Bliskowschodni chrześcijanie są wdzięczni Franciszkowi za okazaną solidarność. Podkreślają jednak, że ich marzeniem nie jest ucieczka, ale pozostanie we własnym domu.
Papieski apel o otwarcie parafii i klasztorów na uchodźców spotkał się z ogromną dozą sceptycyzmu na tych terenach, skąd od lat masowo uciekają. Paradoks, czy raczej duża doza realizmu? Przedstawiciele różnych wspólnot chrześcijańskich w Syrii i Iraku podziękowali papieżowi za solidarność i wsparcie, zarazem jednak przypomnieli Kościołowi i światu, że są to działania doraźne, które nie rozwiązują problemu. Najważniejszym wymogiem jest bowiem wygaszanie istniejących konfliktów i budowanie trwałego pokoju. Przypominanie o tym od lat przez cierpiących mieszkańców Bliskiego Wschodu wciąż jest przysłowiowym rzucaniem grochem o ścianę. Tak samo zresztą, jak patrzenie na falę migracji tylko z perspektywy doraźnej sytuacji kryzysowej. Sytuacji za którą poprzez swą politykę odpowiedzialne są Stany Zjednoczone i Unia Europejska, zdające się o tym nie pamiętać.
Chaldejski arcybiskup Bagdadu stwierdził, że „nie możemy być sentymentalni. To nie rozwiązuje problemu, ale jeszcze bardziej go komplikuje. Lepiej budować pokój w naszych krajach”. Gwałtownym porywem miłosierdzia wobec tragicznej sytuacji – nazwał papieską decyzję abp Hindo żyjący w jednym z najbardziej zagrożonych działaniami dżihadystów regionów Syrii. Stwierdził on, że choć po ludzku papież nie mógł postąpić inaczej, to jednak dla syryjskich chrześcijan jego apel jest dodatkową zachętą do opuszczenia kraju. Podobnie myśli szef syryjskiej Caritas: „Nie chcemy mówić naszym wiernym: uciekajcie, tam są ludzie, którzy was przyjmą, a ponieważ jesteście chrześcijanami będziecie mieć pierwszeństwo”.
Nie uważam bynajmniej, że papieski apel był pomyłką. Jest dla mnie kontynuacją niewysłuchanego trzy lata temu na Lampedusie wołania o zastąpienie globalizacji obojętności, globalizacją solidarności. Puściliśmy to mimo uszu. Musimy bardziej przejąć się Ewangelią, wprowadzając w życie kulturę gościnności i przyjęcia. Trzeba też jednak widzieć negatywne konsekwencje tego apelu. Emocje i uczucia nie mogą ustąpić miejsca rozumowi i wymogom. Przyjęcie, musi oznaczać integrację, a więc i konkretne wymagania. Polityczna poprawność nie może chociażby zatrzymać Europy w wywołaniu do tablicy państw arabskich, które teraz nie przejmują się losem swych pobratymców, gdy ci już jednak zapuszczą korzenie, wytkną Europie nietolerancję bo… brakuje w niej meczetów.
Światowy sztab „reagowania kryzysowego” musi przywrócić ludziom uzasadnione nadzieje na powrót do domu, i musi zrobić to szybko. Wczoraj w Paryżu przedstawiciele 60 państw i ONZ postanowili utworzyć fundusz umożliwiający powrót uchodźców do swych domów. Oczywiście trzeba najpierw zapewnić im bezpieczeństwo, jednak konkretna pomoc w powrocie do ojczystego dmou jest dla nich bezcenna.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).