– Nasza wspólnota gromadziła się wówczas na miejscowym cmentarzu. Kamienny pomnik służył nam za ołtarz, a Eucharystię odprawiano przy lampach naftowych i świecach. Zabytkowy kościół z 1645 r. był w tym czasie wojskową fabryką – wspomina ze smutkiem ks. Piotr Smolka.
Możemy liczyć tylko na was
W Przemyślanach z otwartymi rękami i nieukrywaną radością wita nas proboszcz ks. Piotr Smolka (salezjanin), który w tej parafii pracuje już 22 lata. Pomagają mu ks. Edward Mackiewicz i ks. Cezary Czerwiński. Miasteczko liczy ponad 7 tys. mieszkańców, z czego 5 tys. to grekokatolicy, 2 tys. prawosławni, a reszta to osoby wyznania rzymskokatolickiego. Wraz z okolicznymi wioskami parafia liczy ok. 500 wiernych. W niedzielę na polską Mszę św. przychodzi 100 osób.
– Największe problemy były w latach 1993–1997. Nasza wspólnota gromadziła się wówczas na miejscowym cmentarzu. Kamienny pomnik służył nam za ołtarz, a Eucharystię odprawiano przy lampach naftowych i świecach. Zabytkowy kościół z 1645 r. był w tym czasie wojskową fabryką! Z kościoła wierni zdołali uratować tylko 9 stacji drogi krzyżowej i Chrystusa Zmartwychwstałego ze złamaną ręką – opowiada z przejęciem ks. Piotr. – Na papierze kościół, najstarszy zabytek w mieście, przekazano nam dopiero w 1996 r. Udało się go odbudować. W ubiegłym roku zaś, po 44 latach, postawiliśmy kościelną wieżę. W tym roku zamontujemy zegar. I wtedy świątynia będzie wyglądać tak, jak przed wojną. W przyszłości chcielibyśmy odnowić piękny kościół pw. św. Stanisława Kostki w Ciemierzyńcach. W 2010 r. trzymano w nim jeszcze krowy i barany. Walczę o niego już 7 lat, ale nie widzę dobrej woli u ukraińskich władz – kapłan rozkłada ręce.
Parafianie w Przemyślanach są bardzo biedni. Trzeba im pomagać. Średnia pensja to w przeliczeniu 150 zł. Brakuje im nie tylko pieniędzy na jedzenie, ale też ubrań i lekarstw. Przychodzą więc po pomoc do polskiego kościoła.
Jednym z najstarszych parafian jest 85-letni Stanisław Krutnik. W Przemyślanach mieszka od 1958 r. Przyjechał tutaj wprost po szkole z nakazem pracy. – Żyje mi się bardzo ciężko, głównie ze względów ekonomicznych. Polacy mieszkający tutaj nie mogą liczyć na pomoc od nikogo z wyjątkiem was – turystów i pielgrzymów z Polski. Władza nic nie pomaga. Mnie na przykład, w związku ze złym stanem zdrowia, zawsze potrzebne są pieniądze na leczenie i lekarstwa. Odkładam też na operację na oczy. Potrzeba aż 4 tys. zł – zwierza się zmartwiony pan Stanisław.
W grupie wiernych spotykamy też młodą polsko-ukraińską rodzinę w dwoma chłopcami – sześcioletnim Ernestem i o rok młodszym Maksymilianem. Mama zaznacza, że jest wychowanką ks. Piotra Smolki. – Pochodzę z polskiej rodziny. Przychodzimy tutaj, ponieważ bardzo dobrze się tutaj czujemy. Chcę, by moje dzieci też tutaj dorastały i miały katolickie wychowanie. Mąż jest wprawdzie Ukraińcem, ale z polskiego kościoła. Razem chodziliśmy na lekcję religii i w tym kościele braliśmy ślub. Teraz w każde święta jesteśmy całą rodziną na Mszy św. – mówi Oksana Frączyńska (Korło po mężu).
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.