O rachunku sumienia z niewykorzystanych sekund, gotowaniu zupy podczas Eucharystii oraz zasypianiu na modlitwie z legniczanką Anną Mróz rozmawia Jędrzej Rams.
Jędrzej Rams: Czy zegarek jest potrzebny podczas modlitwy albo spowiedzi?
Anna Mróz: Oczywiście! Jednak i tutaj ważne jest, aby nie przesadzić. Parafrazując św. Ignacego z Loyoli, zarówno „wyziębienie”, jak i „przegrzanie” duchowe prowadzi do choroby duszy. Kiedy człowiek chce przeznaczyć na modlitwę określony czas, to zegarek mu pomaga, a szczególnie jakiś przypominający alarm – nie musi wtedy zerkać na zegarek, patrząc, czy to „już”, tylko może się skoncentrować na modlitwie, na spotkaniu z Bogiem. Nawet w zakonach kontemplacyjnych nikt nie modli się całą dobę na klęczkach. Jest tam wszystko dokładnie poukładane. Św. s. Faustyna Kowalska, ilekroć chciała się choć godzinę dłużej pomodlić, musiała zawsze pytać przełożonych o zgodę. To wielka mądrość Kościoła.
Poprowadzisz niedługo część sesji szkoleniowo-rekolekcyjnej z zarządzania czasem „Maria i Marta”. Będziecie uczyć, jak długo się modlić? Potrzebne jest to katolikowi?
Nie tylko katolikowi. Każdemu. Zarządzanie czasem to nie kontrolowanie swojego dnia ze stoperem w ręku. To raczej zarządzanie sobą w czasie, który z każdym nowym dniem dostajemy od Pana Boga. Można powiedzieć, że o północy każdego dnia dostajemy skarb w postaci 86 400 sekund. Aby go wykorzystać, mamy tylko 24 godziny. Ileż sekund nam po prostu przepada! Kto z nas robi sobie na koniec dnia taki „rachunek sumienia” z czasu? Można nauczyć się układać swoje życie, poznając różne techniki i metody planowania swojej aktywności w czasie. I to proponuję na takiej sesji. To my zaczynamy wówczas decydować, co i kiedy robimy. Oczywiście zmiana nawyków to proces długotrwały, ale możliwy. Nie znam żadnego świętego, który by żył w bałaganie i nie kontrolował poszczególnych punktów dnia.
Dlaczego opieracie rekolekcje na postaciach Marty i Marii? Jak warto patrzeć na ten fragment Ewangelii?
Maria i Marta to dwa różne style życia. W każdej z nich każdy z nas może znaleźć coś swojego, coś, co go najlepiej opisuje. Większość ludzi uważa, że Pan Jezus wyraźnie pochwalił Marię za jej kontemplację, a Martę zganił za jej akcję. Tak naprawdę to postawa Marii jest życiem „tu i teraz”, a Marty – życiem rozproszonym na różne posługi. W naszej sesji rekolekcyjno-warsztatowej chcemy zwrócić uwagę, jak ważna jest postawa Marii i jednocześnie ukazać Martę w trochę jaśniejszym świetle – tak bardzo brakuje nam przecież w codzienności jej uporządkowania i doprowadzenia do tego, abyśmy to my mieli czas, a nie czas miał nas.
Czy poukładanie czasu dnia wpływa na kondycję duchową?
Ba! Ma ogromny wpływ. Kiedy pewnego dnia pochyliłam się nad moimi aktywnościami w ciągu dnia, zauważyłam, że to nie jest tak, iż mam dzień tak wypełniony po brzegi, że nie ma w nim czasu na modlitwę. Nie było go, bo ja po prostu go nie zaplanowałam. Miałam wiele czynności zaplanowanych co do sekundy, a dla Pana Boga przeznaczałam ostatnie minuty dnia, kiedy po prostu padałam ze zmęczenia. „Wygląd” takiej modlitwy był bardzo łatwy do przewidzenia. Obrazowo było to tak, że zastanawiałam się rano, czy odmówiłam 8 czy 10 „Zdrowaś, Maryjo”! A przecież można inaczej! Znam cudowne mamy kilkorga dzieci, które, znając swoje zmęczenie na koniec dnia, mają ustalony czas na modlitwę o poranku, zanim ich rodziny wstaną. To czas przeznaczony tylko dla nich i dla Pana Boga. Tak rozpoczęty dzień wygląda inaczej. Pod wieloma względami. Przekonałam się o tym, kiedy sama zaczęłam czas porannych dojazdów do pracy spędzać na rozmowie z Panem Bogiem.
Świat uczy nas motta: „Jesteś coś wart, gdy jesteś ekonomiczny”. Co ze „stratą czasu”, jaką są na przykład Eucharystia czy spędzanie czasu z dziećmi? Czy to też jest nieekonomiczne?
To zależy, jak wyglądają Msza św. czy zabawa z dziećmi. Jeśli podczas Eucharystii lub zabawy z dziećmi czy nawet podczas odpoczynku (bo czas na odpoczynek w zarządzaniu sobą w czasie jest kluczowy!) jesteśmy faktycznie „tu i teraz”, to nigdy nie jest to strata czasu. Jeśli natomiast podczas Mszy gotujemy w myślach obiad, obmyślamy nowy wystrój mieszkania, załatwiamy sprawy na mieście lub też jeśli podczas zabawy z dziećmi jednocześnie gotujemy czy nasz odpoczynek to nerwowe patrzenie raz w ekran telefonu, raz w laptop, raz w TV, to taki czas, który pozornie jest wykorzystany na multitasking, prowadzi w dłuższej perspektywie do nerwowości lub choćby „tylko” spadku koncentracji. I zmęczenia. O. Grzegorz Ginter przypomniał mocne słowa św. Ignacego, że „człowiekowi prawdziwie umartwionemu wystarczy 15 minut, by się zjednoczyć z Bogiem”. Umartwienie w tym przypadku polega na skupieniu, na byciu „tu i teraz”, na koncentracji na tym, co się właśnie robi, bez rozpraszania się, bez uciekania w myśli, wyobrażenia itd. Ludzie „nieumartwieni” potrafią w czasie trwania Eucharystii ugotować niejeden obiad, zrobić niejedne zakupy, próbować załatwić niejedną sprawę – to wszystko w głowie. Ciałem są wtedy w kościele, lecz myślami, a więc i świadomością – daleko, w swoich sprawach. W tym przypadku cenną rzeczą jest umartwić nasz umysł, wyobraźnię itp., by naprawdę być w kościele, naprawdę robić tylko jedną rzecz naraz (modlić się, uczestniczyć w Eucharystii i ciałem, i duchem) – jak Maria, jedna z tytułowych postaci rekolekcyjnych.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).