Ludzie z ogromną wiarą dzwonią i mówią: „Jak się siostry pomodlą, to wierzę, że Jezus mi pomoże”.
Do kościoła klasztornego wchodzi się przez duże drewniane drzwi. Przekroczywszy próg domu Bożego człowiek dotyka świata klauzury. Świata skromnego; z wizerunkiem św. Klary, św. o. Pio i wielkim krzyżem z ukrzyżowanym Chrystusem. Po prawej stronie prezbiterium nie ma ściany, tylko wnęka okienna, a w niej osadzona krata. W niewielkim pomieszczeniu, chórze zakonnym, stoją klęczniki, równo poustawiane, jeden za drugim. Kiedy przychodzi godzina wspólnej modlitwy, klaryski odrywają się od swoich codziennych zajęć, idą korytarzem do chóru i zajmują klęczniki. Wówczas ich modlitwa rozbrzmiewa w kościele klasztornym, który jest otwarty, aby każdy, kto chce, mógł przyjść, „posmakować” modlitwy klauzury, może później porozmawiać o swoim życiu, problemach. Wielu wydaje się, że to świat zamknięty, ale poznawszy mniszki klaryski zmienia się zdanie, bo w swoich sercach noszą cały świat, tysiące rodzin, problemów i dziękczynień. Zdaje się, że one nawet lepiej znają świat niż my, ludzie spoza klauzury.
Klucz jest na zewnątrz
Mniszki klaryski kapucynki to zakon założony przez św. Klarę z Asyżu. Ona w wieku 18 lat uciekła z domu, aby w ubóstwie oddać się modlitwie i pokucie, żyjąc radykalnie według Ewangelii za przykładem św. Franciszka. Kapucyn br. Wiesław Block podczas poszukiwań pism św. Klary znalazł zapisane przez nią słowa, które opisywały sposób życia klarysek, nazywając je: „Pauperae dominae incluse”, kiedy w średniowieczu pisano „recluse”. – Brat Wiesław interpretuje to, że Klara w inny sposób rozumie klauzurę. Do jej czasów mniszka to był ktoś, kto się zamykał wewnątrz, uciekał od świata i był sam na sam z Panem Bogiem. Klara daje taki model klauzury, gdzie ona, owszem, odsuwa się od świata, żeby być blisko Oblubieńca, ale klucz do niej jest na zewnątrz, by każdy, kto jest potrzebujący, mógł przyjść, otworzyć drzwi i spotkać się z nami, poprosić o modlitwę, zaczerpnąć z naszej radości. I to jest nasze doświadczenie klauzury – wyjaśnia s. Zuzanna. Dobrze wiedzą o tym potrzebujący, którzy nieustannie nawiedzają siostry, rozmawiają z nimi w rozmównicach, dzwonią, piszą e-maile, przychodzą do zakrystii, na furtę, by poprosić o modlitwę, słowo, a czasem po prostu by być z kimś, kto jest bliżej Boga. – Odbieram wiele telefonów z prośbą o modlitwę. Najczęściej są to problemy rodzinne, związane z pracą, że się rodzina rozpada, że brakuje pieniędzy, proszą o dzieci. Są prośby o modlitwę za osoby zniewolone. Ludzie z ogromną wiarą dzwonią i mówią: „Jak się siostry pomodlą, to wierzę, że Jezus mi pomoże” – mówi s. Teresa. Ma świadomość, że klaryski dotykają najtrudniejszych momentów w życiu wielu. Ale też i doświadczają ogromnego dziękczynienia za otrzymane łaski.
Hojna Opatrzność
Początki klasztoru pw. Bożej Opatrzności w Szczytnie sięgają połowy lat 70. XX wieku. Wówczas siostry za pośrednictwem osoby świeckiej nabyły działkę budowlaną. – Ponieważ czasy nie sprzyjały rozwojowi życia zakonnego, musiały na pewien czas wrócić do macierzystego klasztoru. Po „solidarnościowej odwilży” wróciłyśmy do Szczytna. Pozwolenie na budowę otrzymałyśmy dopiero pod koniec lat 80. XX wieku. Wówczas nie było pełnej klauzury. Pomagałyśmy w katechezie – wspomina s. Krystyna. Budowa klasztoru możliwa była dzięki ofiarności wielu dobrodziejów z kraju i zagranicy. Dzięki tej pomocy na ulicy Lemańskiej stanął piękny klasztor, a klauzurę zamknięto w 1997 roku. Od tego momentu rytm życia klasztornego nie uległ zmianie. O 5 rano na korytarzach słychać kroki, później rozbrzmiewa stukot kołatki. Pół godziny później siostry odmawiają jutrznię, po niej jest godzina medytacji i Msza święta. I tak przez cały dzień modlitwa przeplata się z obowiązkami. Trzeba przecież sprzątać, gotować, zmywać naczynia i zajmować się ogródkiem. – Utrzymujemy się z własnej pracy. Pieczemy komunikanty i opłatki, szyjemy i haftujemy szaty liturgiczne, uprawiamy nieduży ogród na własne potrzeby. W dzisiejszych czasach szczególnie doświadczamy hojności Bożej Opatrzności – mówi s. Zuzanna. – Nasz czas jest intensywnie wypełniony pracą i modlitwą – dodaje s. Krystyna.
Napisałam list
– Dlaczego wybrałam to zgromadzenie? Bóg do mnie przyszedł, kiedy nie myślałam o zakonie. Pracowałam, realizowałam się zawodowo jako nauczyciel wśród Polonii. Ale obejrzałam film „Klara i Franciszek”. Podczas jednej ze scen w sercu coś się stało – to jest tajemnica – i usłyszałam: „To jest twoja droga” – wspomina nowicjuszka s. Magdalena. „Jaka moja droga?” – powtarzała przez resztę filmu. „Coś pomieszało mi się w głowie”. W końcu poszła do drugiego pokoju i się rozpłakała. – To przecież było zupełne wywrócenie mojego świata. Franciszkański zakon, klauzura... A ja taki rozbiegany człowiek – opowiada. Wróciła do Polski. Kontaktowała się z kapucynami, odkrywając powoli charyzmat franciszkański. – I zaryzykowałam. Warto było. Przyjechałam do Szczytna. I to uczucie jest we mnie do dziś – poczułam się jak u siebie w domu. Pamiętam, że napisałam list, który zatytułowałam: „To jest mój dom, moje San Damiano” – uśmiecha się.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek spotkał się z wiernymi na modlitwie Anioł Pański.
Symbole ŚDM – krzyż i ikona Matki Bożej Salus Populi Romani – zostały przekazane młodzieży z Korei.
Wedle oczekiwań weźmie w nich udział 25 tys. młodych Polaków.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.