O tym, dlaczego nie używa GPS-a, w czym tkwi tajemnica obrazu jasnogórskiego i co może być przedłużeniem jego peregrynacji, z o. Stanisławem Jaroszem, paulinem, kustoszem ikony nawiedzenia, rozmawia Agnieszka Otłowska.
Agnieszka Otłowska: Codziennie w innej parafii powtarza się doba nawiedzenia. Czy rzeczywiście w każdej parafii jest tak samo?
Ojciec Stanisław Jarosz: Każde wędrowanie jest wyjątkowe, bo każde spotkanie jest inne. To trochę tak, jak z czytaniem Pisma Świętego. Niby to samo, ale każdego dnia nasza sytuacja jest inna, inaczej to słowo do nas dociera. Niby je znamy, ale w każdej sytuacji jesteśmy nowi. I podobnie jest z każdą parafią na szlaku nawiedzenia. Niby to samo powitanie, podobna procesja, ten sam rytm, tylko każde środowisko jest inne. I tu nie chodzi mi o zewnętrzne dekoracje.
Chodzi o to, że Matka Boża wchodzi w problem tej wspólnoty, tej społeczności, który jest inny niż w poprzedniej parafii. To jest ten największy cud, który objawia się konkretnymi faktami. I są ludzie, którzy przychodzą do Matki. Witają Ją, a potem przychodzą jeszcze kilka razy do obrazu: w nocy, na Pasterkę, na spotkanie z chorymi, na Mszę dla dzieci. To jest ta płaszczyzna wewnętrznego dialogu, który się dzieje w relacji międzyosobowej, między Maryją, która przez ten obraz promieniuje i działa, i tymi osobami, które przychodzą ze swoimi konkretnymi problemami. Dla mnie to jest największy cud: ten dialog, który istnieje między osobami. To tajemnica wiary. Na Jasnej Górze nie było objawień, jak w innych sanktuariach. Jasna Góra jest z tego znana, że jest tam ten wyjątkowy obraz, zapatrzenie w Matkę i niekończąca się rozmowa.
Jest Ojciec „kierowcą Matki Bożej” po naszej diecezji. Jak mijają kolejne dni nawiedzenia?
To dla mnie wielki zaszczyt. Uczestniczę w wielkim święcie, jakie Maryi gotują kolejne parafie. I czuję się bardzo poruszony, kiedy widzę ludzi klęczących przy drodze, wzruszonych i pozdrawiających, rzucających kwiaty, wycierających łzy. Ta droga z Maryją jest niezwykła! Nie używam GPS-a, bo gdy jestem na szlaku nawiedzenia, droga sama mnie prowadzi po tych szczególnych znakach i maryjnej dekoracji. Widzę ten trud duszpasterzy, ich długie, nocne modlitwy przed obrazem, a wraz z nimi ich wiernych: dzień i noc przy Matce.
Dobrze wiemy, jak wygląda obraz jasnogórski. Ale może przy okazji nawiedzenia warto pytać o jego głębię?
Nazywałbym to tajemnicą promieniowania tego obrazu. Ikona w kluczu teologii wschodniej jest jakby sakramentem. Uobecnia osobę, którą przedstawia. Ja śmiem twierdzić, że Maryi spodobało się przez ten wizerunek promieniować i działać, dialogować z ludźmi, uwzględniając ich historie i doświadczenia życiowe. Ręka Pana Boga nie osłabła. Miłość Maryi do dzieci też nie osłabła. Ta świadomość wyzwala nowe przestrzenie, gdzie wiara czyni cuda. Oczywiście w spotkaniu z Maryją w znaku obrazu nawiedzenia pomagają rekolekcje, spowiedź i osobista modlitwa.
Jak Ojciec zachęca zwłaszcza młodych ludzi do udziału w peregrynacji?
Zawsze mówię to samo: Zmarnuj tę jedną noc! Ja zmarnowałem dużo, ty też! Na balangę, na inne rzeczy. Zmarnuj tę noc dla Maryi, a nie będziesz żałował! Nawet kaca nie będziesz miał! Znajdziesz w sobie wtedy siłę, moc na życie po chrześcijańsku, siłę w niesieniu dobrej nowiny, świadomość, że możesz żyć bez strachu przed śmiercią. Możesz żyć bez strachu nawet przed tym, że nie masz pracy, że możesz się rozchorować, ale możesz żyć w wolności dziecka Bożego, bo masz Matkę. Nie jesteś sierotą!
Co dzieje się dalej, na peregrynacji?
Wiele mówią i znaczą już same zewnętrzne znaki. Wyzwalają coś, co człowiek wcześniej nosi w sercu. W 1996 r. jeździłem z obrazem Matki Bożej w diecezji gliwickiej. Gdy wracaliśmy z Tarnowskich Gór, towarzyszyły nam wozy strażackie na sygnale. Na drugi dzień powiedział mi proboszcz: „Ojcze, te syreny tak wyły, jakby koniec świata był, a po północy przyszedł człowiek, którego nigdy wcześniej nie widziałem w kościele. On się popłakał. Bo czekał 60 lat, by przyjść do kościoła”. Jest coś takiego, że życie, krzyże, bóle i cała ludzka historia przypominają podgojoną ranę. I dopóki nie przyłoży się prawdziwego opatrunku, to się to wszystko goi długo, wręcz ślimaczy. Takie zaślimaczone życie ma wielu ludzi. Dlatego konfrontacja z miłością, z Matką, rodzi nową nadzieję. To jest właśnie ta moc peregrynacji. Łaska Pana Boga, działanie Ducha Świętego i wstawiennictwo tej, która rzeczywiście jest Matką.
Czy nie za wcześnie pytać o owoce nawiedzenia w naszej diecezji?
Owoce zapewne będą później, jednak wiele zależy od duszpasterzy, bo jest wiele sposobów przedłużenia tych spotkań nawiedzenia z Maryją. Jest wśród nich modlitwa Apelem Jasnogórskim w parafii. Są nimi proste intencje pozostawione przy obrazie, np. „Maryjo, próbuję przestać pić. Chcę, bardzo mi na tym zależy. Wierzę, że mi w tym pomożesz”; „Mam złą relację z teściową, teraz zrozumiałam, że ona też chciała dobrze”; „Postanawiam zacząć się systematycznie spowiadać”. Ja osobiście proponuję, aby przedłużeniem peregrynacji w każdej parafii była modlitwa za dzieci nienarodzone. A może warto zacząć się modlić za jakąś konkretną osobę...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.