Czuję, że coś zgubiliśmy z tajemnicy przeżywania Liturgii. Wystarczy przejść się do kościoła, posłuchać ogłoszeń czy poczytać intencje.
Ciekawy temat poruszyła w tym tygodniu Stacja7. Serwis jest poświęcony fenomenowi modlitwy o uzdrowienie. W jednym z tekstów ks. Wojciech Nowacki, wykładowca seminarium duchownego w Łomży odpowiada na pytanie, czy celebrowane ostatnio Msze z modlitwą o uzdrowienie są raczej zagrożeniem czy też szansą.
Ten temat budzi emocje i żywą dyskusję pomiędzy tymi, którzy są gorącymi zwolennikami tego rodzaju nabożeństw, a przeciwnikami, którzy twierdzą, że pogoń za nadzwyczajnymi zjawiskami wprowadza zamęt w Kościele. Ksiądz Nowacki w swoim tekście ma zadanie dość formalnego wyjaśnienia, jak kwestię modlitwy o uzdrowienie porządkują dokumenty Kościoła i jaka jest tradycja w tym względzie. Wyjaśnia, że jest specjalny formularz modlitwy o uzdrowienie, że właściwie nie trzeba tu "kombinować" ani wprowadzać własnych wariacji w tym temacie. Przypomina też, cytując nauczanie Kościoła, że Mszy świętej nie należy sprawować w celu stworzenia "okazałego widowiska". Nie wolno też mieszać celebracji liturgicznych z nieliturgicznymi.
Ze wszystkim się zgadzam. Nie daje mi tylko spokoju pewne nieporozumienie, które - jak sądzę - zakorzeniło się w naszym myśleniu i trudno je wyplenić. Owo nieporozumienie polega na tym, że może być coś bardziej niezwykłego niż Msza święta, że można sobie wyobrazić celebrację jeszcze bardziej natchnioną, wypełnioną obecnością Boga i Jego Ducha.
Czuję, że coś zgubiliśmy z tajemnicy przeżywania Liturgii. Wystarczy przejść się do kościoła, posłuchać ogłoszeń czy poczytać intencje. Z okazji rocznicy śmierci, z okazji urodzin, z okazji rocznicy ślubu, tego i owego. Zepchnęliśmy sami Mszę świętą do funkcji okolicznościowego dodatku. Nie wiem, czyja to wina, ale tak jakoś się porobiło.
Pytanie jest takie, czy ktoś jeszcze w ogóle zastanawia się nad tym, żeby Mszę świętą ofiarować nie wtedy, gdy wypada jakaś okazja, ale wtedy, gdy coś faktycznie w życiu się dzieje, gdy coś boli, cieszy, irytuje, przeraża...
A może właśnie tego brakuje. Może warto sobie na nowo uświadomić, że Bóg chce nas umacniać, dawać nam siebie zwłaszcza w tych sytuacjach, gdy naprawdę coś dzieje się w naszym życiu. Gdy przeżywamy szczególną radość, albo gdy cierpienie i ból rzucają nami o ziemię i gniotą niemiłosiernie.
Jezus zostawił nam siebie. Daje się nam w KAŻDEJ EUCHARYSTII. Naprawdę nie ma nic ponad to. Powrót do tej świadomości jest - moim zdaniem - kluczową kwestią w dyskusji o modlitwie o uzdrowienie. Bo Bóg uzdrawia nie tylko fizycznie, namacalnie, widowiskowo. Bóg przede wszystkim daje zdrowie duchowe. Pomaga przejść przez trudne doświadczenia, pomaga przeżyć załamania i ciemność, zaakceptować ból i dźwigać go mimo wszystko. Uzdalnia też do tego, by codzienne radości przekuwać w umiejętność uwielbiania Boga. To są cuda. Być może niezauważalne, ale one się dzieją za sprawą Ducha Świętego. Taki słabo zauważalny, ale jednak charyzmat.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).