Wiedzieć czym jest zasada pomocniczości państwa. Patrzeć dalej niż zbliżające się wybory. I umieć wykorzystać olbrzymi potencjał tkwiący nie w administracyjnych strukturach, ale w różnego rodzaju organizacjach pozarządowych.
Takie informacje docierają do nas coraz częściej. Kolejna piątka dzieci, decyzją sądu, umieszczona została w Domu Małego Dziecka. Tym razem w Wałbrzychu. Eksperci alarmują, że bieda nie jest wystarczającym powodem dzielenia rodziny, wolontariusz opiekujący się matką i dziećmi twierdzi coś zupełnie innego niż czytamy w raporcie asystenta MOPS-u, sąd swoje. Absurdalność sytuacji sprowadza się do finansów. Utrzymanie dzieci w ośrodku to koszt ok. 15-20 tysięcy złotych. Przekazanie jednej czwartej kwoty prawdopodobnie w sposób radykalny zmieniło by sytuację rodziny. Dlaczego nie można tego zrobić? Odpowiedź jest banalnie prosta. Trzeba zmienić przepisy.
Zanim to nastąpi ktoś musi mieć wizję. Wiedzieć czym jest zasada pomocniczości państwa. Patrzeć dalej niż zbliżające się wybory. I umieć wykorzystać olbrzymi potencjał tkwiący nie w administracyjnych strukturach, ale w różnego rodzaju organizacjach pozarządowych, gdzie działają ludzie z pasją, mający olbrzymią wiedzę i doświadczenie, doskonale znający potrzeby środowiska, a przede wszystkim lepiej wykorzystujący przeznaczone na ten cel środki. Nie od dziś bowiem wiadomo, że z kwot przeznaczonych na pomoc społeczną zaledwie kilkanaście procent trafia bezpośrednio do zainteresowanych. Resztę stanowią tak zwane koszty własne. Przekonałem się o tym przed kilkunastu laty, kiedy podczas rozmowy pracownik socjalny twierdził, że poniżej pewnej kwoty nie da się zrobić zimowiska dla młodzieży. Dało się.
Brak wizji. To chyba największy mankament debaty publicznej. Coraz więcej osób owym brakiem jest zaniepokojonych, pisze o tym i mówi. Tyle, że ciągle jest to głos „drugiego obiegu”, nie uwikłany w bieżące polityczne spory, wolny od emocjonalnych nawalanek, otwarty na argumenty, skory do współdziałania, nie skory do wykluczania kogokolwiek. Tego głosu nie usłyszymy w głównych wydaniach wiadomości, analiz nie przeczytamy na pierwszych stronach wielonakładowych pism. Trzeba zadać sobie trud dotarcia do medialnej niszy, znaleźć czas na spokojną lekturę, skonfrontować z innymi autorami. Czyli – jak pisał Horacy w liście do przyjaciela – sapere aude.
Ilu zdobędzie się na taką odwagę – pytanie otwarte. Jedno jest pewne. Im więcej odważnych tym większa szansa na rozwiązanie problemów coraz częściej jawiących się niczym węzeł gordyjski. Próbującym rozwiązać problem węzła na sposób Aleksandra warto zadedykować fragment eseju Zbigniewa Herberta. „Z ciężkim sercem (bo któż nie kochał Aleksandra) trzeba wyznać, że zalegalizował on niejako pewien odrażający rodzaj gwałtu. Fakt, że w każdym stuleciu święci on swoje haniebne triumfy, nie usprawiedliwia Macedończyka (…) Nie wiadomo zresztą od czego zaczyna się eskalacja zbrodni. Napisy smarowane na niewinnym murze, bicie kruchych okien, bezczeszczenie cmentarzy, podpalanie świątyń… Moment transformacji, wyzwolenia złowieszczych elementów przemocy bywa najczęściej nieuchwytny” (Węzeł gordyjski, 1981).
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Niech Rok Jubileuszowy będzie czasem łaski, nadziei i przebaczenia.
"Oczekujemy od osób odpowiedzialnych za podjęte decyzje wyjaśnienia wszystkich wątpliwości".
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.