o. dr Tomasz Gałuszka OP ur. w 1978 r., dyrektor Dominikańskiego Instytutu Historycznego, sekretarz naukowy Międzynarodowej Komisji Historii i Studiów  nad Chrześcijaństwem (Polska Akademia Umiejętności), adiunkt w Katedrze Historii Średniowiecza Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie.
o. dr Tomasz Gałuszka OP ur. w 1978 r., dyrektor Dominikańskiego Instytutu Historycznego, sekretarz naukowy Międzynarodowej Komisji Historii i Studiów nad Chrześcijaństwem (Polska Akademia Umiejętności), adiunkt w Katedrze Historii Średniowiecza Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie.
roman koszowski /foto gość

Ale średniowiecze!

Brak komentarzy: 0

Jacek Dziedzina

GOSC.PL

publikacja 09.07.2015 06:00

W wielu sprawach nie dorastamy do poziomu ludzi żyjących w średniowieczu – mówi historyk o. Tomasz Gałuszka OP w rozmowie z Jackiem Dziedziną.

Ludzie średniowiecza byli bardziej niż my bojaźliwi?

Rozumieli tajemnicę. A gdzie nie ma tajemnicy, nie ma bojaźni. A gdzie nie ma bojaźni – mówiono w średniowieczu – pojawia się lekceważenie. O bojaźni mówiono również w odniesieniu do małżonków, że też są tajemnicą i nigdy do końca się nie poznają.

Można prowadzić terapie małżeńskie „à la średniowiecze”?

Oczywiście. Oni mieli ściśle określone etapy relacji i bycia wobec drugiego człowieka: in, cum, pro. Zacznijmy od końca. Pro, czyli „dla”. Ktoś mówi: ja tyle robię dla niego. Ja gotuję dla niego, piorę dla niego, haruję dla niego, ja jeżdżę dla niej, ja pracuję na Zachodzie dla niej. A średniowieczni mówili tak: jeżeli będzie ciągle tylko dla, dla i dla, to jest pewność, że kwestią czasu są frustracja i wypalenie. Bo ważniejszy jest poziom cum, czyli bycie „z”. Najpierw musisz być z kimś, żeby być dla niego. Jeżeli jesteś tylko „dla”, to się sfrustrujesz. W terapii rodzinnej trzeba postawić pytanie: a kiedy ostatnio pani usiadła „z” nim przy stole. Kiedy ostatnio „z” nim była. W terapiach mówi się, że małżonkowie mają iść, napić się wina, usiąść, spotkać się ze sobą. W średniowieczu to było oczywiste, że aby być „dla”, musisz być „z”. Bo Bóg jest z człowiekiem, jest Emmanuelem.

Księżom grozi to samo. W średniowieczu wiedziano, że ksiądz może zajmować się dziełem Bożym, może dla Pana Boga odprawiać Mszę, organizować wielkie spotkania, czuwania, a jednocześnie nigdy z Panem Bogiem nie być. I ksiądz, który nie jest z Bogiem, prędzej czy później staje się frustratem. Ale jest jeszcze trzeci poziom: in. Bycie „w”. Żeby być z kimś, trzeba wejść w jego świat. Dlatego Pan Jezus mówi, w egzegezie średniowiecznej to podkreślano, że jeżeli chcesz upomnieć swojego brata, idź do niego, wejdź w jego świat, w jego dom. W średniowieczu mówiono, że nie da się reformować kogoś, kogo się nie kocha. A jeżeli kogoś nie kochasz, to nigdy go nie reformuj, bo go zniszczysz. Właściwa terapia jest więc taka: bądź „w”, potem bądź „z”, a następnie będziesz „dla”. Banalne trzy etapy podręcznikowe, uporządkowane.

I możemy się oburzać na średniowiecznych, że puszczali sobie krew, że nasz XIII-wieczny dominikanin Mikołaj z Polski okładał Leszka Czarnego żabami, żeby wzbudzić u niego potencję, by ten mógł mieć dziecko – możemy się śmiać z tych metod, ale zanim się pośmiejemy, to spójrzmy na witraże, na sztukę, architekturę, muzykę, na umysł, na porządek, na pamięć… My nie dorastamy w wielu kwestiach do tych ludzi.

Pierwsza strona Poprzednia strona strona 4 z 4 Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..