Można było oczekiwać, że synod będzie proroczym głosem na temat małżeństwa i rodziny we współczesnym świecie, świadectwem, że nie ma lepszej drogi niż przeżywanie małżeństwa zgodnie z zamysłem Bożym. Tymczasem od roku słychać głównie dyskusje o Komunii dla osób rozwiedzionych i żyjących w nowych związkach oraz o parach homoseksualnych.
Antyduch musiał jednak machnąć ogonem, bo od początku idzie jak po grudzie. Można było oczekiwać, że synod będzie proroczym głosem na temat małżeństwa i rodziny we współczesnym świecie, przekonującym świadectwem, iż nie ma lepszej drogi niż przeżywanie małżeństwa zgodnie z zamysłem Bożym, wyrażonym w nauczaniu Chrystusa i Jego Kościoła. Można było się spodziewać impulsu dla nowych form duszpasterstwa narzeczonych, młodych małżeństw, rodzin. Tymczasem od roku słychać przede wszystkim dyskusje o Komunii dla osób rozwiedzionych i żyjących w nowych związkach oraz o parach homoseksualnych. Większość dziennikarzy pyta z wypiekami na twarzy jedynie o te kwestie. Choć trzeba przyznać, że zachęca ich do tego postawa niektórych biskupów. To wszystko może niepokoić. Tym bardziej trzeba modlić się za synod. I tym bardziej trzeba odnawiać w sobie wiarę, że ostatecznie Kościołem kieruje posłany przez Chrystusa Duch, a nie jakiś antyduch, choć ten ostatni może narobić sporo szkód.
Dogmaty czy duszpasterskie otwarcie?
Nie brakuje takich, którzy powtarzają, że nie należy tkwić przy skostniałych dogmatach, ale trzeba bardziej otworzyć się na ludzi, rozumiejąc ich słabości. Brzmi to dobrze, ale zawiera w sobie iście diabelską pułapkę, a mianowicie sugestię, iż prawdy wiary i moralności stoją w sprzeczności z duszpasterską pomocą człowiekowi. Tak nie jest! Jasne i konsekwentnie głoszone prawdy służą człowiekowi, nawet jeśli niekiedy wydają się trudne do zachowania.
Zauważmy, że nauczanie Jezusa o małżeństwie było radykalne w kontekście żydowskiego prawa i zwyczajów. Chrystus bardzo wyraźnie odrzucił możliwość rozwodów, jaką dawało prawo Mojżeszowe. Wskazał, że na początku żadnych listów rozwodowych nie było i w Nowym Prawie też być ich nie może (zob. Mt 19,1nn). Potwierdził tym samym nierozerwalność małżeństwa. Uczniowie, słysząc słowa Mistrza, stwierdzili nawet, że skoro sprawy tak się mają, to „nie warto się żenić” (Mt 19,10). Czy Jezus okazał się w tym przypadku „dogmatykiem” zamkniętym na potrzeby duszpasterskie? Oczywiście, że nie! Co więcej, Jezus pokazał nam w ten sposób, że nie można pomagać człowiekowi, stawiając prawdę w nawias w imię wyimaginowanego miłosierdzia. W tym kontekście warto odnotować słowa kard. Pétera Erdö: „Centralne pytanie wszystkich tych synodów sprowadza się do tego, czym tak naprawdę jest chrześcijaństwo. Czy jesteśmy religią naturalną, która reflektuje nad ludzkim doświadczeniem i szuka nowych rozwiązań dla każdego nowego pokolenia, czy też jesteśmy uczniami Chrystusa, który był postacią historyczną i którego nauczanie można dość precyzyjnie odtworzyć?”.
Tym, którzy powtarzają, że duszpasterstwo wymaga złagodzenia zasad, warto zadać jedno pytanie: Gdzie są dobre owoce owego łagodzenia? Pokażcie nam je! W niektórych wspólnotach protestanckich wprowadzono już to, czego domagają się katoliccy progresiści. Z jakim skutkiem? W wielu parafiach niemieckich w praktyce zastosowano już postępowe zasady duszpasterzowania, które miały zachęcić ludzi do Kościoła. Zachęciły? Żadną miarą! Tam, gdzie króluje „postępactwo” pt. chrześcijaństwo łatwe i przyjemne (szczególnie w sprawach seksualnych), nie ma żadnego ożywienia wiary i praktyk religijnych. Wręcz przeciwnie! Rzeczywistość pokazuje, że wspólnoty religijne, które chcą coraz bardziej obniżać poprzeczkę, by podążać za współczesnymi trendami, nic nie zyskują, a z czasem przestają być komukolwiek potrzebne.
Co z niesakramentalnymi?
Czy zatem o problemie osób rozwiedzionych żyjących w nowych związkach, zwanych „niesakramentalnymi”, nie należy dyskutować? Oczywiście, że należy! Ale w duchu wierności Ewangelii i Tradycji Kościoła, a nie używając nowomowy lewicowych ideologii, w których wytłumaczeniem wszystkiego ma być słowo „otwartość”. Po pierwsze warto zauważyć, że osoby „niesakramentalne” często znajdują się w sytuacji, której nie można odwrócić (odpowiedzialność wobec dzieci, cywilnego małżonka…). A skoro tak, to takie osoby niekoniecznie znajdują się w stanie grzechu ciężkiego, który wymaga pełnej dobrowolności. Czy z tego wynika, że mogłyby przystępować do Komunii sakramentalnej? Nie sądzę. Naruszanie sensu znaku sakramentalnego, by komuś było miło, że może przyjąć Komunię, na dłuższą metę może tylko zaszkodzić.
Czy mamy zatem odrzucać osoby „niesakramentalne”? Wręcz przeciwnie! W „Gaudium et spes” czytamy: „Musimy uznać, że Duch Święty wszystkim ofiarowuje możliwość dojścia w sposób Bogu wiadomy do uczestnictwa w tej paschalnej tajemnicy”. To zdanie możemy odnieść do „niesakramentalnych”, którzy są ludźmi dobrej woli i chcą być blisko Jezusa. Sakramenty nie są jedyną drogą zbawczego działania Boga. Katolik, który nie może bez uszczerbku dla przykazania miłości uregulować swej sytuacji małżeńskiej, ale pomimo tego ma nadzieję, że na drodze niesakramentalnej, słuchając Słowa i modląc się, ma udział w tajemnicy paschalnej, świadczy paradoksalnie o znaczeniu sakramentów, w tym o nierozerwalnym małżeństwie jako znaku miłości Chrystusa do Kościoła. Brak możliwości przystąpienia do Komunii staje się znakiem miłosierdzia, które w poszanowaniu prawdy znaków sakramentalnych szuka innych pozasakramentalnych dróg zbawienia. Co więcej, na takiej drodze osoba „niesakramentalna” może dojść do większej zażyłości z Bogiem niż osoby, które do Komunii mogą przystępować, ale czynią to jakby z przyzwyczajenia. Kiedy natomiast „niesakramentalny” będzie „na siłę”, wykorzystując „fałszywe miłosierdzie” kapłanów, przystępować do Komunii, to wejdzie w jakąś nieprawdę i w gruncie rzeczy oddali się od Chrystusa. Bo wyzwala nas Prawda, a nie pseudomiłosierdzie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).