnymi literami (jak w umowach z bankami i telekomami) nazwy wydawnictw odpowiedzialnych za narodowe edycje. O odkryciu i towarzyszącej mu kwerendzie nie piszę ot tak, bez powodu. Albowiem od pewnego czasu wydaje mi się, że to wielkie wydarzenie cięgle pozostaje w cieniu innych, nie zawsze będąc punktem odniesienia do planów na najbliższą przyszłość. W przekonaniu utwierdziłem się dziś, czytając różne syntezy i komunikaty. Ale, być może, to moje subiektywne odczucie. I znajdzie się ktoś, kto z błędu mnie wyprowadzi.
Przechodząc z poziomu wirtualnego do miejsca, gdzie pulsuje autentyczne życie, czyli do parafii. Wczoraj święciliśmy różańce dla dzieci pierwszokomunijnych. Piękny widok. Dzieci, rodzice, dziadkowie. Tłumów co prawda nie było, bo to mała wspólnota, za to na brak kontaktu narzekać nie można. Na zakończenie homilii postawiłem zgromadzonym podchwytliwe pytanie. Przedtem jednak zaprezentowałem cztery różańce. Dwa bogato zdobione, jeden prosty, drewniany z Betlejem, jeden na palec. Na czym jednak polegała podchwytliwość? Otóż chciałem dowiedzieć się nie który, ale jaki różaniec jest najpiękniejszy. To, co usłyszałem, zaskoczyło i mnie, i słuchaczy. Zniszczony, bo to znak, że był używany – powiedział jeden z ojców. Zaskoczyło, bo przewidywana odpowiedź miała brzmieć: odmawiany z sercem. Jednak szybko zorientowałem się, że nie da się modlić na różańcu aż do zniszczenia koronki – tak zwyczajnie, bez serca.
A potem, już w domu, pomyślałem, że nie trzeba będzie lękać się o rodzinę, młodzież, owoce Synodu i Jubileuszu, o to wszystko co może wyniknąć z napływu uchodźców, gdy w każdej wspólnocie parafialnej będą ludzie, mogący pochwalić się takimi zniszczonymi różańcami.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Opisuje swoje „duchowe poszukiwania” w wywiadzie dla„Der Sonntag”.
Od 2017 r. jest ona przyznawana również przedstawicielom świata kultury.
Ojciec Święty w liście z okazji 100-lecia erygowania archidiecezji katowickiej.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.