Porwany w połowie października w Republice Środkowoafrykańskiej ks. Mateusz Dziedzic czuje się dobrze. W weekend dostał paczkę od misji, w której pracował, i od rodziny - powiedział we wtorek PAP wikariusz generalny diecezji Bouar ks. Mirosław Gucwa.
"Jesteśmy z nim cały czas w kontakcie, chociaż już nie tak często jak kiedyś, ponieważ są problemy z połączeniem" - mówił ks. Gucwa, który jako jedyny ma obecnie telefoniczny kontakt z uprowadzonym, jak i z porywaczami. "Ostatnio z nim rozmawiałem w sobotę, a dzisiaj (we wtorek) rano z jednym z porywaczy, który akurat nie mógł przekazać telefonu, bo był oddalony od ks. Mateusza" - dodał.
Jak zaznaczył rozmówca PAP, "cały czas w toku są negocjacje" w sprawie uwolnienia ks. Dziedzica i innych zakładników. Ich pierwszy etap miał miejsce tydzień temu. "W tym tygodniu mają też spotkać się w Kamerunie ci, którzy są w sprawę zaangażowani, razem z władzami Kamerunu" - dodał ks. Gucwa. Wyraził przy tym nadzieję, że rozmowy te przyniosą skutek.
Podkreślił, że "w grę nie wchodzą żadne pieniądze, żaden okup; cały czas jest sprawa ich szefa, który znajduje się w więzieniu". Porywacze chcą wymienić bowiem polskiego misjonarza na jednego ze swoich przywódców, który jest więziony w Kamerunie.
Ks. Gucwa powiedział PAP, że w piątek rozmawiał z uprowadzonym dwukrotnie, który mu przekazał, że "czuje się dobrze". "Potwierdził to również w sobotę. Od soboty nie mogłem się z nim połączyć, dlatego, że najpierw nie było zasięgu u nas w Bouar przez dwa dni, a dzisiaj rano, kiedy dzwoniłem, osoba, która miała telefon, była oddalona od ks. Mateusza" - tłumaczył wikariusz.
"W sobotę udało nam się przesłać mu rzeczy, o które prosił, w tym wino i hostię. Również otrzymał paczkę z Polski od swoich rodziców (...). Potwierdził potem, że wszystko otrzymał" - powiedział ks. Gucwa.
Podkreślił, że z relacji porwanego wynika, iż "nie ma jakiegoś zagrożenia, jeśli chodzi o życie, czy o bezpieczeństwo". "Wiadomo jednak, że warunki, w jakich są przetrzymywani porwani, są takie, jakie są" - podsumował diecezjalny wikariusz.
Ks. Dziedzic został uprowadzony przez rebeliantów w nocy z 12 na 13 października z misji w Baboua w Republice Środkowoafrykańskiej, ok. 50 km od granicy z Kamerunem. Został następnie wywieziony w stronę granicy z Kamerunem. Rebelianci zamierzali uprowadzić także jego współpracownika ks. Leszka Zielińskiego, ale po dłuższych pertraktacjach zgodzili się, by jeden z duchownych został na misji.
Zaraz po porwaniu strona kościelna nawiązała kontakt z porywaczami i duchownemu dostarczono lekarstwa i wodę pitną.
Po uprowadzeniu misjonarza polskie MSZ informowało, że porwania dokonała uzbrojona grupa rebeliantów, tzw. Ludzie Miskina. W resorcie został powołany zespół kryzysowy, który jest w stałym kontakcie z komisją episkopatu polski ds. misji. Szef MSZ Grzegorz Schetyna powołał też specjalny zespół międzyresortowy, który zajmuje się sprawą.
O porwaniu polskiego misjonarza poinformowane zostały odpowiednie instytucje rządowe w Republice Środkowoafrykańskiej, międzynarodowe misje w tym kraju oraz ONZ.
W Republice Środkowoafrykańskiej pracuje 32 polskich misjonarzy.
Od stycznia obowiązuje zalecenie MSZ, by obywatele polscy przebywający prywatnie w RŚA opuścili kraj ze względu na dramatycznie pogarszającą się sytuację bezpieczeństwa. W kraju tym działają trzy wojskowe misje zagraniczne: misja pokojowa ONZ - MINUSCA, misja Unii Europejskiej - EUFOR CAR oraz misja specjalna Francji - Sangaris. W skład misji EUFOR CAR wchodzi polski kontyngent liczący ok. 50 żołnierzy.
Odnotowano ofiary śmiertelne, ale konkretne liczby nie są jeszcze znane.
Biskup zachęca proboszczów do proponowania osobom świeckim tego rodzaju posługi.
Nauka patrzy na poczęte dziecko inaczej niż na zlepek komórek.