Kościelne statystyki podają, że w naszej diecezji żyje 210 sióstr zakonnych, w tym, co warto podkreślić, 27 sióstr w dwóch ścisłych wspólnotach kontemplacyjnych.
Ciekawe, że właśnie wśród sióstr zakonnych w diecezji płockiej spotykamy dwa zgromadzenia, żyjące według surowej reguły, która dla wielu współczesnych wydaje się jakby nie z tego świata. To benedyktynki w Sierpcu i klaryski kapucynki w Przasnyszu. A jednak ta surowa forma życia jest dla niektórych pociągająca, bo Pan Bóg, zwłaszcza przasnyskiej wspólnocie mniszek, błogosławi nowymi powołaniami. W porównaniu z innymi to chyba jedna z najliczniejszych i najmłodszych, jeśli chodzi o wiek sióstr, wspólnota zakonna w diecezji. Skąd w nich tyle kobiecej odwagi?
Zamknięte dla Jezusa
Kto wchodzi do klasztoru, widzi nad drzwiami wyraźny napis: „Klauzura”. To jakby granica między tym, co w świecie i tym, co wewnątrz, w sercu i życiu duchowym, w relacji z Jezusem Oblubieńcem. Przede wszystkim, jak nauczał św. Jan Paweł II, klauzura służy „skupieniu swojego życia na kontemplacji Chrystusa. Pozwala także doświadczyć kenozy, czyli ogołocenia Chrystusa”. – Tylko w Panu Jezusie można zrozumieć sens klauzury, czyli dobrowolnego zamknięcia się w klasztorze kontemplacyjnym – mówi s. Maksymiliana Wesołowska, przełożona przasnyskiego klasztoru. – Klauzura jest podobna do tabernakulum, w którym jest ubóstwo przestrzeni. Ale to właśnie w taki sposób Pan Jezus przyciąga cały świat – przez Eucharystię: każdy może przed Nim być. I klauzura podobnie, tak po Jezusowemu przyciąga. Dalej, klauzura to krzyż. Na nim Pan z przebitymi dłońmi i stopami; był ograniczony w ruchach i w oddechu, a jednak najwięcej dokonał na krzyżu, bo nas zbawił. Gdy nie mógł nic, najwięcej uczynił. Przez to uczy nas, że małe nic w rękach Pana Boga może wszystko – mówi s. Maksymiliana, która od 40 lat żyje za klauzurą. Jak sama zwraca uwagę, do słowa „klauzura” lubi dodawać „za życie świata”. – Klasztory, a więc miejsca za klauzurą, mają być źródłami światła w świecie, mają być jak miasto położone na górze. To życie z pasją. Choć fizycznie przestrzeń jest zamknięta, ale duchowo jest szeroko otwarta. Wszędzie możemy być, za wszystkich możemy się modlić. To ukryte życie w Panu Bogu, które jest możliwe już tu, na ziemi – dodaje siostra. Czemu służy właśnie taka forma życia i co dzieje się za klauzurą? – Jest dużo ciszy, modlitwy i życia wspólnego, a więc takich wymiarów życia, od których bardzo się oddala współczesny świat. Chodzi najpierw o ciszę w sercu, bo wtedy Bóg działa. Wielokrotnie w ciągu dnia modlimy się wspólnie: na Mszy św., Różańcu, na brewiarzu. Nawet jeśli jest czas osobistej medytacji słowa Bożego w ciszy, jesteśmy razem, w chórze. To bycie jednocześnie razem i przed Panem jest bardzo wychowawcze dla nas – dodaje s. Maksymiliana.
Serce ci się rozszerzy
Razem z siostrami benedyktynkami uczestniczymy w wieczornych nieszporach. Sióstr jest niewiele, ale ich kaplicę wypełnia piękny śpiew po łacinie. Kto jeszcze umie śpiewać chorał tak, jak potrafią to benedyktynki?! To jedna z pereł ich duchowości i skarb kultury. Zresztą mimo burzliwych dziejów sierpeckiego klasztoru ocalały niektóre stare księgi liturgiczne, które świadczą o dawnej świetności i poziomie kultury muzycznej tego miejsca. Ale benedyktynka chętnie i często sięga do Reguły św. Benedykta. – W niej nasz ojciec założyciel zapisał obietnicę, że kto tej reguły przestrzegać będzie, „serce mu się rozszerzy i pobiegnie drogą przykazań Bożych z niewysłowioną słodyczą miłości” – mówi s. Agata Jamińska, przeorysza klasztoru benedyktynek w Sierpcu. Dodaje, że w życiu zakonnym nie należy uciekać z drogi zbawienia przy pierwszym zniechęceniu, gdy ktoś okaże surowość czy postawi wymagania, bo ten cel wart jest trudu. – Cała reguła zwraca uwagę, aby nic dla mnicha nie było droższe nad Chrystusa. Jest ona chrystocentryczna: Jezus jest w centrum. W naszej modlitwie jest bardzo dużo medytacji słowa Bożego. Święty Benedykt zachęcał, aby zająć umysł i pamięć myślą o Jezusie – mówi s. Agata. Sierpecka przeorysza benedyktynek żyje za klauzurą od 36 lat. Studiowała teologię na KUL-u, ale z zamiłowania jest historykiem. Z pasją opowiada o żyjącej w XVI wieku Magdalenie Mortęskiej, krewnej św. Stanisława Kostki, ksieni i reformatorce benedyktynek po Soborze Trydenckim. – Była odnowicielską żeńskiego życia monastycznego w Polsce. Ona założyła ponad 20 klasztorów, w tym również ten w Sierpcu – była to prawdopodobnie ostatnia jej fundacja, w 1624 roku. Matka Mortęska przyjęła śluby od ponad 200 sióstr. Zgłębiała Regułę św. Benedykta i napisała wiele dzieł o charakterze mistycznym. Zwracała uwagę, aby klasztory nie tylko uczyły pobożności, ale przede wszystkim mądrości. Kładła nacisk na pilność w uczeniu się; stąd przy naszych klasztorach powstawały szkoły dla dziewcząt, również w Sierpcu. Właśnie benedyktynki zapoczątkowały edukację kobiet – dodaje s. Agata.
Aż do męczeństwa
Długa, bogata i heroiczna jest historia, którą w naszej diecezji pisały kobiety w habitach, oddane modlitwie i zamknięte za klauzurą. Jej dopełnieniem może być wciąż mało znana postać bł. s. Marii Teresy Kowalskiej – klaryski kapucynki z Przasnysza, która poniosła śmierć męczeńską w obozie koncentracyjnym w Działdowie, razem z płockimi biskupami: Antonim Julianem Nowowiejskim i Leonem Wetmańskim. Na chrzcie otrzymała imię Mieczysława. Urodziła się w Warszawie w 1902 roku. Ze skąpych informacji o jej rodzinie można przypuszczać, że jej ojciec sprzyjał socjalistom i około 1920 roku z częścią swej rodziny wyjechał do Związku Sowieckiego. Gdy Mieczysława miała 21 lat, w 1923 roku wstąpiła do Zakonu Mniszek Klarysek Kapucynek w Przasnyszu. Ze zwierzeń, jakie czyniła siostrom, wynikało, że przez taki wybór życia i powołania chciała podjąć ekspiację za swoją rodzinę, do której wkradł się duch ateistyczny. To bardzo ciekawa, więcej – heroiczna motywacja, która tę młodą osobę zawiodła za klauzurę i kazała jej poświęcić się Bogu. W zakonie przyjęła imię Teresa od Dzieciątka Jezus. Śluby wieczyste złożyła 26 lipca 1928 roku. Nie miała dobrego zdrowia, była wątła i chorowita, ale miała szczerą wolę służenia w zakonie, była otwarta dla wszystkich. Jej życie było ciche i oddane całkowicie Bogu. „Swoją postawą zjednywała sobie zaufanie” – wyznała później jedna z sióstr. W przasnyskim klasztorze spełniała różne funkcje. Była furtianką, zakrystianką, bibliotekarką, mistrzynią nowicjatu i dyskretką. 2 kwietnia 1941 roku Niemcy zaaresztowali wszystkie siostry i wywieźli je do obozu koncentracyjnego w Działdowie. Wszystkie 36 sióstr zamknięto w jednym pomieszczeniu. Wtedy s. Maria Teresa chorowała już na gruźlicę. W nieludzkich warunkach znosiła mężnie cierpienia. Gdy była już bliska śmierci, ale wciąż świadoma, mówiła: „Ja stąd nie wyjdę, swoje życie poświęcam, żeby siostry mogły wrócić”. Często pytała swej przełożonej: „Mateczko, długo jeszcze? Czy prędko umrę?”. Taką postawą pogodzenia się z wolą Bożą budowała inne siostry, obecne z nią w celi. Zmarła w nocy 25 lipca 1941 roku. Jej ciało zabrano, a miejsce jej pochówku nie jest znane. Ta śmierć wywarła wielkie wrażenie na siostrach, tym bardziej że zgodnie z tym, co mówiła s. Maria Teresa, w dwa tygodnie po jej śmierci, 7 sierpnia 1941 roku, siostry rzeczywiście zostały zwolnione z obozu. W 1999 roku Jan Paweł II ogłosił ją błogosławioną.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).