Kult Szatana? Ktoś musiał się mocno pogubić, jeśli wierzy w tryumf diabła i w dodatku liczy, że będzie miał z tego jakąś korzyść.
Wczoraj pojawiła się informacja o profanacji kościoła na częstochowskim cmentarzu Kule. Wandale wypisali na murach świątyni: „szatan”, „ten kościół spłonie”, „zabić chrześcijan”. Do tego wymalowali odwrócone krzyże i pentagramy.
Zawsze się zastanawiam, co siedzi w głowach ludzi, którzy w sposób bardziej lub mniej zaangażowany uprawiają albo raczej są przekonani, że uprawiają kult szatana.
Moja hipoteza jest taka, że to się bierze z jakiegoś gigantycznego nieporozumienia na temat tego, kim jest szatan. Być może to niezrozumienie bierze się z tego nurtu w kulturze i literaturze przede wszystkim, który Lucyfera prezentuje jako humanistę, buntownika i melancholijnego tułacza. podobnego nieco do Prometeusza skazanego przez Bogów za wzięcie strony człowieka.
Weźmy na przykład Miltona „Raj utracony”. Szatan Johna Miltona to postać daleka od ohydy, z jaką powinna być kojarzona. Próżno szukać u niego znamion tego, który na brzuchu ma się czołgać i jeść proch. Zamiast tego mamy bohatera dążącego do pełnej wolności, nieskrępowanego samostanowienia, inteligentnego i – paradoksalnie – ludzkiego. C.S. Lewis zwraca uwagę (w przedmowie do Listów starego diabła do młodego, wyd IV), że największe spustoszenie i wykoślawienie obrazu Szatana w kulturze zawdzięczamy Goethemu i jego Mefistofelesowi. Mefistofeles, jak zauważa Lewis, jest ucywilizowany i pełen humoru, przez co stwarza i ugruntowuje iluzję, jakoby zło (albo raczej bunt, którego jest przyczyną) miało wartość wyzwalającą.
I taką wizję Szatana bierzemy w ciemno, bo kto by się odważył skrytykować klasyków. Taka też wizja osobowego zła ugruntowała się w polskiej literaturze – chociażby u Tadeusza Micińskiego, w skądinąd świetnym poemacie Lucifer. W którym diabeł ma takie określenia jak komet król, blask wulkanów, piorun burz itd itp. Czytałem to jeszcze w ogólniaku, potem na studiach i byłem pod wrażeniem, bo ani Vader, ani Behemoth, ani inne „satanistyczne” kapele nie są w stanie wydumać tak pociągającej i tak bardzo skrzywionej wizji szatana.
A popatrzmy jeszcze chociażby na „Mistrza i Małgorzatę”. Bułhakow prezentuje nam szatana z przymrużeniem oka. Ironizuje, pokazuje diabła jako profesora od czarnej magii, w pocerowanej koszuli, garniturze, z laseczką, cierpiącego na reumatyzm i otaczającego się dziwaczną świtą. Grotestka. Żadnej powagi, żadnego okropieństwa, zero ohydy, szczypta ironii.
I tak genialne dzieła – czytane bezkrytycznie – przeformatowują myślenie na temat diabła, jego istoty, a nawet zamiarów.
Nie sądzę, że ktoś, kto wymalowuje satanistyczne symbole na kościele lub dopuszcza się innych form profanacji lub ataku na symbole chrześcijańskie, jest w pełni świadomy, czego tak naprawdę chce. Wierzę raczej, że w swojej naiwności zbyt dosłownie bierze pewne utrwalone w kulturze symbole, stereotypy, obrazy.
Szatan kulturowy to pewnego rodzaju symbol, element kodu. Równie dobrze można by wyznawać Ikara (choć Dedal dofrunął) Odyseusza albo plutonowego Gustawa Jelenia lub Hansa Klossa.
Natomiast jeszcze głupszą opcją jest jakakolwiek próba wyznawania satanizmu. Bo co to w ogóle znaczy? Mam wrażenie, że ludzie, którzy deklarują się jako wyznawcy Lucyfera kompletnie pomieszali dwie wizje – kulturową i religijną. Niepojęte jest dla mnie, do czego dąży satanista. Gdyby poważnie się nad tym zastanowić, to taki człowiek równie dobrze mógłby codziennie starać się rozedrzeć samego siebie na strzępy. Jak ktoś pisze, śpiewa lub mówi o tym że szatan zatryumfuje, mógłby się dobrze zastanowić, co za głupoty plecie. Po pierwsze, szatan już raz na zawsze został pokonany. A jeśli ktoś tego nie uznaje, to może mi wyjaśni, czego spodziewa się po ewentualnym tryumfie zła? Jakiegoś wyzwolenia, osiągnięcia samoświadomości, a może jakiejś mrocznej odmiany szczęścia? Toż to są jakieś ekstremalne bzdury! Szatański tryumf może co najwyżej polegać na tym, że człowiek, który spodziewał się czegoś po mistrzu kłamstwa, zorientuje się, że żył w koszmarnym błędzie, że wybrał strasznie głupio. Przed nim już tylko nieprzebrane morze rozpaczy, wieczny koszmar, cierpienie, ból i samozatracenie w tym cierpieniu. A najbardziej chyba będzie bolało to, że sam się na to skazał. To był jego własna decyzja. Czy właśnie o to chodzi?
W Świdnicy biskup apeluje o modlitwę w intencji tych, którzy wybierają się na koncert "satanistycznej" kapeli. Do tej intencji warto dołączyć odpowiedzialnych za malunki na częstochowskim kościele, by opamiętali się, póki jeszcze mają czas.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Choć ukraińska młodzież częściej uczestniczy w pogrzebach niż weselach swoich rówieśników...
Praktyka ta m.in skutecznie leczy głębokie zranienia wewnętrzne spowodowane grzechem aborcji.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).