O fascynacji tradycją chrześcijańskiego Wschodu, nadziei powszechnego zbawienia i pedagogii strachu z ks. prof. Wacławem Hryniewiczem OMI rozmawia Andrzej Kerner.
Czy nadzieja powszechnego zbawienia nie odbiera powagi naszym czynom na ziemi? Skoro wszyscy pójdziemy do nieba...
Bynajmniej nie odbiera powagi życiu, naszym decyzjom i czynom. Każdy musi przecierpieć do końca konsekwencje swoich win. Kiedy mówię o nadziei na powszechne zbawienie, nie chodzi o przymusową amnestię ze strony Boga, nieliczącą się z wolnością istot rozumnych. On respektuje wolność człowieka, ale nie jest wobec niej bezradny. Przekonuje i pociąga ku sobie wszystkim, kim jest (zob. J 12,32; 1 J 4,8.16). A jest najskuteczniejszym Lekarzem i najmądrzejszym Pedagogiem, który nigdy nie zawodzi. Zbyt łatwo mówi się o boskiej bezsilności w obliczu odmowy ze strony człowieka. Bóg jak Dobry Pasterz nie przestanie poszukiwać wszystkich zagubionych w swoim człowieczeństwie „aż znajdzie” (Łk 15,4.8). Kara ma charakter tymczasowy i terapeutyczny. Jej celem jest poprawa i nawrócenie, a nie jedynie odpłata za popełnione grzechy. Kara dla samej kary byłaby czymś zgoła negatywnym, pozbawionym sensu, niegodnym miłosiernego i sprawiedliwego Boga. Taki jest sens Gehenny – niewyobrażalnie bolesnego przejścia przez mękę, przed którą ostrzegał Jezus.
Skąd zatem tyle zastrzeżeń wobec tego nurtu myślenia?
Do potępienia nadziei powszechnego zbawienia przyczyniły się chyba przede wszystkim rzesze prostych chrześcijan, którzy nie potrafili zrozumieć prawdziwego sensu Gehenny o charakterze leczniczym jako boskiego daru uzdrowienia, lecz opowiadali się za wiecznym potępieniem grzeszników. Francuski historyk George Minois („Historia piekła”) pisał: „Jeśli najstraszliwszy zbrodzień, a nawet sam diabeł mogą spodziewać się kresu męczarni, to doprawdy nie warto poświęcać się dla cnoty! (...) Otóż w dziejach Kościoła żadne wierzenie nigdy nie stało się dogmatem, jeśli uprzednio nie nabrało charakteru przekonania utrwalonego w opinii powszechnej”.
Czy człowiek może swoim życiem i także decyzją w chwili śmierci powiedzieć Bogu ostateczne: „nie”? Czy Bóg mógłby takie „nie” zamienić na „tak”?
Śmierć nie jest ostateczną granicą możliwości nawrócenia. Bóg się nie śpieszy. W Jego dobrych rękach jest nie tylko czas ziemskiego istnienia człowieka, ale także wieczność. To teologia od wieków usiłowała w swoim dominującym nurcie wytyczyć granice miłosierdziu Bogu w śmierci człowieka. Wielowiekowy nurt nadziei na ocalenie wszystkich grzesznych istot nie stawia granic Bożemu miłosierdziu, które jest zawsze miłosierdziem sprawiedliwym.
Od lat nawołuje Ksiądz do porzucenia przez Kościół pedagogii strachu. Tymczasem mamy natężenie zjawisk, które chyba temu nie sprzyjają: wzrastającą liczbę egzorcyzmów, otwartą wrogość do Kościoła. Jak się nie bać?
Odpowiadam pytaniem: czy pedagogia strachu, surowości i rygoryzmu ustrzegła świat od niewiary, ateizmu i sekularyzmu? Okazała się pod wielu względami nieskuteczna. Nie bez powodu papież Jan XXIII w związku ze zwołaniem Soboru Watykańskiego II podkreślał, że Kościół chce posługiwać się raczej „lekarstwem miłosierdzia” niż surowością i potępieniami. Co do mnożących się egzorcyzmów, warto zauważyć, że często mamy do czynienia z zaskakującym zachwianiem priorytetów. Traktuje się szatana tak, jak gdyby to on właśnie był wszechwładnym panem całego świata, słabszym od samego Zbawiciela, Jezusa Chrystusa. Złemu duchowi przypisuje się wszelkie zło, które dzieje się dzisiaj w naszym życiu. Zapominamy wówczas, że jest Ktoś od niego mocniejszy, któremu należy uwierzyć i zaufać Jego obietnicom. Wrogość zaś do katolicyzmu może rodzić się także z powodu błędów popełnianych przez ludzi Kościoła, z tendencji do narzucania wszystkim określonych poglądów i wykorzystywania religii do celów politycznych.
Krytycy uważają, że głosi Ksiądz chrześcijaństwo w wersji light, miękkie...
Uważam, że jest to po prostu wyraz niezrozumienia. Zarzut ten formułują często ci, którzy w ogóle nie czytają moich publikacji. Nie rozumieją, że pedagogia nadziei stawia większe wymagania etyczne i jest bardziej wymagająca niż sama pedagogia strachu przed wiecznym potępieniem. Bezkrytycznie powtarza się zarzuty o rozmywaniu chrześcijaństwa i wydaje niesprawiedliwe sądy, zapominając o słowach Jezusa: „Nie sądźcie, abyście nie zostali osądzeni” (Mt 7,1). W takich postawach widzę pogardliwe lekceważenie wielowiekowego nurtu nadziei na ocalenie wszystkich, który głosi o wiele szlachetniejsze motywy do czynienia dobra i przezwyciężania zła w ludzkim życiu. Aby to zrozumieć, trzeba mieć w sobie taką nadzieję, współczucie dla najbardziej zatraconych oraz świadomość głębokiej solidarności międzyludzkiej. Komu tego brak, ten nie pojmie sensu opowiadania się za uniwersalizmem eschatologicznej nadziei. Płacz Jezusa nad Jerozolimą to wyraz Jego współczującej miłości dla wszystkich grzesznych ludzi. Za wybitnym szwajcarskim teologiem Hansem Ursem von Balthasarem mogę jedynie powtórzyć: „Kto liczy się z możliwością nawet jednego potępionego na wieki, oprócz siebie samego, ten nie może chyba kochać bez zastrzeżeń”.
Ks. prof. Wacław Hryniewicz OMI - teolog, ekumenista, głosiciel nadziei powszechnego zbawienia. Współtwórca Instytutu Ekumenicznego KUL. Długoletni członek Międzynarodowej Komisji Mieszanej ds. Dialogu Teologicznego między Kościołem rzymskokatolickim i Kościołem prawosławnym. Wśród wielu prac naukowych i kilkudziesięciu książek fundamentalnym jego dziełem jest trzytomowy „Zarys chrześcijańskiej teologii paschalnej”. 30 października ks. prof. Hryniewicz otrzyma tytuł doktora honoris causa Uniwersytetu Opolskiego
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.