O tym, co czuje dziennikarz stojący przed legendarnym Graalem i tuniką, w której chodził Pocący się krwią, z Grzegorzem Górnym rozmawia Marcin Jakimowicz .
Mój redakcyjny kolega Tomek Rożek pisząc o kosmosie z pokorą odpowiadał na wiele pytań: nie wiem.
Podobnie odpowiadają badający relikwie naukowcy, z którymi spotykałem się przez ostatnie lata. „To zjawisko nie miało się prawa wydarzyć” – słyszę. – „To zaprzecza prawom natury, dotychczasowej wiedzy, jaką zgromadziła ludzkość”. Nauka staje niezwykle często w bezradności, pokorze.
Stając twarzą w twarz z wizerunkiem z Manoppello, miałeś wrażenie, że patrzysz Bogu w oczy? O takim doświadczeniu pisał Paul Badde…
Tak, nie ukrywam, miałem podobne doświadczenie. Choć to ja patrzyłem na ten obraz, miałem wrażenie, że… to on patrzy na mnie. Oczy Jezusa są żywe i w zależności od tego, jak zmieniasz pozycję, masz wrażenie, że postać z wizerunku wodzi za tobą wzrokiem. Mówimy, że ikona jest oknem do świata duchowego, szczeliną do transcendencji. Podobnie mogę powiedzieć o tym wizerunku. Moja przygoda z Manoppello zaczęła się od spotkania z Paulem Badde. We wrześniu 2006 Benedykt XVI odwiedził tę wioskę w Abruzji. Zrobiłem wówczas dla telewizji film dokumentalny o niezwykłym wizerunku. Badde był narratorem tego obrazu.
Po opublikowaniu reportaży z Manoppello dostałem listy zdegustowanych czytelników, którzy doznawali estetycznego szoku: dlaczego ta twarz jest tak spuchnięta, zniekształcona? – pytali.
Jadąc do Abruzji wiedziałem już, że absolutnie żadne zdjęcie nie odda charakteru, istoty tego wizerunku. Jest kompletnie inaczej niż w przypadku Całunu Turyńskiego (zdjęcia pokazują go lepiej i wyraźniej, niż wygląda w rzeczywistości). Tu jest odwrotnie: fotografia jest bezradna, bo chusta z Manoppello łączy w sobie cechy zdjęcia, malowidła i hologramu. Włoscy kapucyni pozostawili nas z Leszkiem Dokowiczem i ekipą filmową na kilka godzin w pustym kościele. To była długa chwila kontemplacji, obcowania z tajemnicą. Duże przeżycie duchowe. Masz możliwość twarzą w twarz stanąć wobec…
…wizerunku, który Badde nazwał „najcenniejszą relikwią chrześcijaństwa!”.
Tak. Co ciekawe, często spędzaliśmy z rodziną wakacje w Abruzji i gdy opowiadaliśmy znajomym Włochom o chuście, nie wiedzieli, o czym mówimy. To dla wielu nowa rzeczywistość, która nie przebiła się jeszcze w mediach. Zresztą dziś otoczenie medialne jest takie, że pewne rzeczy po prostu się nie przebijają. Wystarczy zerknąć na informacje o całunie z Turynu. W świat poszedł news o tym, że badanie węglem 14C wykazało, że jest on średniowiecznym artefaktem, a 28 pozostałych badań potwierdzających autentyczność płótna nie przebiło się w ogóle! Nie widziałem też w mediach sprostowania, że badania węglem 14C okazały się niewiarygodne. Chemik Ray Rogers zbadał próbkę, która została wzięta do dotacji węglem 14C w 1988 roku i odkrył w niej nici bawełny zafarbowane na żółto. Zdumiał się, bo całun jest lniany i niezafarbowany. Okazało się, że po pożarze w 1532 roku siostry klaryski dokonujące renowacji płótna miejsca wypalone uzupełniały bawełnianymi łatami. Do badania wzięto nie ten fragment, który trzeba! W 2005 roku Rogers to udowodnił. Nie widziałem, by to przebiło się w mediach.
– „To, że ktoś dotknie całunu czy chusty w Manoppello, nie da mu tej wiary, do której wzywa nas Jezus w Ewangelii – opowiada biskup Grzegorz Ryś. – „Bo ta wiara jest zawierzeniem Bogu na słowo. W ciemno. Ważne jest to, czy ja doświadczam Chrystusa żyjącego we mnie? To naprawdę znaczy więcej niż stwierdzenie przed całunem: »Wierzę, że Jezus wstał z grobu«. No dobrze, a co dalej?”.
Jasne, wiara w autentyczność relikwii czy stwierdzenie prawdziwości niektórych teorii nie oznacza automatycznie wiary w żywego Boga. Wystarczy zerknąć na przykład profesora Gérarda Lucotte z Paryża, który udowodnił, że tunika z Argenteuil jest autentyczną szatą Jezusa, ale pozostał osobą niewierzącą, agnostykiem. Naukowiec ten przyjmuje Chrystusa jako postać historyczną, jako człowieka z krwi i kości, co więcej, udowodnił, że tunika należała właśnie do Niego, ale nie pociągnęło to go do wyznania wiary. To pokazuje, że między rozumem a wiarą nie ma znaku równości. Te rzeczywistości nie są wobec siebie sprzeczne, ale nie są tożsame. Spotkałem jednak mnóstwo osób, które po zetknięciu z relikwiami albo wiarę zyskały, albo ją potwierdziły.
W kolejkach przed wystawionym w Turynie całunem ustawiło się dwa miliony sto trzynaście tysięcy ludzi. Za czym tęsknili? Co chcieli zobaczyć?
Pan Bóg wie, że nie jesteśmy istotami eterycznymi, duchowymi, ale postrzegamy świat zmysłami. Musimy dotknąć, skosztować, powąchać, usłyszeć. Wiara domaga się konkretu. Dlatego Kościół od początku pielęgnował kult relikwii. Znał nasza kondycję i wiedział, że mogą być one wehikułem, dzięki któremu możemy zbliżyć się Boga.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.